Zoo Tycoon

Demontaż części ogrodzenia wybiegu dla pumy, przyznaję, być może nie był najlepszym pomysłem.

marcindmjqtx

18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 12:56

Zoo Tycoon

Demontaż części ogrodzenia wybiegu dla pumy, przyznaję, być może nie był najlepszym pomysłem.

Zoo Tycoon

Lew pod czułą opieką rekina

Z drugiej strony zwierzę przecież aż bekało z przeżarcia, no i zawsze lubiło dzieci... Mój Boże, kto mógł przewidzieć taki obrót spraw...

W „Zoo Tycoon”, pozwalającym graczowi wcielić się we właściciela ogrodu zoologicznego, trzeba podejmować decyzje roztropnie i uważnie. Katastrofę, czyli wydostanie się na wolność niebezpiecznego, dzikiego zwierzęcia, może spowodować nie tylko czyn równie irracjonalny, jak usunięcie kilku barierek broniących gapiów przed agresją bestii (a tak szczerze, to nie jestem pewien, kto w tym układzie jest bestią, a kto wymaga ochrony). Wystarczy akt na pozór tak niewinny jak posadzenie drzewa. Jeśli bowiem drzewo wyrasta ponad ogrodzenie, a zwierzę jako kot - choć nieco przerośnięty - kica po gałęziach z kocią zręcznością, ucieczki kici nie unikniemy.

Nie na zabawie w strażnika jednak polega ta gra. To tylko jeden z podrzędnych jej elementów. Chodzi o coś znacznie bardziej angażującego emocjonalnie. O coś, co pobudza wyobraźnię i stymuluje ambicję. Wychowuje. W dyskretny sposób uczy młódź, co jest nadrzędną wartością w kręgu kulturowym, którego owocem jest „Zoo Tycoon”. Roztacza świetlaną wizję najwyższej potęgi, wyniesienia, czci i chwały.

Czyżbyśmy zaczęli ocierać się sferę sacrum? Ciepło, coraz cieplej, ale jeszcze nie gorąco.

Skąd ta obsesja?

Gry strategiczno-ekonomiczne, w których można wcielić się w szefa kompanii naftowej, linii lotniczych, sieci wesołych miasteczek itd., cieszą się od lat szaloną popularnością, zwłaszcza w USA. Nad tym zastanawiającym zjawiskiem można by właściwie ze stoickim spokojem przejść do porządku dziennego; w końcu mowa o kraju, w którym rekordy popularności biją takie gry, jak symulator polowania z dubeltówką na kaczki lub kwiz z wiedzy o baseballu. Lokalny koloryt, można by rzec, który należy zaakceptować z wyrozumiałością i, przez grzeczność skrywanym, współczuciem.

Warto jednak zastanowić się nad przyczynami powodzenia podobnych gier, bo dużo mówią o mentalności bawiących się w nie społeczeństw.

Początkowo sądziłem, że głównym wabikiem jest szansa na bycie Stwórcą, który manifestuje swą potęgę przez akt kreacji. Jednym pacnięciem w klawisz stwarzamy byty; zgodnie z naszą wolą i w myśl narzuconych przez nas zasad kręcą się tryby machiny, która właśnie nam zawdzięcza swe istnienie. Przez sześć dni klikamy w pocie czoła myszką, by dnia siódmego z satysfakcją spoglądać na swe dzieło.

Zabawa to przy tym niewinna, bo wyraźny cudzysłów przyjętej konwencji sprawia, że o profanacji mowy być nie może.

Taka motywacja miałaby jednak charakter uniwersalny, co nie tłumaczyłoby większego powodzenia podobnych gier w danym regionie świata. Czynnikiem krytycznym nie jest w tym przypadku także łaskawe oko rodzica, który chętnie kupuje gry strategiczno-ekonomiczne na prezent dla swych pociech, bo nikt w nich do nikogo nie strzela. I jedno, i drugie nie jest bez znaczenia dla sprzedaży podobnych tytułów, jednak główny ton nadaje co innego żądza sukcesu.

