Złe towarzystwo Wild West Online przysparza grze kłopotów
Pojawiły się pogłoski, że w produkcję gry zamieszany jest niesławny Sergey Titov.
29.05.2017 16:28
Pamiętacie tego pana? Tak, to ten od The War Z, czyli nieeleganckiej, bardzo niedopracowanej zrzynki z DayZ wypchanej po brzegi mikrotransakcjami. I wydanej tuż przed premierą samego DayZ, warto dodać. Potem z kolei znanej pod nazwą Infestation: Survivor Stories, a od zeszłego roku Infestation: The New Z.
Gra cieszy się wśród graczy bardzo złą sławą, ale jeszcze gorzej mówi się chyba o jej ojcu, czyli Sergeyu Titovie. Tam gdzie pojawia się nazwisko tego dewelopera, tam zazwyczaj mamy do czynienia z bezczelnym skokiem na kasę i brakiem jakiejkolwiek jakości. Tym razem pojawiło się niestety przy Wild West Online.
Deweloper piszący pod pseudonimem MrBlack zapowiedział, że z powodu dużego zainteresowania tematem, wkrótce opublikuje bardziej rozbudowaną odpowiedź. Przez ten czas pojawiły się natomiast dalsze oskarżenia - sprowadzały się głównie do tego, że wykupienie licencji na silnik Titova wydaje się zasłoną dymną, bo żaden twórca nie skusiłby się przecież na narzędzie, które generowało tak zabugowane, nieatrakcyjne tytuły. Odpowiedź MrBlacka była następująca:
Kolejna odpowiedź przyszła, ale wcale nie była specjalnie szczegółowa. MrBlack podkreślał, że silnik nie jest tak zły, jak wszyscy uważają i że dobrze służył dwóm ostatnim grom, które na nim powstały - Last Man Standing i chińskim Badlands. Niektórzy się uspokoili. Inni nie dowierzali, tłumacząc, że ten silnik powstał tylko po to, by robić na nim marne gry do wyłudzania pieniędzy i nie ma dowodów na to, że jest jakkolwiek dobry. Temat został już jednak zamknięty, bo teoretycznie wszystkie wątpliwości zostały rozwiane.
Jak zatem widzicie, na froncie Wild West Online zrobiło się nieco dziwnie. I nie ma jeszcze, co urządzać jakiegoś linczu czy skreślać twórców, ale warto - tak na wszelki wypadek - śledzić grę z pewną dozą ostrożności. Miejmy nadzieję, że deweloperzy jeszcze udowodnią nam, że nie było czego się bać.
Patryk Fijałkowski