Zwariowane gry akcji
Obrodziło latoś dobrymi grami akcji, choć na te dwie najbardziej oczekiwane tradycyjnie się nie doczekaliśmy. Paradoksalnie, to nawet dobrze
02.12.2003 | aktual.: 08.01.2016 12:53
Obrodziło latoś dobrymi grami akcji, choć na te dwie najbardziej oczekiwane tradycyjnie się nie doczekaliśmy. Paradoksalnie, to nawet dobrze
Zwariowane gry akcji
Obrodziło latoś dobrymi grami akcji, choć na te dwie najbardziej oczekiwane tradycyjnie się nie doczekaliśmy. Paradoksalnie, to nawet dobrze
Pozbądźmy się najpierw niesmaku rozczarowania, tego korzenia dekadenckiej postawy, zgodnie z którą lepiej odkurzyć „Tetris”, niż kupić grę inną od tej, na którą mieliśmy największą ochotę. Fakt, że „Half-Life 2” nie ukazał się w przed Gwiazdką, tylko pozornie jest powodem do rozpaczy. Przesunięcie premiery „Dooma 3” na kolejny sezon również nie powinno być powodem zimowej depresji. Po pierwsze, wiemy przecież, że przekładanie premier to już element tradycji. Gra wydana w terminie to gra podejrzana - potencjalnie niedopracowana, stworzona przez firmę o znikomym budżecie, niechybnie niedoświadczoną. Gdyby firma miała pokaźny budżet, wynajęłaby dobrych specjalistów od marketingu, czyli takich, którzy nie rezygnują z promocji związanej z odwlekaniem wprowadzenia gry na rynek.
Poza tym „Half-Life 2” i „Doom 3” to gry budowane na zupełnie nowych, rewolucyjnych silnikach graficznych. Silniki te, na prawach licencji udostępnione innym producentom gier, błyskawicznie staną się nowym standardem. Niestety, także pod względem wymagań sprzętowych. Oznaczać to będzie dla większości z nas konieczność wymiany karty graficznej i procesora (najprawdopodobniej wraz z płytą główną) oraz dokupienia pamięci operacyjnej. Na szczęście, dzięki różnym problemom wydawców „Half-Life'a 2” oraz „Dooma 3”, mamy jeszcze około pół roku spokoju.
Piszę o tym także dlatego, by podkreślić, że nie mamy poważniejszych powodów do obaw o wydolność naszych komputerów. Gry akcji dostępne na sklepowych półkach są w znakomitej większości oparte na silnikach graficznych pisanych z myślą o konfiguracjach sprzętowych, które dzisiaj nie mogą być uważane za wyśrubowane. Z winy kiepskich programistów zdarzają się wyjątki - nieliczne, ale o nich też będzie wzmianka poniżej.
Nie mija moda na gry związane z II wojną światową. Autorzy, którzy mają na koncie znakomity „Medal of Honor”, pod nowym szyldem stworzyli grę „Call of Duty”, która chyba tylko z powodów prawnych nie nazywa się „Medal of Honor 2”. Jako żołnierz amerykański ponownie trafiamy do Francji w D-Day. Tym razem jednak nie lądujemy na plaży Omaha, ale na tyłach, przeprowadzając akcje dywersyjne. Skojarzenia z „Parszywą dwunastką”, jak sądzę, nieprzypadkowe. Niektóre misje wyglądają na równie samobójcze. Gra ma szybkie tempo, które naprawdę podnosi poziom adrenaliny. Nie ma tu wielu okazji, by zachowywać się jak samotny myśliwy. Po pierwsze, działamy w zespole. Po drugie, fabuła nie pozostawia wiele swobody. Siedząc na pace uciekającej ciężarówki lub strzelając z działka p.-lot. do nurkujących Stukasów nie mamy czasu na refleksję. Walczymy też jako szeregowy w Armii Czerwonej, mając za plecami bandytów z NKWD, strzelających do każdego żołnierza, który zrobi kruk w tył. Gra trzyma w napięciu, ale niestety krótko. Szybko się bowiem kończy.
Alternatywną wizję historii, w której pierwsza wojna światowa trwa już kilkadziesiąt lat, prezentuje niedoceniony „Iron Storm”. Świetny pomysł na fabułę, różnorodne, futurystyczno-staromodne bronie, sugestywny klimat to atuty, dla których warto sięgnąć po tę grę. Niekiedy bywa bardzo trudno, co dla niektórych może być przeszkodą, ja jednak z przyjemnością dobrnąłem do końca.
