Wspominkowo #2 - Moja subiektywna historia Mortala
W nawiązaniu do materiałów wspominkowych zgromadzonej tu społeczności przyszedł czas na 3 zdania w sprawie MORTALA.
25.04.2019 | aktual.: 26.04.2019 10:00
Bo Mortal Kombat jest teraz popularne, ze względu na dzisiejszą premierę 11 odsłony. Ale po kolei...
„Twoja dusza należy do mnie”
„Fight!”
Kolejne wspomnienie to okres wczesnej podstawówki, zimowych i letnich kolonii, a tym samym i automatów. W 1994-95 r. królował już niepodzielnie Mortal Kombat II, nie było już sensu sięgać po pierwszą cześć na automatach, skoro druga była największym skokiem jakościowym w historii. Wiadomo, że do ówczesnej Polski wszystko przychodziło z opóźnieniem.
„Come over here!”
Otóż Mortal Kombat 2 robił niesamowite wrażenie na 8latkach. Nowe ciekawe postaci, tak bardzo różniące się od siebie. Reptile, Kitana, Baraka, Jax.. to było coś. Fatality o których opowiadało się na szkolnych przerwach. Plansza na której wrzucało się pokonanego do kwasu, słyszać jego potępieńcze krzyki. Ale to był gore. No i kolorowo było i dynamicznie. Zauważam pewną specyfikę, że na świadomość kształtowania się kultowości Mortal Kombat w Polsce miał kultowa rubryka Kombat Korner w równie już kultowym Secrect Service. Redaktor Gulash (czy ktoś ma pojęcie co obecnie jegomość porabia?) uznawany jest za domniemanego autora spolszczenia opisów ciosów kombatantów. I tak mamy „taxi” Raidena, „Sznurówkę” Scorpiona, „jajecznice” Johnnego Cage’a czy „rowerek” Liu Kanga. W świadomości obecne do dziś, pomimo 20+ lat na karku i XI odsłon serii. Nie pamiętam w ogólę o czymś takim jak Babality, które jest marginalne i głupie oraz Friendship co było już nieco bardziej zabawne, ale i tak każdy chciał jak najbrutalniejszego wykończenia przeciwnika, co miało świadczyć o skillu gracza i budzic szacunek wśród obserwujących. Pojawia się też po raz pierwszy Shao Khan, ale nie pamiętam, żebym go pokonał. Był skurczybyk OP na umiejętności 8 latka. Najbardziej to przerażał, mnie jednak ten kwas..
„Toasty!”
Klimat o wiele bardziej mroczniejszy i jakby mniej kampowy niż w Mortal Kombat 2. Dużo nowoczesności, ulice miast, plansza z metro, gdzie wykańczało się delikwenta wrzucając pod pociag, oraz końcowy most gdzie walczyło sie z Shao Khanem i można było skończyć typa na wirujących ostrzach pod spodem...a z pokonane wylatywał kuriozalny stos kości, z którego można by było złożyć 20 wojowników. Ah, mortal! Moja mglista pamięć przywołuje również początek „śmieszkowania” twórców – wszystkie te „toasty”,”crispy”, „jupi!” etc. Dodano też przewijane tajenimicze symbole podczas ekranu ładownia walki, które rzekomo miały wprowadzić jakieś modyfikację i coś odblokować ale...nigdy się nie udało. Było to wszkaże wciąż w epoce przed internetem.
„Dżarek”
Mortal Kombat 4. Rok 1998-1999. Znowu robi wrażenie, a ja dorastam wraz z serią. Wejście w trójwymiar. Wow, ale to robiło wtedy wrażenie. Jaka grafika. Pamiętam, że bawiłem się bardzo dobrze i poświęciłem na ten tytuł odpowiednio dużą ilość czasu, mniej niż na cześć trzecią, nie było wówczas konkurencji na bijatyki na PC. Jest to na pewno składowa sukcesu Mortala. Z perspektywy czasu jednak cześć 4 uznaje za poprawną, a ogólnie to ...meh.
