Wpływ Diablo na mój światopogląd
12.03.2019 22:38
Długo zastanawiałem się nad tematem tego wpisu. W końcu Diablo było już opisane przez wielu recenzentów, felietonistów i dziennikarzy na wszelkie możliwe sposoby. I choć w momencie wyjścia było uznane za grę nowatorską, to po tych 23 latach zestarzało się. Jednak w dalszym ciągu coś mnie ciągnie, aby jeszcze raz przejść "Diabełka". Ale dlaczego?
To ciekawe pytanie. Odpowiedź na nie wymaga zagłębienia się w mój umysł. Pierwszy kontakt z grą miałem w 1996 albo 1997 roku. Dokładnie nie pamiętam, ale na pewno było to latem. Miałem wtedy 9 (lub 10) lat. Wraz z tatą pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego, aby odwiedzić kuzynów w ich domku letniskowym. Był tam też mój wujek wraz z kolegą. Przywieźli ze sobą komputer, na którym zainstalowany był "Diabełek". To było moje pierwsze zetknięcie z gatunkiem cRPG. Wcześniej mój monitor wyświetlał: sympatyczne Lemingi, wciągające Golden Axe, niesamowite Colorado, kultową Cywilizację, magiczne Prince of Persia czy przygodowe Dizzy (pamiętacie którąś z nich?). I chociaż nie uważam, żeby Diablo bardziej mi się podobało, niż którakolwiek z ww. gier, to jednak cRPG (w tym Hack&Slashe) uwielbiam do tej pory.
Zacznijmy od tego, że sam koncept gry składa się z kilku ciekawych, ale niezbyt oryginalnych motywów. Otóż mamy głównego złego – Diablo – tytułowego demona, który w pierwszej części jeszcze nie był przedstawiony groteskowo. Fabuła jest tak prosta jak budowa cepa – musimy zejść na najniższy poziom lochów i zabić antagonistę. Na każdym poziomie atakują nas przeciwnicy, którzy są dosyć zróżnicowani. I to właśnie ich ćwiartowanie, siekanie, kłucie, palenie, rażenie prądem (wstaw właściwe) jest tutaj najfajniejsze. Bossowie są nie tylko fajni, ale także zapadają na długo w pamięć. Nawet do dzisiaj słyszę w głowie to kultowe "ah, fresh meat", gdy kupuję mięso w markecie. Tajemniczy Lazarus wywoływał ciarki na plecach, ilekroć się z nim mierzyłem. Jednak najbardziej poruszyło mnie szaleństwo króla Leorica. Była to z pewnością tragiczna postać, powiedziałbym, że może nawet na miarę Makbeta (jestem w tym momencie strasznie poważny). Szalony król stał się moją ulubioną postacią nie tylko w pierwszej części gry, ale w całej trylogii!
Przeciwnicy to jedno, ale w Diablo urzekła mnie mnogość wypadających przedmiotów, wśród nich miecze, topory, łuki, kostury. Bardzo mi się podobał ich wygląd, zwłaszcza w ekwipunku – modele pełnej płytówki lub hełmów to klasa sama w sobie. Chyba w żadnej innej grze zbroja nie wyglądała tak mrocznie.
Unikalne przedmioty wypadały najczęściej z bossów lub były nagrodami za zadania. Nie oszukujmy się, questy nie były oryginalne i w zasadzie opierały się na przyniesieniu czegoś lub pozamiataniu, takim w przenośni ma się rozumieć. Ale były! Ba, niektóre występowały losowo – podczas nowej gry system generował, które zadania mają być wylosowane z puli. Dlatego, aby poznać wszystkie zadania, trzeba było kilkukrotnie ukończyć Diablo.
To nie była żadna przeszkoda, bo dzieło Blizzarda przykuwało uwagę swoją muzyką. Mistyczna i złowieszcza melodia z Tristram tworzyła aurę niepokoju. Do posłuchania tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=Q2evIg-aYw8
Prawda, że zostaje w głowie? Muzyka w grze jest jednym z elementów składowych klimatu. A ten jest gęsty niczym londyńska mgła. To dlatego, że teren jest niewielki i z początku nie czujemy tego, że zło jest takie potężne. To wszystko się zmienia w trakcie postępów w grze. W kolejnych częściach już wiedzieliśmy, z kim się musimy zmierzyć, dlatego też ta aura tajemniczości z jedynki gdzieś ulatywała. Powiem szczerze, że Diablo II jest mechanicznie o wiele lepsze i bardziej dynamiczne od swojego poprzednika. W dwójce jest więcej krain, klas, przedmiotów, przeciwników, czarów itp. W dodatku postacie mogą biegać, ale mimo wszystko wyżej cenię właśnie jedynkę za ten fantastyczny klimat grozy i tajemniczości, nawet jeżeli już kilka razy ją przeszedłem, to po prostu od czasu do czasu lubię wracać do Tristram.
Bo bez tego klimatu nie byłoby Diablo, a bez Diablo może nie zapałałbym miłością do komputerowych erpegów.