Wojnę bardziej nam współczesną pokazuje „Delta Force: Black Hawk Dawn”. Dobra skądinąd, ale trącąca już myszką seria „Delta Force” bardzo potrzebowała nowego wizerunku. „Delta Force: Black Hawk Dawn” sprostał temu wyzwaniu. Gra wygląda o wiele lepiej od poprzedników, ale nie to jest najważniejsze. Walczymy w ramach oddziału, mając poczucie, że jesteśmy trybikiem wojennej machiny, a nie supermanem. Gra nawiązuje tytułem i tematyką do filmu Ridleya Scotta „Helikopter w ogniu”, ale nie ma ambicji perfekcyjnego zrekonstruowania autentycznych wydarzeń. Za to bardzo się starano zachować realia historyczne: uzbrojenie walczących w Mogadiszu i na somalijskiej prowincji wojsk amerykańskich, a także ich oponentów, jest takie, jakiego rzeczywiście wtedy używano. Cele i charakter misji określano również z intencją w miarę wiernego zobrazowania ówczesnego konfliktu.
Olbrzymim minusem gry były horrendalne wymagania sprzętowe, ale kolejne łatki oraz optymalizacja sterowników kart graficznych pod kątem tego tytułu rozwiązały problem. Dziś mogę polecić tę grę z czystym sumieniem.
Dla tych, którzy od szybkiej akcji preferują dyskretną infiltrację i precyzję przemyślanych działań, idealna będzie gra „IGI 2”. Wcielamy się w samotnego komandosa, specjalistę od misji nie do wykonania. Tym razem rzecz dzieje się współcześnie. Wśród naszych wrogów są i chińscy totalitaryści, i rosyjscy gangsterzy, i zdrajcy we własnych szeregach. Preferowana jest broń z tłumikiem i czujne przemykanie poza polem widzenia kamer, bo w wielu misjach dyskrecja jest kluczowa. Co nie znaczy, że nie dochodzi do otwartych potyczek - jest ich sporo, a poziom trudności wymaga sporej wprawy. Tylko dla weteranów, za to po prostu pyszne.
Podobnym, i także bardzo dobrym tytułem, jest „Splinter Cell” - gra szpiegowska na motywach powieści Toma Clancy'ego. Świetna gra świateł i cieni, ciekawy scenariusz, niezłe wykonanie. Strzelanina wypada nieco mniej efektownie niż w „IGI 2”, ale też nacisk jest tu położony bardziej na przemykanie w cieniu.
Życie tajnego agenta to temat bardzo wdzięczny dla producentów gier. W chwili opublikowania tego artykułu w sklepach powinny już być gry „XIII” i „Contract J.A.C.K." Trudno polecać je w ciemno, ale zapowiadają się nieźle. Pierwsza nawiązuje do słynnej serii komiksów „XIII” o człowieku, który stracił pamięć, zachował jednak umiejętności właściwe znakomicie wyszkolonemu agentowi tajnych służb. Co ciekawe, gra ma wyglądać jak interaktywny komiks - z charakterystyczną kreską i chmurkami z napisami typu „Booom!” czy „Bang!” wyświetlanymi w odpowiednich momentach.
„Contract J.A.C.K” to z kolei „No One Lives Forever 2”, tyle że nie z piękną heroiną Cate Archer w roli głównej, ale z jej kolegą po fachu. To siłą rzeczy może odjąć grze wiele wdzięku, ale niekoniecznie klasy. Miłośnicy cyklu „NOLF” powinni wziąć ten tytuł pod uwagę.
Nie ma za to cienia wątpliwości co do wdzięku i klasy „Maxa Payne'a 2”. To gra, która w pełni zasługuje na tytuł interaktywnego filmu, a zarazem jeden z najbardziej dopieszczonych produktów tego roku. Wcielamy się w postać nowojorskiego detektywa Maxa Payne'a, okazjonalnie wskakując w buty seksownej femme fatale Mony Sax, związanej z Maxem więzami tragicznej miłości. Max walczy z rosyjską mafią, włoską mafią, rządową mafią, korupcją w policji i z własną przeszłością, która znów wraca niechciana. Gra wygląda przepięknie, a przy tym odtwarzać ją mogą płynnie nawet słabsze komputery. To tylko dowód na to, że gdyby wszystkim programistom się chciało, długo jeszcze nie musielibyśmy się rujnować na modernizację komputera.
Przykładem gry, która czasem pełza jak ślimak nawet na potężnych maszynach, jest „Tomb Raider: Angel of Darkness”. Na szczęście poprzednie gry z cyklu nie cierpiały na podobną przypadłość, oferując niezłą rozrywkę wszystkim, którzy lubili koktajle z gier akcji, zręcznościowych i łamigłówek. Miłośnicy Lary Croft powinni wziąć pod uwagę wydawnictwo „Tomb Raider: Kompletna Kolekcja”, zawierające wszystkie sześć gier z seksowną panną archeolog.
