Wystarczyło przekopać pliki Devil May Cry 5, żeby znaleźć… następną grywalną postać
Dla wszystkich, którzy grę skończyli, nie będzie to zaskoczeniem. Resztę ostrzegam przed wielkimi spoilerami.
O, to właśnie teraz mogę w końcu napisać, jak bardzo podobał mi się absurdalny twist „piątki”. Jeśli kliknąłeś tutaj z przypadku, Czytelniku, uciekaj czym prędzej. Już, nie ma Cię? Na pewno?!
No, to jak zareagowaliście na a) powrót Vergila (z tym samym głosem, co półtora dekady temu!); b) walkę z Vergilem będącą podsumowaniem całej sagi potomków Spardy, a jednocześnie - piękną kalką tych z Dante’s Awakening. Ja krzyczałem z radości. Uwielbiam takie zagrywki. Uwielbiam być fanem jakiegoś uniwersum i obrywać takimi eksplozjami nostalgii. Skoro zaś DMC 5 było i bez tego konkretnym slasherem, fanserwis jest istną wisienką na torcie, nie zaś tanim chwytem.
Devil May Cry 5: Final Boss Fight and Ending
Dataminerzy, którzy przeryli się przez pliki pecetowej wersji, znaleźli silne poszlaki wskazujące na plany dorzucenia do nadchodzącego trybu Bloody Palace - nieustannej rzeźni z coraz trudniejszymi kombinacjami przeciwników - bliźniaka Siwego. To absolutnie żadne zaskoczenie. Vergil stał się postacią grywalną w specjalnej edycji „trójki”, wymiatał kataną w DLC do bękarciego DmC, rozszerzył też wachlarz bohaterów w zremasterowanej „czwórce” (dając tam silny trop swojego „powiązania” z Nero). Na tym etapie jego obecność, w jakiejkolwiek formie, jest już tradycją. Widząc pełny zestaw jego ruchów w finałowej walce, od razu pomyślałem, że będzie reklamował jakiś dodatek.
Najfajniejsze jest to, że do tego wpisu wróci za kilka dni wiele osób świeżo po ukończeniu „piątki”. W tym Aśka - zielona w uniwersum psychofanka V. Która napisała, że jeśli jej ulubiony bohater nie dotrwa do końca scenariusza, obrazi się na Capcom. A mówiłem Ci, Asiu, żebyś najpierw chociaż obejrzała sobie „trójkę”? Mówiłem. Zrozum, jakie to jest teraz fajne, gdy było się przy niej te czternaście lat temu.