WRC - recenzja
Kiedy byłem nieco młodszy niż dziś WRC mnie pasjonowało. Z zapałem śledziłem w telewizji relacje ze zmagań Colina McRae z Carlosem Sainzem czy Richardem Burnsem, walkę o dominację między Fordem, Subrau i szeregiem innych producentów aut. Dziś mam wrażenie, że ta dyscyplina sportu motorowego mocno podupadła, co objawia się obecnością jedynie dwóch zespołów fabrycznych. Dodatkowo walkę wśród kierowców od lat zdominował Francuz Sebastian Loeb. To wszystko sprawia, że WRC przestało być równie ekscytujące jak przed laty lecz właśnie pojawia się szansa na ponownie zainteresowanie się mistrzostwami świata w rajdach samochodowych za sprawą gry włoskiego studia Milestone.
Ponowne spotkanie z WRC miało być dla mnie małą sentymentalną podróżą, bo bez bicia przyznam się, że dziś już nie śledzę relacji telewizyjnych z tych zawodów. Okazało się, że sentyment to słowo dobrze pasujące do gry.
"Zagraj, zagraj jak za dawnych lat" Tymi właśnie słowami kibicie m.in. Górnika Zabrze motywują swoich piłkarzy do lepszych występów, słowa te doskonale pasują także do WRC. Grając w nią nie mogłem pozbyć się złudzenia, że odpaliłem nie swojego Xboksa 360, a wiekowe już PlayStation 2, które, wstyd przyznać, stoi w kącie zaraz obok i od dawna już zajmuje się wyłącznie zbieraniem kurzu. Na to wrażenie składa się kilka czynników. Po pierwsze oprawa graficzna, która naprawdę mocno odstaje od dzisiejszych standardów. O ile jeszcze samochód na odcinku specjalnym wygląda całkiem przyzwoicie (choć jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest on tylko jeden, a daleko mu do urody aut z Forzy czy Gran Turismo ocena staje się nieco surowsza) tak otoczenie estetów może wręcz porazić. Trasy składają się z mdłych tekstur, bardzo prostych, by nie napisać, że prostackich, obiektów oraz niekiedy mlecznobiałej mgiełki mającej chyba za zadanie zamaskować fakt, że od czasu do czasu jakieś drzewko czy krzaczek nie wyłonią się majestatycznie zza horyzontu, a wyskoczą nagle na naszych oczach niczym spod ziemi. Strasznie razi zbite niczym asfalt na niemieckiej autostradzie podłoże, które udaje szutr czy poryte koleinami błoto - ostatnia reinkarnacja Sega Rally pokazała, że można w tym elemencie zrobić znacznie więcej. Do otoczenia trzeba się przyzwyczaić i przestać zwracać na nie uwagę, bo twórcy zaoferowali nam aż dwa widoki z kabiny auta i na drugim z nich gra się równie znakomicie jak w Shifcie, a to oznacza, że deska rozdzielcza nie przesłania nam trzech-czwartych ekranu i spokojnie możemy z takim widokiem jeździć. Dla odmiany znakomite jest udźwiękowienie gry. Każdy samochód brzmi zauważalnie inaczej i nie chodzi jedynie o różne odgłosy silnika w poszczególnych modelach, ale również o taką kwestię jak wyciszenie wnętrza. Wprost rewelacyjnie nagrano głosy pilotów (kobieta lub mężczyzna), którzy nie tylko czytają opis odcinka z odpowiednim wyprzedzeniem, ale w razie kolizji drą się wniebogłosy, po stłuczce potrafią stwierdzić, że silnik raczej nie powinien wyć w taki sposób, a na mecie zganią nas lub pochwalą za osiągnięty rezultat. Muzykę usłyszymy jedynie w powtórkach, gdzie dominuje Pendulum.
Wróćmy jednak do archaizmów, bo nie kończą się one na oprawie gry. Również menu utrzymane w oficjalnym wzornictwie i kolorystyce WRC niczym nowatorskim nas nie zaskoczy. Taką reakcje można natomiast wzbudzić znalezienie w trybie zabawy dla wielu graczy opcji "hot seats" (ang. gorące krzesła), polegającego na tym, że gracze zamiast bawić się równocześnie przekazują sobie pada na zmianę. Ostatni raz grałem w ten sposób całe lata temu i to w strategię turową na PC (przypomniało mi się, że również w Worms na PSX, co znakomicie się wpisuje w sentymentalne tony). Opcji gry na podzielonym ekranie niestety zabrakło (można się tylko domyślać, czy to celowa decyzja, czy silnik gry by jej nie udźwignął) ale za to można pograć w sieci. Nie ma tu mowy o żadnym trybie, w którym moglibyśmy znaleźć się jednocześnie na trasie z rywalami (pamiętacie poczciwe Colin McRare Rally 2.0?), za to na odcinku specjalnym pojawią się duchy pojazdów rywali. To całkiem ciekawe rozwiązanie pozwalające nam zobaczyć jak jeżdżą inni gracze. Choć ścigać się w ten sposób może nawet 16 osób jednocześnie, to niestety na razie serwery nie tyle, że świecą, co wręcz zioną pustkami.