Dynamika fajna, nadużywanie side-stepów, czy jak ktoś woli wykroków w bok w celu unikania lecących pocisków i przeprowadzania szarży na przeciwnika. Plansz oprócz szepczącego lasu (który ma swoje korzenie w MK2) nie pamiętam, jakieś metalowe przyszłościowe coś wyrwane jak z Quake 3 i jakiś loch. Nuda. Była broń czym bardzo się jaraliśmy, ale obecnie oceniam to jako sprzeczne z ideą mortala. Taki niepotrzebny dodatek, bijatyki na broń są inne, lepsze w tej kategorii. Rzucanie przedmiotami, kamieniami czy mięsem. Prawie nieprzydatne. Oczywiście ulubionym kombatantem był mój imiennik „Dżarek”. Miałem z nim problem, bo w końcu jak nie grać postacią, która ma tak samo na imię jak Ty, a z drugiej strony ma moveset Kano, którego nigdy nie lubiłeś (Cannoball, i te sprawy). Nowe postaci, ale przyjęte z jeszcze większą obojętnością, niż te z MK3. Jakoś takie pozbawione pomysłu i charyzmy, nie dziwota, że w późniejszych rebootach serii ich uczestnictwo jest szczątkowe, jednak po walce z quan chi, do dziś mam automatyczną nieufność do łysych ludzi. Część poprawna 6/10.
„Continue?”
Po czwartej odsłonie następują Mroczne Wieki, upadek Mortal Kombat i moja kompletna ignorancja na temat tego co się z serią dzieje. Z racji, że nie jestem graczem konsolowym nie miałem pojęcia o nowych odsłonach serii..te wszystkie Armageddon, Deadly Alliance, Deception, czas pokazał, że się nie obroniły i nic nie straciłem nie ogrywająch ich. Z góry przepraszam wszystkich, którym się podobały, to moja subiektywna historia serii 😊 (mortal szachy...serio? czekam na mortal carting w crossoverze z mario cart)
Przełom przyszedł w 2011 r. wraz z rebootem serii i premierą Mortal Kombat (IX). Producenci wzięli się w garść i dostarczyli produkt przerastający wszystkie poprzednie, z miejsca windujący Mortala na szczyt bijatyk, na który od dawna zasługiwał. Powrócił. Wszystko w tej grze było sycące – kampania fabularna opisująca „w nowoczesny sposób” wszystko co się wydarzyło dotychczas od części 1-3, historia, która nadawała sens kolejnym pojedynkom i pozwalała nam stopniowo poznać nowych-starych zawodówki (jako że tytuł posiadał wszystkich klasycznych kombatantów z cześci 1-3), klasyczne wieże do pokonania. Nowością były meta gry, czyli gry w grze...wieża wyzwań, tryby urozmaicające rozgrywkę typu walka bez rąk lub bez grawitacji, ale przede wszystkim Krypta. Wrzucenie motywu RPG do Mortala było cudownym pomysłem, zachęcającym do dalszej gry i...grindu. Za stoczone pojedynki dostajemy mortalową walutę, za pomocą której w Krypcie odblokowujemy dodatkowe elementy. Pomysł świetny, muszę jednak przyznać, że zbieractwo odblokowywanych elementów to „sztuka dla sztuki”, bo po co komu szkice postaci, szkice map, dodatkowa ścieżka dźwiękowa, historia postaci, figurki...ostatecznie istotne były jedynie skórki i przebrania. Pomysł jednak doceniam. Było to jeszcze w epoce przed „day 1 DLC”...do którego przejdziemy wkrótce. Jest to też pierwsza odsłona serii w której zasmakowałem pojedynków pvp przez multiplayer..jednak bardzo krótko. Żeby grać w bijatyki trzeba mieć więcej skilla niż do Dark Souls.