Kto od grzebania w historii woli wizje przyszłości, powinien sięgnąć po grę „Tron 2.0”, kontynuację historii znanej ze słynnego filmu „Tron” z Valem Kilmerem w roli głównej. Znowu trafiamy do wnętrza komputera zamieszkanego przez bajkowo personalizowane programy. Oprawa graficzna jest po prostu fenomenalna. Kreatywna wyobraźnia plastyków nie zna granic. Efektowne zestawienia hipnotycznie intensywnych, neonowych kolorów robią olbrzymie wrażenie. Dla naszej generacji mogą być tym, czym dla dzieci-kwiatów były psychodeliczne wizje z „Odysei kosmicznej 2001” Stanleya Kubricka. Nie wypada tego nie zobaczyć. „Tron 2.0” to wydarzenie artystyczne i nowa jakość w dziedzinie grafiki komputerowej, ale także po prostu bardzo dobra gra akcji. Gorąca rekomendacja.
„Unreal 2: The Awakening” rzuca nas z planety na planetę w poszukiwaniu części prastarej superbroni. Cieszy szybka akcja i ładne obrazki, rozczarowuje fakt, że od następcy znakomitego „Unreala” oczekiwaliśmy jednak czegoś więcej. Mimo to, całkiem przyzwoity to tytuł.
W dużej mierze z pozamerytorycznych powodów na sukces mogą liczyć „Jedi Knight: Jedi Academy” i „Enter The Matrix”. Obie gry nawiązują do najsłynniejszych filmowych cykli science-fiction. „JK: Jedi Academy” jako gra jest przy tym ciekawsza od dzieła braci Wachowskich (tak - to oni napisali scenariusz do gry), ale to „Enter The Matrix” podbije rynek. Dopowiada bowiem historię, o którą film ledwo się otarł - misję Niobe i Ghosta. Filmowe wstawki z aktorami znanymi z dużego ekranu właściwie przesądzają sprawę.
„Max Payne 2: The Fall of Max Payne”
Najbardziej filmowa gra w historii tego medium, może tylko rewelacyjna „Mafia” robiła podobne wrażenie (swoją drogą, „Mafia” jest wciąż w sprzedaży - kto nie grał, niech nadrobi braki koniecznie). „Max Payne 2” udanie nawiązuje do klasyki czarnych kryminałów i kina akcji, ma zgrabną fabułę, wyrazistych bohaterów i z szacunkiem traktuje dorosłego odbiorcę. Bo to gra ewidentnie dla nieco bardziej dojrzałego gracza. Poza fajnym klimatem, bardzo dopracowaną oprawą graficzną i dobrym scenariuszem „Max Payne 2” kusi szybką akcją. Pozwala zwolnić upływ czasu, co bardzo się przydaje w trudnych walkach z kilkoma przeciwnikami.
Dystrybutor: Cenega. Cena: 139,90 zł
„Tron 2.0”
Nawet Alicja na wycieczce w Krainie Czarów nie widziała tak przedziwnych i nie z tego świata scenografii. Jesteśmy w świecie, który ma obrazować wnętrze komputera. To oczywiście metafora bardzo swobodna; programy są przedstawiane jako humanoidy, bity i bajty to latające kulki itd., itp. Kto widział film „Tron”, ten wie, czego się spodziewać. Plastycy stworzyli tu naprawdę wspaniałą pracę z dziedziny, powiedzmy, techno-pop-artu. Gra w „Tron 2.0” to doznanie poniekąd narkotyczne. Gra świateł i barw potrafi wprawić w stan zbliżony do transu. Poza tym też jest przyjemnie.
Dystrybutor: CD Projekt. Cena: 99,90 zł
„Operation Flashpoint”
O tej grze nie ma co prawda wzmianki obok, bo premierę miała już dość dawno temu, ale nie sposób o niej nie wspomnieć. To nadal najlepsza symulacja współczesnego pola walki. Fakt, że kupiła ją armia amerykańska jako program szkoleniowy dla swoich żołnierzy, też o czymś świadczy. W „Operation Flashpoint” walczymy jako amerykański żołnierz z radzieckimi okupantami w małym wyspiarskim kraju. W dodatku w „Operation Flashpoint: Resistance” dowodzimy walczącym z Sowietami ruchem oporu. Obie gry można kupić. A nawet trzeba. W kategorii realistycznych gier wojennych nie ukazało się dotąd nic choćby zbliżonego klasą.
Dystrybutor: Cenega. Cena: 59,90 zł
„Delta Force: Helikopter w ogniu”
Krew, pot i łzy, czyli okupiona licznymi ofiarami amerykańska interwencja wojskowa w Somalii w 1993 r. Incydent z zestrzeleniem dwóch śmigłowców Black Hawk, osnowa akcji filmu „Helikopter w ogniu”, tu jest zaledwie motywem jednej z wielu misji - zróżnicowanych, wartkich, emocjonujących.
Dystrybutor: Cenega. Cena: 99,90 zł
„IGI 2: Covert Strike”
Samotny agent, trudne wyzwania i tuziny celnie strzelających wrogów. Lepiej więc ich mijać lub eliminować po cichu. Albo z daleka - ze snajperki, która bardzo się tu przydaje. Hit, który niesłusznie przepadł w cieniu „Splinter Cell”.
Dystrybutor: CD Projekt. Cena: 99,90 zł