Zajrzyj czasem do rodziny – recenzja Dziedzictwo. Hereditary
15.09.2018 16:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tekst archiwalny z początku lipca, wcześniej dostępny na innych stronach (linki w bio). Mój stosunek do Hereditary ciągle się nie zmienił, co więcej, z wypiekami na twarzy czekam na kolejne "nowofalowe" horrory (remake "Suspirii") i chętnie nadrabiam wcześniejsze ("Coś za mną chodzi" D. Mitchella).
Ostatnio często śmieję się oglądając horrory. W znaczącej części, powodem jest nieudolne budowanie napięcia przez scenarzystów w ciągu pierwszych minut filmu oraz rozczulające próby jego rozładowania pod koniec, kiedy już samo znika. Trafiłem na dwa rodzaje wyjątków - przy jednym szczerze rozbawiły mnie umieszczane elementy komedii w oscarowym Get Out Jordana Peela. Drugi to niekontrolowany śmiech, pod którym moje ciało próbowało ukryć dyskomfort wywołany przez Hereditary. Czy obojętność wobec utraty bliskiej osoby automatycznie dyskwalifikuje ją jako „bliską”? Wprowadzenie do fabuły horroru ostatnio popularnej wytwórni A24 musi opierać się o uświadomienie Wam, że członkowie rodziny Grahamów nie mają w nawyku otwartości wobec siebie nawzajem. Musieli to odziedziczyć po skrytej, najstarszej z rodu Ellen, której okolicznościami pogrzebu wita nas reżyser Ari Aster. Zarówno małżeństwo Annie i Stevena (Toni Colette, Gabriel Byrne), jak ich syn Peter (Alex Wolff) nie potrafią wykrzesać z siebie innych emocji niż ulgi, bo właściwie jej śmierć była wyczekiwana od pierwszych przejawów starczej demencji. Tylko wychowywana przez nią wnuczka Charlie (Milly Shapiro) wydaje się być przejęta śmiercią babci, kiedy najwięcej po niej odziedziczyła.
Hereditary | Official Trailer HD | A24
Początkowa ekspozycja Grahamów prowadzona jest leniwie i miarowo prowadzi do pierwszego wstrząsu w toku wydarzeń, choć nie pierwszego w życiorysach postaci. Nie kojarzycie nazwisk w nawiasach poprzedniego akapitu? Z jednej strony rozumiem, z drugiej – nie ma powodu do obaw. Kiedy następne, nieubłaganie nadchodzące tragedie poskutkują przerodzeniem się półsłówek w rodzinne awantury, szerzej nieznani aktorzy muszą zmierzyć się z wybuchami emocjonalnymi jedno po drugim. Przeszłość rodu wychodzi na wierzch. Wszyscy się spisują przed szczegółowymi zbliżeniami kamery na własną fizys, ale to (relatywnie patrząc) gwiazda rozpoznawalna od epizodu w Szóstym Zmyśle Toni Collette praktycznie sama buduje obyczajową część horroru rolą zrozpaczonej matki, żony i córki. Naturalnie przez taką dominację maleje znaczenie reszty obsady, co upodobałem sobie przy zrównoważonym (i świetnie zazębionym) wpływie dzieci, w przeciwieństwie do postaci głowy rodziny. Ojcowska rola niestety sprowadza się tylko do mediatora, a potencjalny wątek Stevena jako zięcia pozostaje nietknięty. Hereditary to współczesny horror, więc nie mógłby istnieć bez fuzji z czymś innym, w tym przypadku z inteligentnie zbudowanym dramatem, którego część mogłaby okazać się jeszcze bardziej wpływowa dla filmu, niż jest.
Ludzie bezdomni Jak najlepszy humor musi być celny, tak samo jest ze strachem. Film celuje w bardzo osobiste struny, a kiedy trafia, dzięki formie dreszczowca może przedstawić najczarniejszy scenariusz ukrywania prawdy przed drugą połówką, odpowiedzialności za rodzeństwo albo lekceważenia opieki nad najstarszymi. W Hereditary bezwzględnie niszczy się bezpieczeństwo rodzinne i nie tyle odcina się drogi ucieczki, co zabiera sprzed oczu ich naturalną metę – dom. Niech za dowód mojej wiary w dalsze plany reżysera posłuży świadome wykorzystanie i tak wybitnego już trailera. Większość pokazanych scen to pierwsze 30 minut filmu, a pozostałe, podane bez kontekstu mogą wprowadzić tylko niepokój, ponieważ kolidują z wcześniejszymi (wbrew pozorom, przy kadrze na cmentarzu nie obserwujemy pochówku Ellen).
