WRC 7 - recenzja. Prawie jak Colin
Nie Dirt Rally czy Dirt 4. Tylko właśnie ten stary, dobry Colin.
18.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 08:56
W przypadku corocznych pozycji wyścigowych aż kusi, by zawczasu przygotować sobie szkic recenzji. Może nie do gier F1, których włodarzy (Codemasters) wyjątkowo szanuję, ale do WRC od studia Kylotonn jak najbardziej tak. "W tyle za konkurencją", "za wolny progres", "największym plusem jest pełna licencja" - tego typu zdania, poskładać do kupy i puścić na stronę bez zmęczenia. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, a Francuzi w zeszłym roku nie wyprali prześcieradła. No. Całe szczęście, że ja zwyczajnie lubię śmigać w rajdówkach i dałem WRC 7 te kilkanaście godzin. Bo byłbym strzelił nieziemską gafę. Panie (zapewne nieliczne) i Panowie - dostaliśmy najlepszą odsłonę serii w obecnej dekadzie. Która, o raju, zaczyna doganiać konkurencję.
Nie oznacza to od razu, że gra pozbyła się wszelkich problemów poprzedniczek. Standardowo, nie oferuje ani bogatej liczby różnorodnych trybów, ani choć odrobinę bardziej ambitnej kariery dla pojedynczego wymiatacza. Jeżeli gramy z kimś, bierzemy udział w małych czasówkach lub wydarzeniach sezonowych przygotowanych przez deweloperów. To opcja dla tych, którym bokiem już wyszło szarpanie samotnie, ale przecież smakująca niemal identycznie. Nawet jeśli organizujemy "wyścig" z kilkoma wydartymi dzieciakami z różnych zakątków Europy, widzimy na torze zaledwie ich sylwetki. Co innego dzielony ekran, umożliwiający realne starcie z kumplem na super odcinkach specjalnych (przystosowane do rywalizacji trasy stadionowe). Niemniej potrzeba jeszcze wystarczająco zajaranych znajomych. Moi tacy z pewnością nie są.
A kariera znowu powoduje lekkie ziewanie. Ot, przejedź trzy sezony, od ligi juniorów, przez WRC II, po najpotężniejsze maszyny z obecnych mistrzostw. Przy umiarkowanym poziomie umiejętności nie trzeba martwić się o fatalne uszkodzenia; właściwie ani razu nie doprowadziłem do sytuacji, w której zabrakłoby mi czasu serwisowego na pełne naprawy. Skacze się zatem od państwa do państwa i pokonuje dziesiątki szutrowych odcinków. Nie ma żadnej marchewki na kiju. Jazda wyłącznie dla samej przyjemności jazdy. "Piłeczka" od EA pokazała niedawno, że nawet w taśmowo produkowanych seriach sportowych można zaproponować wciągającą karierę. Ale to nie ten szczebel, nie ten budżet. Pod tym względem już nawet przestałem liczyć na rzeczywiste zmiany."Niższą półkę" reprezentuje także oprawa wizualna. Szczegóły mijanych obiektów doczytują się na naszych oczach. Płynności daleko do Dirtów od Codemasters, nawet jeśli brakuje podobnie atrakcyjnych fajerwerków. Żeby otworzyć delikatnie usta w podziwie, gra musi "kliknąć" - potrzeba odpowiedniego odcinka w trakcie odpowiednich warunków atmosferycznych. Gęsta mgła w Monte Carlo, australijski wschód słońca, gorące popołudnie na polach w Mikołajkach. Cóż, przynajmniej działa w pełnym HD na PlayStation 4 (za Xboksa nie mogę ręczyć, lecz rok temu różnica była zauważalna na niekorzyść Microsoftu). Oczywiście, że po kilku godzinach do grafiki przywykniemy. Z tyłu głowy dzwonić będzie tylko cicho: "budżetówka, budżetówka".Kylotonn solidnie przysiadło jednak do tych aspektów, które dotychczas kulały najmocniej. Model jazdy na przykład. Studio całkowicie