Warsaw Games Week 2015 - początek wielkiej przygody
Pobudka o 7 rano, płatki z gorącym mlekiem, upchnięcie do plecaka torby z laptopem i bieg na przystanek. Słuchanie muzyki w drodze na Dworzec Główny w Poznaniu, stanie na peronie i trzygodzinna podróż do Warszawy, żeby wziąć udział w pierwszej edycji Warsaw Games Week. Czy było warto? Było.
24.10.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Kilkunastominutowy spacer do hotelu, kolejny z hotelu na warszawskie EXPO XXI, odebranie akredytacji i przejście obydwu hal wystawowych wzdłuż i wszerz. Cały dzień życia poświęcony nowym stołecznym targom. Czy było warto? Jeżeli uwzględnimy, że to pierwsza edycja tej imprezy, to tak, warto było przyjechać.
Gdybym miał być jednak w 100% szczery, to rozwinąłbym słowa „warto było”, do „jeżeli masz blisko, to warto było, a jeżeli nie miałeś okazji, to nie masz się czego smucić i niczego nie straciłeś, bo za rok będzie lepiej”. Bowiem wątpliwości, że Warsaw Games Week 2016 się odbędzie, nie mam. Formuła jest dopracowana, wystawcy nie szczędzili na przygotowaniu ogromnych stoisk i całość wyszła naprawdę imponująco. Wygląda wręcz jak mały kawałek Gamescomu przywieziony wprost nad Wisłę.
Oskar Śniegowski
Pierwsza edycja WGW to w gruncie rzeczy impreza 4 gości. Microsoftu współdzielącego halę z Ubisoftem, oraz PlayStation z Cenegą. Nintendo pojawiło się z konstrukcją identyczną jak na PGA, uzurpując sobie prawo jedynie do niewielkiego kawałka parkietu na końcu jednej z hal. Mała ilość wystawców nie jest żadnym zarzutem. Ewidentnie poszli oni w jakość, dlatego momentami rzeczywiście można było poczuć się jak w czasie targów w Kolonii. Wysokie ściany działowe i szczelnie powijane namioty zamkniętych pokazów robiły dobrą robotę.
Do głównego holu wszedłem około godziny 12:15. Okazało się, że combo dnia pracującego z wczesną godziną (dla niektórych porankiem) nie zadziałały zniechęcająco, gdyż kolejka utrzymywała stałą długość kilku metrów nawet przed wejściem dla prasy. Ludzi było naprawdę dużo, uwzględniając powierzchnię, wręcz porównywalnie do VIP piątku z ubiegłotygodniowych poznańskich targów. Przypominam, że wstęp na VIP DAY WGW kosztował 120zł.
Warszawie takie targi były potrzebne. I chociaż pierwsza edycja to zupełnie innych poziom niż Poznań Game Arena (GiC FTW!), to wierzę, że w dłuższym okresie wszystkim nam wyjdzie to na dobre. Konkurencja zawsze wymusza podnoszenie jakości, więc czekam na odpowiedź poznaniaków. Pamiętajmy jednak, że powierzchniowo PGA było nieporównywalnie większe. Szerzeniu idei grania przyklaskuję ponad podziałami i obydwu imprezom życzę jak najlepiej.
Oskar Śniegowski
Czegoś jednak Warsaw Games Week brakowało. Być może dziedzictwa, legendy, "tego czegoś". Wyraźnej atmosfery, wyrazistego smaku? Byłem, widziałem, ale nie poczułem. Są takie imprezy, na których czujesz się jak w domu, jak swój i są takie, na których jesteś gościem. Może to wina piątku i w "otwartą" sobotę będzie inaczej? Zaraz sprawdzę. W każdym razie, traktuję to jednak jako chorobę wieku dziecięcego. Jeżeli WGW przetrwa, to z pewnością z tego wyrośnie.
A za co zapamiętam tegoroczną edycję? Na pewno za możliwość przetestowania The Division, za przypomnienie mi, że Call of Duty wciąż może być fajne, za 12 minut z Mirror's Edge Catalyst, za kilka minut gry w Battleborna, za możliwość sprawdzenia Morfeusza (albo PlayStation VR) i przybicie piątek z kilkoma świetnymi osobami. Aha, i byłem jeszcze na prezentacji Uncharted 4. Wierzcie mi na słowo. Na żywo ta gra wygląda obłędnie, a płynność ruchów Drake'a powala. Nie wiem jak, ale Naughty Dog znowu to zrobiło.
Mimo wszystko oceny targom nie wystawiam, bo nie mam porównania. Są pierwsze, dostają więc kredyt zaufania, że będzie lepiej. Ponownie. Jeżeli masz blisko albo wygodny dojazd, to nawet się nie zastanawiaj i przyjeżdżaj jak najprędzej. W innym wypadku, możesz sobie bez wyrzutów odpuścić. Za rok zobaczysz więcej.
Oskar Śniegowski