Wii U miało pokraczny i smutny żywot, ale pożegna się z graczami swoją najlepszą grą - The Legend of Zelda: Breath of the Wild
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nowa przygoda Linka będzie wyjątkowa.
Okej, rok temu Nintendo dało ciało z konferencją (no, nagraniem) na E3, ale dzisiaj przeszli samych siebie. Tradycyjnie plastikowy Reggie i dwie, dosłownie dwie gry. Krótki pokaz nowych Pokemonów może zadowolił niszę fanów, jednak reszta wypnie się nań w obecności wszystkich bomb od Sony. I choć teoretycznie powinienem stwierdzić, że w takim razie Nintendo było zwyczajnie nieobecne w Los Angeles, to druga gra, z którą tam "na chwilkę wpadli", jest po prostu zbyt ważna, by ich przemilczeć.
Stanowczo zbyt długo czekaliśmy na dużokonsolowe The Legend of Zelda. Breath of the Wild, bo taki przyjęło podtytuł, na zwiastunie prezentuje się po prostu cudownie. Zobaczcie sami.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild - Official Game Trailer - Nintendo E3 2016
Link nam dorasta. Otwarty, piękny świat stawiający na eksplorację, baśniowy sznyt z domieszką mistycyzmu Shadow of the Colossus, voice acting, nacisk na elementy survivalowe, zbieractwo, wspinaczki, rozległe pustynie i poszarpane przesmyki górskie po sam horyzont - takie dowody ewolucji już zobaczyliśmy. Ninny nie byłoby jednak sobą, gdyby nie odwołało się także do tradycji serii. W tym przypadku - do trzydziestoletniego pierwowzoru z NES-a, pozostawiając graczom całkowitą swobodę w kreśleniu całej przygody. Tak, dungeony, tutaj nazywane świątyniami, odwiedzać będziemy w dowolnej kolejności.
Budzi to i entuzjazm, bo pierwszy raz z Breath of the Wild może być doznaniem autentycznie magicznym, ale pozostawia odrobinę niepokoju. Co z warstwą fabularną? Oznacza to zepchnięcie jej na margines? Co z dziesiątkami barwnych postaci pobocznych, z których słynie marka? Co z prawdziwie przejmującymi momentami, za które pamiętam każdą odsłonę od Majora's Mask wzwyż? Czy jest szansa, że sam świat w Breath of the Wild byłby w stanie mi to wszystko zrekompensować?
The Legend of Zelda: Breath of the Wild - World Premiere Stage Demo - E3 2016
Odpowiedzi mają przychodzić z czasem, bo dziś Nintendo nie chciało pochwalić się niczym innym niż tym światem właśnie. A dokładnie małą, znajomą już częścią całej mapy. Która ma być dwunastokrotnie większa niż w Twilight Princess. Oraz sposobami na jej poskromienie. Dobrze wcześniej przeczytaliście - czeka nas wiele aktywności survivalowych rodem z Far Cry Primal. Skradanie się w buszu, przygotowywanie posiłków, ujeżdżanie dzikich koni, podpalanie roślinności, wykorzystywanie otoczenia w walce, ulepszanie elementów zbroi i ekwipunku. Ale spokojnie, znajdzie się także chwila na rozbicie kilku wazonów.
Na początku gry Link budzi się ze stuletniego snu i po małym ukłonie w stronę trzeciego Fallouta (pierwsze wyjście na mapę świata) zastaje Hyrule, które dawno temu poddało się w starciu z Ganonem, obowiązkowym szwarccharakterem serii. Dawne budowle, świątynie i mosty porosły już bujną roślinnością, pająkopodobne roboty znane z pierwszego zwiastuna leżą nieaktywne od lat, zlewając się powoli z resztą otoczenia. Kraina kryje w sobie zapomnianą historię, a możliwość wdrapania się wszędzie (bo Link po swojej drzemce zrobił się jakiś bardziej wysportowany) szybko kazałaby mi zajrzeć do każdego kąta w celu jej odkrycia. Zielone pola wyglądają ślicznie, ale tak naprawdę ostrzę sobie zęby na widokówki, które czekają dopiero za inicjacyjnym horyzontem.
Ech, ale trzeba będzie czekać. Ile? W tym szkopuł - nie wiadomo. Nintendo nie chce ujawnić jeszcze daty premiery nowej Zeldy, bo najwyraźniej pokrywa się z debiutem ich następnej konsoli; nie od dziś wiadomo, że będzie to pozycja, w którą zagramy na obu sprzętach. Wersja z targów śmigała ponoć na Wii U. Jakiś czas temu obawiałem się, iż ta konsola nie da rady zaprezentować Breath of the Wild w satysfakcjonującej wizualnie postaci. Dzisiaj zasypiam spokojnie, te dorysowujące się czasem obiekty jestem w stanie wybaczyć.
Bo ja chcę Zeldę. Dopiero po niej będę mógł pochować swoje Wii U.
Adam Piechota