Battle Chef Brigade - Smacznego!
Overcooked to nie jedyna seria o gotowaniu, którą się zachwycam. Równie pomysłowa i ciekawa jest koncepcja Battle Chef Brigade, w której już po pierwszych zwiastunach wiedziałem, że się zakocham, tak jak polacy kochają wszelkie kulinarne programy w TV.
09.04.2019 16:39
Przepis na życie
W krainie zwanej Victusia żyje sobie niepozorna Mina Han, której marzeniem jest wstąpić do brygady - elitarnej jednostki polującej na potwory, które później - już w kuchni - zmieniają je w przepyszne potrawy. Dziewczyna zgodnie z wolą rodziców pracuje w rodzinnej restauracji, jednak kiedy nadarza się okazja, wyrusza do stolicy, by uczestniczyć w turnieju i stoczyć pojedynki z innymi kucharzami. A jak to zwykle bywa, po drodze do celu, czyli zostania brygadierem, wydarzy się jeszcze kilka innych spraw. Nie bójcie się jednak - nie ma tu pompatycznego ratowania świata, to przecież gra o gotowaniu!
Wątków w historii jest zresztą kilka, przyjdzie nam też pokierować inną postacią. Całość przypomina serial animowany (mogło by to lecieć w Cartoon Network po Samuraju Jack’u, oglądałbym). Tematy obecne w grze są ciekawe: motyw nieposłuszeństwa rodzicom, nagła choroba bliskiej osoby czy bardzo specyficzny wątek miłosny postaci pobocznych. Jest dobrze, poważnie, ale trochę nierówno. Fabuła jest jednak dobrym tłem dla naszych poczynań, dla rozgrywki.
Master Chief
Dla takiej gry można by stworzyć jakiś osobny gatunek. Action-match 3-platformer? Beat-Em Up-Puzzler? Może brigadelike idąc za popularnymi "soulsami"?
Jako Mina wstępujemy do turnieju - uczestniczymy w walkach z innymi kucharzami. Nim runda się rozpocznie, prowadzący przedstawia sędziów (Magdalenę Gessler, Michela Moran i Annę Starmach - niestety, twórcy nie wrzucili ich do gry, więc trzeba sobie wyobrazić obecność jurorów - liczę, że jakieś DLC to zmieni). Każdy sędzia ma oczywiście swój ulubiony smak, może być więc tak, że musimy przygotować jedzenie na ostro. Całość przykrywa temat dania - bestia, która powinna zostać upolowana i stać się częścią naszej potrawy. Może to być smok, może być i owoc z niedalekiego drzewka.
Poza walkami możemy pomagać mieszkańcom i dorobić trochę grosza. W Laboratorium musimy w określony sposób łączyć ze sobą elementy, by uzyskać wymagany wynik. Lokalna łowczyni zabierze nas bezpośrednio do lokacji w których przyjdzie nam polować na wybrane przez nią stwory. Restauracja z kolei wymaga od nas jak najszybszego ułożenia określonego wzoru w garze i przygotowania w ten sposób jak największej ilości potraw (wszakże mieszkańcy nie są tak wybredni jak sędziowie).
Pieniądze przydadzą się w lokalnym sklepie, w którym możemy kupić ulepszenia czy urządzenia kuchenne. Na przykład lepszy garnek, który łączy już ze sobą dwa elementy, nie trzy (ale żeby nie było za łatwo - tylko zielone). Albo deskę, na której usuniemy określone elementy - chociażby truciznę, która pojawia się na późniejszym etapie gry, a która znacznie obniża wynik w finalnym daniu (ciekawe dlaczego sędziowie nie lubią trucizny? Hmm…) Na walkę w turnieju możemy zabrać ze sobą trzy takie akcesoria, trzy ulepszenia oraz przyprawy i inne wzacniacze smaku, takie jak chociażby pikantny sos, który zmieni kolorki na czerwone. Warto inwestować w dobra ze sklepu - choć irytuje trochę fakt, że na rozgrywkę idziemy trochę w ciemno i nie wiadomo co się może przydać - nie znamy przecież tematu i wymagań sędziów.
Powiedzmy to sobie, żeby nie rysował nam się obraz gry trudnej: nawet jeśli zawalicie pojedynek, gra oferuje restart i proponuje ponowne dobranie wspomagaczy. Zakładam więc, że przegracie raz, nie więcej, z poszczególnym szefem. O ile w ogóle przegracie, bo początkowe walki są banalne. Nie mniej jednak sam, przed zagraniem, spodziewałem się gry trudnej. Początkowo nie było łatwo się przestawić - jest limit czasu, trzeba go sobie rozdysponować na bieganie i na gotowanie. Ale szybko się to łapie.
Kuchenne rewolucje
Cały ten zamysł sprawdza się świetnie, a sama gra nie ma okazji się znudzić, bo nim dobijemy do 10 godzin, ujrzymy napisy końcowe. Ja gier długich nie lubię, ale tu aż się chciało więcej. Po ukończeniu ścieżki fabularnej możemy spróbować się w dodatkowych trybach, ale w gruncie rzeczy to już nie to - nie miałem już tej motywacji, by walczyć. Jest jeszcze tryb rywalizacji na kanapie, ale z założenia zamiast walczyć ze sobą, lubimy z Marysią współpracować i szkoda, że studio nie pomyślało o tym, by wprowadzić zmagania w kooperacji - jak najbardziej widzę, że dałoby się to zrobić.
Pomimo drobnej czkawki w fabule, która bywa nierówna i kilku drobnostkach, o których wspomniałem tu i tam, uważam z całego serca, że warto zainwestować w Battle Chef Brigade. Sam zamówiłem pudełeczko z Limited Run Games i z dumą umieściłem tytuł na półeczce. I choć nie widzę powodu, by wracać do Victusii, dobrze będę wspominał ten tytuł, a jeśli kiedyś twórcy pokuszą się o sequel, rzucę w nich mamoną.