Wyższa Szkoła Jazdy #6: Bardzo Dziki Zachód

Wyższa Szkoła Jazdy #6: Bardzo Dziki Zachód

Wyższa Szkoła Jazdy #6: Bardzo Dziki Zachód
marcindmjqtx
03.09.2009 13:01, aktualizacja: 13.01.2016 17:19

Tak się dziwnie składa, że nie przepadam za westernami. Większość tych filmów ma niemal identyczną fabułę, miejsce akcji oraz jej przebieg, no i oczywiście scenerię. Można umrzeć z nudów. O dziwo, to co nie podchodzi mi w kinie, lubię w grach, bo sam klimat Dzikiego Zachodu z obowiązkowymi, pełnymi kurzu miasteczkami, jednym zamtuzem i ostrokrzewem przetaczającym się po głównej ulicy mieściny, niewątpliwie coś w sobie ma. Tym bardziej cieszę się, że Dziki Zachód wraca do łask wśród producentów gier i powstaje coraz więcej tytułów bazujących na przygodach rewolwerowców. Warto zatem przyjrzeć się nie tylko najnowszym pozycjom z gatunku, ale także ich protoplastom.

Jedną z pierwszych gier o dzikim zachodzie, z jaką miałem styczność, był doskonały Wild Gunman znany w Polsce z Pegazusa (a w świecie z NES). Wrażenie robiła nie tylko bardzo ładna jak na 8-bitowe standardy grafika, ale także digitalizowana mowa oprawców, którzy potrafili krzyczeć do gracza "Fire!" - w tamtych czasach na platformie Nintendo było to coś niesamowitego. Samo strzelanie za pomocą pistoletu, którym celowało się w telewizor również było dla wielu sporą rewolucją. W grze nie brakowało humoru, można było celnym strzałem pozbawić bandziora kapelusza czy też spodni, a same projekty przeciwników były mocno karykaturalne - zobaczcie sami.

Drugą grą, jaka przychodzi mi na myśl kiedy myślę o Dzikim Zachodzie i ośmiobitowej konsoli, jest Gun.Smoke, wydana przez Capcom. Gra była klasyczną strzelanką, tyle że lecący do góry stateczek zastąpiono kowbojem, a kosmos - czy inną bazę obcych - typowym amerykańskim miasteczkiem, prerią itd. Mimo tych uproszczeń miała swój klimat.

Spory wkład w wirtualne westerny miała w erze 16-bitów doskonale nam znana firma Konami, która wydawała produkcje o kowbojach głównie na automaty. W ten trend wpisywała się wypuszczona na rynek w 1991 r. Sunset Raiders. Gra mocno przypominała popularny wówczas gatunek chodzonych mordobić, choć okładanie się pięściami zastąpiono strzelaniem z rewolwerów. Nie brakowało jednak patentów urozmaicających rozgrywkę, jak uniknięcie stratowania przez stado bydła czy jazda konno. Tytuł ten doczekał się konwersji na SNES i Mega Drive.

Bardzo podobną grą była wydana rok później Wild West C.O.W.-Boys of Moo Mesa, tyle że znacznie mniej poważną, bo opartą na popularnej wówczas kreskówce. Rolę kowboi, o ironio, grało samo bydło.

W 1994 r. Natsume wypuściła na NES-a bardzo ładnie wyglądającą Wild West. Gra reprezentowała gatunek celowniczków, w którym naszą rolą było jedynie trafianie w kolejnych przeciwników, tyle tylko, że tutaj na pierwszym planie widzieliśmy też naszego bohatera - odpowiednio Clinta lub Anie. Rzecz jasna Japończycy nie byliby sobą, gdyby nie upchnęli gdzieś tam wielkich robotów a nawet nieco cyberpunkowych elementów.

Wydaje się, że inspiracją dla twórców Wild West była wydana 4 lata wcześniej Blood Bros. Gra ukazała się wyłącznie na automatach, ale mechanika rozgrywki, a przede wszystkim sposób przedstawienia akcji, budzą nieodparte wrażenie, że Natsume nie bazowało na własnych pomysłach.