Jednak podobnie skonstruowane kino nie może być ograniczone jednym tematem albo przynajmniej sposobem jego realizacji. Dziedzictwo przekazywane jest niezależnie od woli potomków, więc od starożytnej Grecji i jej mitów się nie ustrzeżemy. Bezsilność bohaterów nad losem podkreśla m.in. zawód wykonywany przez Annie, która wiernie pokazuje scenki z życia w miniaturowych instalacjach artystycznych. Z drugiej strony, nie ma mowy o déjà vu po ubiegłorocznym Zabiciu świętego jelenia stojącym właśnie mitologią grecką – scenariusz jest wyjątkowo niejednoznaczny i podczas seansu próbujemy złapać kolejno pojawiające się motywy.
Niektórzy mogą mieć problem z taką mieszaniną, co widać już po równie mieszanych ocenach wśród publiczności i różnicy ich średniej przy wyniku krytyków (odpowiednio: 52% i 90% na RT). Osobiście uważam, że dzięki temu pełnometrażowy debiut Astera jest niesamowicie satysfakcjonujący. Hereditary to kino kompletne, które jednocześnie nie traci swojej tożsamości. Wspomniane „wstrząsy” w życiu rodzinnym Grahamów budują napięcie skokowo i dążą do przerażającej sceny kulminacyjnej, gdzie zwyczajnie nie wytrzymałem. Co chwilę musiałem spuszczać wzrok z ekranu pomimo absolutnej ciszy w głośnikach sali kinowej. Straciłem kontrolę nad swoim histerycznym śmianiem się pod nosem. Gdy już nie było dokąd uciec, reżyser zainterweniował i skorzystał z jedynego dostępnego wyjścia – puścił wodze fantazji, a ja bezmyślnie patrzyłem na obdzieranie tego miksu gatunkowego ze wszystkiego co nie jest horrorem. Paradoksalnie uspokojony obrazem absurdu, jak w apatii czekałem na napisy końcowe. Jeszcze wychodząc kina słaniałem się na nogach.
Dom dla lalek, domek na drzewie i aerofony Ścieżka dźwiękowa była dla mnie niemałym zaskoczeniem, nie tylko dlatego, że słyszałem ją zaskakująco często (a spodziewałem się przeważającej ciszy po krzyżówce horroru z dramatem). Odpowiedzialnego za nią Colina Stetsona znałem od lat, choć niekoniecznie zdawałem sobie z tego sprawę, bo współpracował z takimi alternatywnymi zespołami jak Arcade Fire, Feist czy Bon Iver. Colin specjalizuje się w instrumentach dętych, więc klasycznie strasznym smyczkom musiały się udzielić klarnety i inne takie, tylko głośne i wręcz pulsujące w uszach. Wyjątkiem jest finalny utwór Reborn, czyli już czyste szaleństwo wyłamujące się z pozostałej większości brzmień w OST, z kojącym działaniem dla zszarganych nerwów.
Zwykle gdy chwali się zdjęcia w filmie, skupia się uwagę na operatora kamery, więc nie mogę odmówić umiejętności Pawlowi Pogorzelskiemu (Kanadyjczyk), który symetryczne kadry z widokiem na całe pokoje dopieścił do perfekcji. Mimo to, płynne przejścia obrazu przez ściany działowe możemy zawdzięczać scenografom od dekoracji wnętrz, którzy stworzyli klimatyczną skorupę dla rodziny Grahamów. Od początku przyzwyczaja się widzów do zachowania czujności - skąpane w ciemności postacie często musimy wypatrywać pomiędzy umeblowaniem, a czasami nawet na ścianach i suficie.
Gatunek horroru powraca do łask? Ostatnio trochę ucierpiał przez tanie zagrywki „found footage” i poleganie na pomysłowości w tworzeniu kolejnych pułapek przez Jigsawa. Widząc ostatnie większe premiery, ktoś chyba zapomniał o potencjale wywoływania tak bezpośrednio odbieranych emocji i pierwszych sukcesach Polańskiego albo Scotta. Dzisiaj Nolan i Coenowie nawet nie próbują, a Dom w głębi lasu razem z Uciekaj! szydzą z wyświechtanej zabawy w straszenie. Hereditary z najwyższą jakością wykonania i psychologicznie złożonym scenariuszem nie ma innej możliwości, jak tylko okazać się najbardziej zaskakującym doświadczeniem tego roku.