Z uKosa: Killzone 2. Gorzej być nie mogło
Pozazdrościłem chłopakom z Polygamii. W jakiejkolwiek formie nie poruszyliby tematu Killzone 2, czy to w recenzji, czy PolyTV, ilość odwiedzin przekręca licznik, a komentarzy jest tyle, że od scrollowania ekranu palec wskazujący w mig zostaje objęty ustawą o chorobach zawodowych. Dziś miałem pisać o Walentynkach, symbolice serca w grach wideo, mitologii Erosa i Kupidyna oraz najbardziej nieudanych związkach miłosnych w grach wideo z naciskiem na te zakończone przez najeźdźców z kosmosu, ale o tym mogę naskrobać zawsze. Okazji, by wskoczyć w nurt rwącej rzeki dyskusji o takim tytule, mogę już nie mieć.
14.02.2009 | aktual.: 15.01.2016 15:52
Zaczął Emiel, pisząc recenzję na chłodno i podchodząc do tematu bez rozpalonej głowy. Nie jest ważne, co sądzę o werdykcie, istotne jest tylko to, że rozumiem i szanuję rozsądną argumentację. Opinii pod tekstem uzbierało się na dwanaście sekund dynamicznej operacji urządzeniem scrollującym. Niektóre były pozytywne, wyrażające solidarność z autorem, przyznające mu rację w pewnych aspektach, doceniające szczerą wypowiedź i wyrażające radość, że gra nie wyjdzie na tego gównianego iksboksa. Inne były krytyczne, a ich autorzy wskazywali błędy logiczne, nieuzasadnioną krytykę, nieuwzględnienie tego i tamtego elementu, i jeszcze że źle, że gra się ukazała na to gówniane peestrzy.
Jak widać, wypowiadali się przedstawiciele przeciwnych obozów, niemniej mieli jedną wspólną cechę - żaden z nich nie grał w Killzone 2.
Gra Guerrillasów uwypukla sytuację, która w polskiej branży była kilka lat temu nie do pomyślenia. Growe media dostają do testów wersję preview, jadą na dedykowany pokaz, piszą recenzję na miesiąc przed pojawieniem się gry na sklepowych półkach. To tworzy między dziennikarzem a czytelnikiem większą granicę niż wcześniej, gdy obaj mieli dostęp do gry w tym samym czasie, zatem polemizując i spierając się operowali na tej samej materii, na wiedzy i doświadczeniu wyniesionym z obcowania z grą. To, jak polski rynek rozwinął się w ostatnich latach, strasznie mnie cieszy i podnosi na duchu. Niepożądanym efektem ubocznym są dyskusje podobne do tej, jaka pojawiła się pod recenzją Beniamina.
Człowiek zagrał w demo, zobaczył filmik w necie i czuje się zobowiązany wytknąć autorowi błędy. Jeśli dotyczy to konstrukcji tekstu, sposobu argumentacji, czyli spraw bardziej technicznych - w porządku, to jak najbardziej pożądane, pozwala szlifować własny warsztat. Ale kiedy czytelnik wchodzi w dyskusję na temat sztucznej inteligencji, monotonii gry czy bezpłciowości kompanów bohatera, opadają ręce. Piszę tu o fanach PLAYSTATION 3, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że sprzęt, za który wykartkowali półtora tysiąca złotych, może dostać grę, która nie zasługuje na maksymalną notę. Z drugiej strony mamy entuzjastów Xboxa 360, którzy każde negatywne słowo o takim killer-appie podkreślają kolorowym szlaczkiem, by w te pędy udać się w inne rejony światowej sieci i powielać krytyczne opinie. Dziecinada i kompleksy, który uczyniły termin fanboy najbardziej toptrendyjazzyflashy słówkiem ostatnich lat. Zaraz obok causala, którego swojsko na własny użytek mutuję w niedzielniaka.