odpuściło nieudolne próby nadania systemowi pozorów symulacji. Bez względu na to, czy paski przesuniecie w stronę "amatora", czy też "profesjonalisty" (co zupełnie szczerze polecam od razu zrobić), całość działa na wskroś arcade'owo, ciesząc ciągłymi, łatwymi do opanowania poślizgami. Niczym stare odsłony Colina. I tak, uważam to za absolutną zaletę, zwłaszcza gdy w roli konkurencji ma się Codemasters oraz ich symulacyjny horror dwóch najświeższych Dirtów. To poziom, którego mniejszy deweloper z Francji nigdy nie byłby w stanie dogonić. Dlatego strategia kontrastu wychodzi WRC 7 na zdrowie. A i my, gracze, coraz rzadziej dostajemy "luźne" rajdy. Arcade umiera generalnie, w każdej odmianie gier sportowych.W kwestii odcinków od jakiegoś czasu normalnym było, że WRC idzie na ilość, nie jakość. Mają oficjalną licencję, i tak muszą uwzględnić wszystkie rajdy, więc gdy pozostali ograniczają się do pięciu czy sześciu państw (oprócz "mistrzów kodu" jeszcze studio Milestone z niedocenionym Sebastien Loeb Rally Ebo), Kylotonn łupie dziesiątki widokówek z całego globu. Tym razem jednak stał się niemały cud. W WRC 7 zobaczyłem naprawdę ekscytujące odcinki specjalne. Paskudne serpentyny, ciasne przesmyki, podłe pułapki, szalona różnorodność nie tylko pomiędzy całymi rajdami, ale nawet w granicy dwóch czy trzech kilometrów jednego przejazdu. Najpierw przeprawa przez wąski las, za chwilę wspinanie się pod górkę na jakimś walijskim bezdrożu i nagle olśnienie ciągnącą się po horyzont drogą, jaką za chwilę mamy przejechać? No hej, tutaj takie momenty trafiają się co chwilę.
W efekcie byłem zły na tryb kariery, że tak krótko trzymał mnie w jednym państwie. Z własnej woli powtarzałem poszczególne odcinki w pojedynczych wyścigach; najpierw w celu powtórzenia wrażeń, następnie jeszcze kilka razy o różnych porach dnia i nocy, szukając najbardziej spektakularnych połączeń. Nie, to nadal nie zachwyt rozmiaru Dirta Rally. Ale połączenie powyższych dwóch elementów - lekkiego modelu jazdy oraz przyjemnej ekscytacji poznawania kolejnych odcinków - przywaliło mi dość niespodziewanie. Piętnaście godzin jazdy "pod recenzję" to, jestem pewien, zaledwie początek. Chcę dalej, chcę więcej. Platynę chciałbym na przykład wyciągnąć. Właśnie tak milutko mija mi czas z WRC 7.Tyle. Znamy pulę problemików, znamy charakter niemałych zaskoczeń. Rok temu brałem za pewnik, że Kylotonn pozostanie na tym samym, średniawkowym poziomie. A w tym odczuwam pokusę przymknięcia oka. Której, oczywiście, nie ulegnę. Wystarczy, że poniższy werdykt jest równy temu z recenzji Dirta 4. Mamy teraz dwa mocno odróżniające się światy: krainę czystej frajdy w WRC oraz dolinę symulacyjnego-ale-również-i-niesymulacyjnego eksperymentu Codemasters. Ostatni Colin próbuje złapać jednocześnie wszystkie sroki za ogon, dodatkowo proponuje intrygujący motyw generatora odcinków specjalnych, więc z perspektywy czasu zostanie lepiej zapamiętany. WRC 7 po prostu chce, żebyście się dobrze bawili z jakąś rajdówką. Ubrudzili samochód, wymęczyli palce na padzie lub kierownicy i zjechali cały świat. Obie pozycje mają swoje mankamenty, przy obu można spędzić mnóstwo czasu. Ostateczny wybór zależy tylko i wyłącznie od Waszych preferencji. Ja będę grał w obydwie. Lepszej pochwały dla Kylotonn już nie wysmażę. Oby tak dalej, panowie.
Adam Piechota