Hej! Chris Roberts właśnie pokazał, że da się sprzedawać jeszcze więcej niczego
Tylko się nie śmiej. Tylko się nie śmiej. Tylko się nie… AHAHAHAHAHA! A tak poważnie, to jest to dość smutne.
Dobra, na początek mały disclaimer. Ja naprawdę chcę, żeby Star Citizen powstał i żeby miał choć połowę tego, co zapowiada Chris Roberts. Cholera, niech on ma to, co pojawiło się w pierwszym zwiastunie ponad 5 lat temu. Bo do dziś pamiętam ekscytację po jego obejrzeniu. W końcu dostaniemy space sima na miarę naszych czasów. I to jeszcze od tego Chrisa Robertsa. No po prostu mokry sen każdego fana Wing Commandera, Privateera, Elite i innych.
Star Citizen - What is It?
I tak sobie w sferze snów zostaje, bo choć wspierający, przepraszam, „inwestorzy”, jak lubią siebie nazywać, mogą grać w wersję alpha, to zbyt wiele ona nie oferuje, a większość magii płynie z pięknie wyreżyserowanych pokazów. Co prawda niebawem ma ukazać się wersja 3.0, a wraz z nią lądowanie na planetach, nowe okręty, usprawniony system misji i wiele, naprawdę wiele innych rzeczy, ale to "niebawem" w przypadku Cloud Imperium Games oznacza dowolny przedział czasu od teraz do nieskończoności.
Nie zamierzam jednak marudzić, że gra powstaje w ślimaczym tempie, bo raz - to niczego nie zmieni, dwa - znacie moje podejście do tematu, trzy - to jest ogromny projekt, borykający się z licznymi problemami, jak to zwykle w takich przypadkach bywa. Jedno natomiast jest dla mnie niepojęte.
To, że na początku Star Citizen zbierał miliony jest łatwe do zrozumienia z powodów wymienionych w pierwszym akapicie. I w sumie stan taki mógł trwać rok, dwa, no może trzy. Ale w październiku „grze” stuknęło pięć lat i jak tak się nad tym wszystkim zastanowić, to Roberts do perfekcji opanował sztukę sprzedawania ludziom niczego. Dosłownie, bo większość statków oferowanych przez sklep na stronie Star Citizena ogranicza się do grafik koncepcyjnych.
Otóż sama mechanika przejmowania ziemi nie istnieje. Podobnie zresztą jak ziemia, której ma dotyczyć. I fakt, że szeroko zapowiadana Alpha 3.0 będzie miała kilka księżyców i asteroidę wcale nie oznacza, że będzie można tam cokolwiek przejąć. W ogóle nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie to możliwe, bo przecież gra jest w ciągłej produkcji i równie dobrze za siedem lat, akurat przed premierą Alphy 4.0, może się ekipie odwidzieć. No, ale przecież tu nie chodzi o kupowanie ziemi, bo to przede wszystkim kolejna możliwość wsparcia Star Citizena.
Szczerze powiedziawszy, trochę przypomina mi to niedawne zapewnienie graczom poczucia dumy i satysfakcji z odblokowywania kolejnych bohaterów. Tyle że tutaj możesz czuć dumę i satysfakcję z wydania pieniędzy na coś, z czego nie możesz skorzystać. Ale hej! Przynajmniej wspierasz powstawanie Star Citizena! To wystarczający powód do dumy i satysfakcji. I tak, wiem że patyki do zajmowania ziemi będzie można kupić za walutę z gry. I wiem, że jeśli wydam kasę teraz, to i tak będę musiał poczekać grzecznie z wszystkimi.
Tylko wyobrażam sobie moje prawnuki kupujące Star Citizena na premierę i startujące z niczym w otwartym wszechświecie pełnym spadkobierców dzisiejszych wielorybów. We wszechświecie, gdzie ktoś płacący prawdziwymi pieniędzmi będzie miał przewagę nad kimś, kto nie wydał nic ponad pakiet startowy. I ciekawe, ile czasu zajmie takiemu komuś uciułanie na swoich 16 kilometrów kwadratowych terenu albo na statek mający jakiekolwiek szanse z masą grieferów, których widzą oczy mojej wyobraźni.
Bartosz Stodolny