Ameryka z typowym dla kultury protestanckiej kultem pracy i poszanowaniem zawodowego sukcesu jest świetnym gruntem dla produktów takich jak „Zoo Tycoon”. To normalne, że dzieci lubią naśladować świat dorosłych i żyć ich marzeniami. Właściwa dzieciństwu chęć zabawy klockami i potrzeba bycia „kimś” powoduje, że wizje roztaczane przez rozmaite gry ekonomiczne są tak atrakcyjne - zwłaszcza w USA, ale też w innych krajach Zachodu. Dam głowę, że z czasem coraz lepiej będą się sprzedawać i u nas. Z oczywistych powodów.

Postawmy kropkę nad „i”. Tycoon to po angielsku potentat biznesu, naprawdę gruba ryba. Rekin. W tytule „Zoo Tycoon” właśnie „Tycoon” jest słowem kluczowym. Nawiasem mówiąc, powstała już cała seria gier ze słowem „Tycoon” w nazwie, co najdobitniej potwierdza, o co w tym wszystkim chodzi.

Alchemia ściółki

„Zoo Tycoon” jest grą zbudowaną na prostych i czytelnych zasadach. Nie będziemy mieli kłopotów z ich rozgryzieniem, tym bardziej że na początku przechodzimy przez szkółkę, w której uczymy się krok po kroku, co i jak należy robić. Później możemy już budować zoo według własnych koncepcji lub realizować plan narzucony przez scenariusz.

Aby ułatwić grę, jej autorzy obdarowali nas iście boską mocą natychmiastowej kreacji. Chcemy zbudować alejkę? Budkę z napojami lub kanapkami? Posadzić drzewo lub stworzyć jeziorko? Pojawiają się na mapie natychmiast po kliknięciu myszką - w formie ostatecznej, dojrzałej, z pominięciem wszystkich etapów pośrednich. A jeśli coś się nam odwidziało, nie ma sprawy - przyjedzie walec i wyrówna. Również w mgnieniu oka.

Chodzi oczywiście o to, by wykonać plan finansowy, ale samo umieszczenie zwierząt na wybiegach i troska o garmażerię to za mało. Najtrudniejsze jest dbanie o naszą słodką, dochodową faunę. Trzeba zatrudnić odpowiedni personel, który i nakarmi, i wyleczy, a jak będzie trzeba, to zajmie się konserwacją niszczejącego ogrodzenia. Milusińscy natomiast muszą się czuć w niewoli jak u siebie, bo - mówiąc brutalnie - nieszczęśliwy lew to niedochodowy lew. Gawiedź nie płaci bowiem chętnie za widok, który powoduje wyrzuty sumienia.

Kiedy zwierzę jest szczęśliwe? Przynajmniej w tej grze? Kiedy może hasać w naturalnym dla siebie otoczeniu. Trzeba zatem umaić teren odpowiednimi krzewami i drzewami, zadbać być może o jakieś skałki lub źródełko itd. Nade wszystko jednak należy przygotować właściwą ściółkę. Nie wiedzieć czemu, dane zwierzę zwykle nie lubi ściółek jednolitych. Chce mieć np. jakieś trzy czwarte trawy, jedną ósmą piasku i jedną ósmą żwiru. Szukanie idealnych proporcji przypomina zmagania alchemika. Wskazówką przy ustalaniu właściwej scenografii są ikony uśmiechniętych lub smutnych mordek pojawiające się nad zwierzętami, ale nigdy nie byłem pewien, czy w swych wysiłkach osiągałem w końcu upragniony absolut. Wskaźniki opisujące kondycję każdego zwierzęcia mówiły mi, że raczej nie.

Zbyt ambitna edukacja

Najważniejszym źródłem wiedzy, z którego musimy korzystać, by usatysfakcjonować zwierzaki, jest miniencyklopedia wiedzy na ich temat. O każdym gatunku jest jakaś gawęda mówiąca o jego zwyczajach, upodobaniach i potrzebach. Bez tych informacji nie da się grać, co uważam za główną zaletę gry. Dziecko naprawdę może się czegoś nauczyć, i to nawet nie wyczuwszy przy tym dydaktycznego podstępu. Problem polega na tym, że owa krynica wiedzy tryska w języku angielskim. Dystrybutor przetłumaczył tylko załączoną instrukcję obsługi. Wielka szkoda.

Olaf Szewczyk

„Zoo Tycoon”

Producent: Microsoft

Wymagania: Pentium II 233 MHz, 64 MB RAM, CD-ROM x4

Cena: 97 zł

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.