"Crispy"
Dziesiąta odsłona Mortal Kombat to rozwinięcie formuły z entuzjastycznie przyjętej MK IX. Niestety nie grałem w nią dłużej niż 2h, za to sporo obserwowałem. W związku że zestarzałem się razem z serią,z coraz większą niechęcią przyjmowałem nowe postaci. Zupełnie nie podoba mi się udziwnione humanoidy typu kobieta-owad – co jest nieco hipokryzją z mojej strony bo nie mam nic do Baraki czy półsmoka Sheevy, którzy są z nami ponad 20 lat. Nie kupuje tez zmiany generacyjnej i dzieci głównych kombatantów..serio? najtańszy możliwy chwyt, zwłaszcza kiedy te postaci wyglądają jak kalki swoich rodziców i wydaja się być powieleniem ich schematów walki i zachowania...no nic ciekawego. Na plus zdecydowanie wariacje stylów walki w stosunku do każdego z wojowników oraz pewne możliwości customizacji. Wydaje mi się, że to też cześć serii do której wkradły się mikropłatności i wszechobecne DLC...ale nie grałem, więc się nie wypowiem 😊 aha. Fatality najbrutalniejsze ever.
" Jupi?"
Premiera MK XI miała miejsce 2 dni temu. Z tego co widziałem to prezentuje się wizualnie lepiej niż kiedykolwiek. Kolory i płynność animacji, udzwiękowanie poraża, zmysły. Kampania to w sumie interaktywny film w przerwie od oglądania którego toczymy pojedynki. Świetna sprawa i wciąga jak seans avengersów. Fabuła..cóż mogę powiedzieć, kiedy do historii wkracza manipulowanie linią czasową i wymiarami, można wytłumaczyć wszystko, nawet pojedynek z młodszą wersją samego siebie albo martwą wersją siebie..btw czy tylko mnie wkurza biadolenie i kij w tyłu Raidena? Nie mogę słuchać typa. Taki z niego bóg piorunów i obrońca ziemi, a równocześnie męczybuła i cienias. Nie mogę z tym typem. Na ogromny plus rozwój designu kombatantów oraz ich charakterów, w dobrą stronę do poszło. Kto nie wierzy niech zobaczy filmik wprowadzający Johnnego Cage’a. Mistrz. I lepszy aktor niż jego pierwowzór 😊 no i to fatality...tak, śmieszkowania jest więcej niż zwykle, ale fatality jakby gorsze niż w poprzedniej odsłonie i jak to stwierdził bardzo celnie NRGeek – większość z nich skupia się na okaleczeniu głowy. Jest dobrze, ale mogło być lepiej.
„Finish him!”
Co jednak poszło nie tak? Generalne oceny są pozytywne 80%, jednak na steamie możne zaobserwować review bombing i jedne 32% ocen pozytywnych. Dlaczego? Podobno port PC nie działa tak jak powinien i się wykrzacza, oj tam pół biedy, na pewno zaraz zpatchują. Co jednak martwi mnie najbardziej – i jest głównym powodem dla, którego gry nie kupie, jest polityka finansowa producenta/dystrybutora. Nowy tytuł kosztuje ok 230 zł + 180 zł za season pass, all dlc etc i to pierwszego dnia! Oznacza to, że jeśli chciałbym cieszyć się kompletnym wydaniem, musiałbym wydać na grę ponad 400 zł! Nieporozumienie, właśnie straciliście klienta. Podobno też grind jest nieziemski i żeby odblokować wszystkie skórki i elementy postaci, trzeba by było wydać na grę pare tysięcy dolarów...nie ma wprawdzie lootboksów, ale też jest zajebiście.
Tak, powyższy model biznesowy totalnie przekreśla dla mnie ten tytuł. Oglądnę sobie kampanie na streamie i cześć, bo tego typu zabiegi marketingowe to jednak bark szacunku do Klienta. Oczywiście, że będzie legion takich co kupią, a produkt na siebie zarobi. Ja czuje jednak pewien żal, może za mało kochałem Mortala przez całą naszą przygodę? Bez względu na moję opinią legenda Mortala trwa i ma się dobrze.