Pozostaje mi wypunktować jeszcze jeden istotny archaizm czyli mechanikę całej gry. Jest ona dokładnie taka jak w grach rajdowych wydawanych za czasów świetności PS2 - czujemy się, jakbyśmy grali w takie pozycje jak przywoływana już seria Colin McRare Rally czy sonowskie WRC. Pytanie, czy to wada? Moim zdaniem nie, bo ja bawię się znakomicie przy wymagającym, ale jednak nieco zręcznościowym modelu jazdy. System uszkodzeń samochodu i ich wizualizacje również wyjęto jakby żywcem z wspomnianych gier. Różne rzeczy możemy w aucie popsuć, pourywać zderzaki, zgubić maskę, a do mety i tak jakoś się dowleczemy, oczywiście zapomnijcie przy tym o korzystnym rezultacie. O tym, że to staro-szkolna produkcja uświadomiła mnie jeszcze jedna rzecz - kiedy rozbijecie się na ostatnim zakręcie przed metą nikt nie zaoferuje wam przewinięcia w czasie feralnego fragmentu do tyłu. I dobrze, bo przejechanie odcinka specjalnego zajmie nam z reguły mniej czasu niż kilka okrążeń na torze wyścigowym.
Czego inni mogą się od Milestone nauczyć?
Dotychczas narzekałem na wtórność, ale są też w WRC elementy, których pozazdrościć może konkurencja. Początkowo bałem się nieco naiwnie, że przez całą grę przyjdzie mi jeździć jedynie Fordem Focusem lub Citroenem C4, ale twórcom udało się z tej pułapki zgrabnie wybrnąć oferując zawody nie tylko w kategorii WRC ale także S-WRC, P-WRC, J-WRC, a na deser, do odblokowania, auta ze słynnej grupy B. Przekłada się to na znacznie większy wachlarz samochodów do wyboru, a także na długi i całkiem rozbudowany tryb kariery, gdzie zaczynamy oczywiście od najniższego szczebla, by w końcu znaleźć zatrudnienie w którymś z zespołów ścigających się w klasie WRC. Miło, że zadbano o takie smaczki jak odblokowywanie kolejnych sponsorów, farb czy wzorów lakierowania samochodu, bo znacznie wpływa to na uatrakcyjnienie rozgrywki. Ciekawy jest również tryb szkoły WRC, w której możemy porównać nasz styl jazdy z innymi kierowcami w serii zadań nieco przypominających licencje w serii Gran Turismo. Najbardziej jednak podoba mi się fakt, że każde auto prowadzi się inaczej nawet w obrębie danej klasy. Natomiast różnice między WRC a samochodami z J-WRC z małą mocą i napędem tylko na jedną oś to już zupełnie inna bajka i styl prowadzenia. Zapomnijcie, że w Suzuki Swifcie będziecie pokonywać zakręty bokiem jak w potężnym Focusie z napędem na cztery koła. Nie, trzeba jechać bardziej jak w wyścigach torowych wybierając odpowiednie wierzchołki zakrętów i pokonywać je jak w zwykłym samochodzie. Dopiero potężniejsze, ale i trudniejsze do okiełznania modele pozwolą ślizgać się od zakrętu do zakrętu. Świetnie poradzono sobie z poczuciem prędkości, jakie niesie ze sobą gra. Tutaj nawet jadąc 60 km/h i mijając jakieś zabudowania czy drzewo o grubość lakieru poczujemy dreszczyk emocji.
Werdykt
Obcując z WRC cały czas będziecie mieć wrażenie, że nie jest to produkcja z górnej półki, ba, że ukazała się o kilka lat za późno. Okazuje się jednak, że to wcale nie musi świadczyć na jej niekorzyść, bo ja odbywając taką sentymentalną podróż do świata, w którym rządziło PS2, a ja jeszcze jako tako interesowałem się rajdami, bawiłem się naprawdę nieźle. Pamiętać też trzeba, że fani rajdów, podobnie jak do niedawna F1, od kilku lat nie dostali produkcji w tych klimatach. DiRT liczyć tu nie można, bo zrobiło się z tego mydło i powidło. Powyższe okoliczności, są dla WRC łagodzące, więc jeśli przymkniecie oko na przeterminowaną grafikę, interesujecie się rajdami i lubiliście serię WRC od Sony, to powinniście się dobrze bawić przy grze Milestone.
Marcin Lewandowski