Rzecz jasna gry o Dzikim Zachodzie nie ukazywały się wyłącznie na platformy Nintendo i Sega również miała w tej kwestii co do powiedzenia. Z pomocą przyszła niezawodna Konami i konwersja z automatów Lethal Enforcers II. Seria była typowym celowniczkiem z policjantami w roli głównej, jednak jej druga część rozgrywała się właśnie w westernowej scenerii. Grafika starała się być fotorealistyczna, co jednak nie do końca się autorom udało.

Jeśli mowa o grach westernowych nie sposób nie wspomnieć przynajmniej jednego tytułu na PC. Outlaws czyli FPS wydany przez Lucas Arts w 1997 r., a oparty na silniku wykorzystanym wcześniej w Satr Wars: Dark Forces (który akurat był średnio udany). Właściwie aż do wydania Call of Juarez gra nie miała godnego następcy.

Czasy konsol 32-biotwych były dla kowboi mniej łaskawe i ciężko o typowy przykład gry westernowej. Od biedy można za taką uznać Wild Arms, czyli klasyczny japoński RPG wydany na PSX, którego akcja toczyła się w klimatach stylizowanych na dziki zachód, a także kolejne części serii. Tyle, że bohaterowie nadal walczyli wielgachnymi mieczami, a jedyne co różniło grę od innych japońskich RPG była właśnie sceneria.

Sytuację nieco podratował Duke Nukem: Zero Hour, w której to grze Książę udał się na dziki zachód, by skopać tam parę kosmicznych tyłków. Niestety gra nie zachwycała, a teksty rzucane przez Duke'a nie wystarczyły, by uratować nienajlepszy tytuł. W zasadzie Zero Hour nie była grą wyłącznie o Dzikim Zachodzie, ale działa się jej tam spora część, a ponieważ na bezrybiu i rak jest rybą, dlatego znalazła się w tym zestawieniu.

Nieco lepiej działo się za czasów konsol 128-bitowyh, choć i tu fani westernów nie byli rozpieszczani. Chlubnym wyjątkiem był jednak Red Dead Revolver czyli gra, która przywracała wiarę, że można zrobić dobry western na konsoli. Rockstar spisał się na medal i miejmy nadzieję, że podobnie będzie z drugą częścią już na obecne konsole.

Idąc tropem wyznaczonym przez Rockstar, również Activision zrobiło swoją westernową grę. GUN to bardzo bliska przeszłość, gra ukazała się bowiem na konsole 128-bitowe oraz sprzęt najnowszej generacji. Zdobyła też spore uznanie graczy.

Jeśli jednak mówimy o westernach na obecnych konsolach, to od razu nasuwa się polski wkład czyli Call of Juarez. Nowatorstwo tego FPS polegało na opowiadaniu tej samej historii oczami dwóch różnych bohaterów - ściganego i ścigającego. Oczywiście rozgrywka w przypadku obu postaci znacząco się różniła, jeden parł przed siebie z rewolwerem w dłoni, drugi starał się działać po cichu i z zaskoczenia.

Na Wii Ware oraz iPhone Gameloft niedawno wypuścił Wild West Guns, klasyczny celowniczek, w którym chyba jednak za mało strzelania do bandziorów, a za dużo do różnego rodzaju dupereli.

Ostatni rozdział gier westernowych to oczywiście Call of Juarez: Więzy Krwi. Temat jest tak świeży, że gry nie warto po raz kolejny opisywać. Dość powiedzieć, że to tytuł światowego formatu. W przyszłym roku fani prerii i kowbojów powinni zostać uraczeni Red Dead Redemption czyli kontynuacją Red Dead Revolver, z której mamy już pierwsze wrażenia.

Z powyższego materiału jasno wynika, że praktycznie nie da się zrobić gry w westernowych klimatach, w której nie ma strzelania. No dobrze, było kilka klasycznych przygodówek na PC (np. Trzy Czaszki Tolteków), które podjęły temat, była Wild Arms, czy Desperado (dwie części) budząca skojarzenia z Commandos, ale to wyjątki. Dziki Zachód świszczącymi w powietrzu kulami stoi i basta. Oczywiście w zestawieniu tym nie znalazły się wszystkie westernowe pozycje jakie ukazały się na rynku, a jedynie te najbardziej reprezentatywne i takie, które z jakiegoś powodu zapadły mi w pamięć. Jeśli pamiętacie jeszcze jakichś wartych wspomnienia przedstawicieli gatunku, podzielcie się tym w komentarzach.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)