Drugim materiałem, który zrobił furorę na Poly w ostatnim tygodniu, był materiał o Killzone 2 przygotowany przez Toreada i Zooltara . Obejrzałem go z przyjemnością, bo chłopaki zwrócili uwagę na kilka elementów, które mi w trakcie gry umknęły. Killzone 2 skończyłem "niezawodowo", a jak się w coś nie gra pod kątem recenzji, to podejście do tematu jest zupełnie inne, wyzbyte zawodowych obserwacji i krytycznej analizy. Co niewątpliwie ma swoje dobre strony. Oczywiście z pasją zabrałem się do lektury komentarzy, bo nic tak nie poprawia humoru jak świeża porcja głupot. Opinie na temat materiału wideo były przeróżne, od entuzjastycznych, po odsądzające od czci i wiary, nawołujące do ekskomuniki, deportacji i przymusowej depilacji woskiem. I znów, szczerze uśmiałem się przy tych, które dotyczyły określonych elementów gry. Tych, które autorzy sprawdzili przy przechodzeniu gry, a które osoba komentująca sprawdzi sobie po premierze. W żadnym wypadku nie chcę tu ustanawiać granicy oddzielającej szczęśliwców z kopią gry przed premierą, a tych którzy na premierę czekają, ani tym bardziej czynić z tych pierwszych pomników nieomylności i elitarnego grona spoglądającego na resztę z góry. Po prostu w swym idealizmie chciałbym, żeby dyskusja była prowadzona w temacie, o którym wszyscy mają jednakowe pojęcie, bo Killzone 2 przeszli.
Wirus braku obiektywizmu nie powstał na polskiej glebie. Wyrasta samoistnie w różnych zakątkach globu, choćby w Wielkiej Brytanii, gdzie przybrał na sile po ostatnim numerze Edge'a, w którym Killzone 2 otrzymał - drodzy czytelnicy, kołki w zęby, przepaska na oczy, trzymamy się foteli, powstrzymujemy napierającą agresję - 7/10. Recenzję można przeczytać tu. Każdy ma prawo do własnej oceny i ta akurat w oczy mnie szczególnie nie kole, zwłaszcza że mam na jej temat swoją teorię - wobec coraz bardziej wyjałowionego rynku prasy w Wielkiej Brytanii kontrowersyjna recenzja wyczekiwanej gry może przynieść choćby chwilową zmianę trendu. O panikę łatwo w obliczu niedawnego zejścia amerykańskiego EGM. Nie sądziłem prawdę mówiąc, że Edge trafia do mniejszej liczby czytelników niż PSX Extreme, a potencjał rynku brytyjskiego i polskiego trudno przecież porównywać.
Problem z Killzone 2 w Edge'u tkwi w tym, że recenzja jest napisana źle. Jeśli przy omawianiu FPS-a autor więcej miejsca poświęca narzekaniom na fabułę, niż opis systemu strzelania, to są to proporcje zachwiane karygodnie. Nie chcę się zagłębiać w analizę systemu oceniania w Edge'u, bo to by nas nigdzie nie zaprowadziło. Zwrócę jedynie uwagę na komentarze, które - choć w dużej części rozsądne, rozsądniejsze nawet od tekstu recenzji - pokazują, jakim dramatem dla niektórych osób jest niższa niż się spodziewali ocena tytułu, na który czekali tyle lat. Dochodzi do durnej sytuacji, kiedy zamiast bawić się grą i czerpać z niej maksimum radości, delikwent płacze nad opiniami innych. To najgłupsza z najpowszechniejszych postaw, jaką może przyjąć fan gier wideo. Przy Killzone 2 obserwujemy ją w rzucie hurtowym, pod absolutnie każdym materiałem, jaki na temat gry pojawił się w globalnej sieci.
Najgorsze, że w toku wymiany mniej i bardziej uzasadnionych opinii ginie to, co najważniejsze. Fantastyczne Killzone 2, obok Call of Duty 4 najlepszy FPS ostatnich lat (BioShock to zupełnie inna kategoria, tytuł stojący u zbiegu kilku gatunków), schodzi na dalszy plan. Smutne, że większość rozsądnych komentarzy, wobec zalewu tych niepotrzebnych, urasta do rangi symbolu dojrzałości w wymianie zdań. A przecież to powinna być najnormalniejsza normalność.
Marcin Kosman (autor jest redaktorem PSX Extreme)