Warto zagrać w The Witness? Tak. Ale co to za gra? Pozwólcie, że wyjaśnię
Z recenzją The Witness śpieszyć się nie zamierzam, ale czuję potrzebę, by trochę Wam o tej grze powiedzieć. Bo trudno wyrobić sobie o niej zdanie na podstawie obrazków czy filmików. Bez dużych spoilerów.
Lepsze niż The Talos Principle?
Spokojnie. Pomimo kilku długaśnych sesji z The Witness mam poczucie, że ledwie grę liznąłem. The Talos Principle ma na pewno więcej zabawek, którymi gracz może operować. Ale czy ostatecznie przekłada się to na większą frajdę? Dam znać w recenzji.
Czyli The Witness to serio tylko przeprowadzanie kropki przez labirynt?
Tak. I... nie. Bardzo, bardzo nie. Ostatecznie wszystkie zagadki jakie napotkałem sprowadzały się do wytyczenia drogi od punktu A do punktu B na jakimś panelu. Albo... czymś innym. Przeklęta obietnica braku spoilerów. Ale robię to dla Waszego dobra. Każdy moment "ojacie, to serio działa", "patrzyłem, a nie widziałem" i "hmm, a jak oleję narzucone zasady i zrobię tak, AAAAAAAAAAA" jest skarbem, z którego nie śmiem Was rabować. A już kilkanaście minut od startu gry zrozumiecie, że wiedzę potrzebną do rozwiązania labiryntu czerpie się zewsząd. Ze świata, z bystrego oka, z eksperymentów.Ale też ze świeżego mózgu. Można tu odejść od zagadki, pozwiedzać wyspę, przyjrzeć się innym zagadkom. Jest gdzie dać głowie odpocząć. Zwłaszcza, że to śliczna okolica.
Nie rozumiem. Mów prościej.
To jest bardzo proste. Tak proste, że będziecie sami kląć na siebie, że tego nie widzieliście.
Naprawdę nie potrafisz powiedzieć czemu The Witness jest super? Bo jest super, tak? Inaczej nie zawracałbyś nam głowy.
Jest super, jest. Nie wiem, jak bardzo super i co tam dalej robi z głową, ale póki co nie mogę przestać myśleć o tej grze. Czemu jest super? Bo Blow to geniusz w temacie tego, jak mózg gracza przyjmuje bodźce, jak uczy się je przetwarzać i jak można to wykorzystać do zagięcia jego posiadacza. Słowo klucz to percepcja.
Robisz się nudny, wciąż nie wiem, o co to halo.
Bo The Witness to nie jest gra dla każdego. I bardzo dobrze. Czy obraziłbym się za jakiś system podpowiedzi? Nie. Czy rwę czasem włosy z brody, bo nie mam pojęcia, o co chodzi? Owszem. Ale nie czuję się sfrustrowany. Gra nie zamyka mnie w klatce, każąc przejść tę łamigłówkę albo płakać. Są inne. Cały świat jest otwarty na eksplorację (no, nie cały, bo są bramy, które trzeba rozwiązać...). Tu nie idzie, to pójdę tam. Brakuje trochę jakiegoś fabularnego kontekstu, ale może on przyjdzie z czasem.
Po co grać jak można obejrzeć na tubce rozwiązanie każdej zagadki?
Młody człowieku (bo nikt po 30-tce nie zadałby tego pytania), gra się po to, żeby grać i pokonywać kolejne wyzwania. Te w The Witness są cholernie sprytne i angażują każdą cząstkę zmysłu obserwacji i eksploracji, którą wszczepiły w Ciebie inne gry. Jon Blow kapitalnie uczy Cię jak... uczyć się The Witness. Pierwsze spotkanie z zagadką to często pytanie czy w ogóle jest ona aktywna.Bo przecież tak różni się od poprzedniej, że chyba nie da się jej rozwiązać, stosując tę samą metodę.No, nie da się. Ale gra stopniowo uczy poszerzania percepcji i sztuczek, które sprawiają, że patrząc widzi się więcej. Z różnych perspektyw, pod różnymi kątami. Braid bawił się czasem, Witness bawi się percepcją.
Jeszcze raz napisz "percepcja" i idę grać w Tegorocznego FPS-a 3: Krwawa zemsta
Percepcja.
Spadaj.O, a ty nie poszedłeś z nim. Fajnie. Słuchaj - z ferowaniem wyroków poczekajmy do recenzji. Nie czuję się jeszcze kompetentny w tej materii. Zwłaszcza, że mówimy o dużej i nietaniej grze. Ale The Witness nie zawodzi. Nie wiem, czy ostatecznie okaże się czymś więcej niż zbiorem setek kapitalnych zagadek (audiologi mnie nie przekonują), ale nawet jeśli, to będzie to zbiór setek zagadek, które demolują mózg i sprawiają, że czujesz się królem świata.
Czad.