W kalejdoskopie: The Elder Scrolls V: Skyrim
Opublikowany przed ponad pięcioma laty "Oblivion" z miejsca został ogłoszony grą fenomenalną (średnia rzędu 94% mówi sama za siebie) oraz niemalże mesjaszem gatunku. W miarę upływu czasu zapał mijał, a dzieło Bethesdy stało się jednym z głównych przykładów w dyskusjach na temat kiepskiej kondycji RPG-ów. Czy przy okazji piątej odsłony The Elder Scrolls historia zatoczy koło?
Trudno przewidzieć długofalowe skutki, niemniej świeżutkie „Skyrim” spełniło już pierwszy warunek - ma zabójczo wysoką średnią ocen.
- Metacritic - 360 - 96% (66 recenzji), PC - 94% (10 recenzji), PS3 - 95% (17 recenzji)
- GameRankings - 360 - 95,5% (47 recenzji), PC - 95% (4 recenzje), PS3 - 94% (10 recenzji)
Przy tak wysokiej średniej nie mogło zabraknąć „dziesiątek”. Jedną z nich (spośród ponad dwudziestu) wystawił Jim Sterling z Destructoida:
„The Elder Scrolls V: Skyrim” łączy w jedną, spójną całość wszystkie powody, dla których uwielbiamy zachodnie RPG-i. To gra, która wciągnie każdego, kto wkroczy w jej zajmujący, przytłaczająco szczegółowy świat, gra, która pochłonie odbiorcę i nie pozwoli mu odejść. [...] Zagranie w „Skyrim” to rozpoczęcie związku, który dodaje sił, ale wymaga całkowitego podporządkowania. Sięgnijcie po „TESV”, to nowy horyzont RPG-ów, który żąda, byście na niego spojrzeli. Nieco bardziej przyziemnie podszedł do sprawy recenzent Official Xbox Magazine, który - w kolejnym tekście podsumowanym najwyższą możliwą oceną - pochwalił m.in. ciekawie zarysowany świat, w którym rozgrywa się akcja gry:
Wasze przeznaczenie może być z góry narzucone, ale to, jak je osiągniecie, pozostaje w Waszych rękach. Po wybraniu rasy, płci i imienia swojej postaci „Skyrim” rzuca Was do okazale prezentującego się świata, który na szczęście ma do zaoferowania znacznie więcej, niż tylko ładną przestrzeń. Nie wszyscy są tu otwarcie pogrążeni w wojnie, niemniej drobne niesnaski drążą każdą warstwę tutejszego społeczeństwa; od różnic religijnych i kulturowych po uprzedzenia rasowe, a nawet uzależnienia od narkotyków. A Wy możecie dowolnie przebierać w szerokim wachlarzu grup, mając do dyspozycji wachlarz zaczynający się od praworządnych Towarzyszy, a kończący na niebezpiecznym Mrocznym Bractwie. Joystiq, od którego nowa gra Bethesdy również dostała maksymalną notę, poświęcił kilka słów nowościom w systemie rozwoju postaci:
Dovahkiin [dosł. Zrodzony ze Smoka; tytuł głównego bohatera gry] ma osiemnaście drzewek umiejętności, które można rozwijać, takich jak magia destrukcyjna (ciskanie kulami ognia itp.), posługiwanie się jednoręcznym orężem, otwieranie zamków itd. By ulepszyć którąkolwiek z nich, musicie po prostu ją ćwiczyć, do czasu aż zwiększy się stopień Waszej biegłości. Gdy zwiększy się odpowiednią liczbę razy, w jakiejkolwiek dziedzinie, zdobędziecie kolejny poziom doświadczenia i, wraz z nim, perka, którego można przypisać do dowolnej umiejętności. Perki się stopniują - od typowych (wybrane zaklęcia zużywają mniej many) do bardziej konkretnych (czary obronne są efektywniejsze, gdy nie mamy na sobie zbroi).
Może się to wydawać niezbyt odkrywcze, ale tak naprawdę - z punktu widzenia RPG-ów - to stosunkowo rewolucyjne rozwiązanie. Nie macie żadnych głównych parametrów. Żadnej inteligencji, żadnej siły. Jedyną rzeczą, która dzieli Was od zostania najlepszym szermierzem w Tamriel, jest kilka godzin treningu.
Ponadto do każdej ręki da się przypisać całkiem inne umiejętności, dzięki czemu możecie ćwiczyć zaklęcie niewidzialności, podczas trenowania bloku przy pomocy swojej nowiutkiej tarczy. Najbardziej imponująca zdolność Dovahkiina? Wielozadaniowość. Popularny IGN wystawił 9,5/10, zwracając uwagę na to, co zawsze było najmocniejszą stroną serii:
Jeśli chcecie, możecie się skupić tylko na zadaniach związanych z głównym wątkiem fabularnym, zobaczyć zakończenie i odłożyć grę na półkę, nigdy nie zdobywając maksymalnego poziomu umiejętności ani nie czytając „Źródeł prawa dwemerskiego”. Ale takie podejście pozbawia sensu granie w „The Elder Scrolls”. To gra, która nagradza maniaków i poszukiwaczy przygód, gra, w której pieczołowicie przygotowane misje, zarówno w głównym wątku, jak i w pobocznych, są standardem, nie wyjątkiem. Zadania związane z główną osią fabularną na początku idą w przewidywalnym kierunku, ale to tylko po to, by wprowadzić Was w stan błogiego zadowolenia przed tym, jak nieodzowna zdrada zepchnie wszystko na zupełnie nowe tory. System nagród jest nie mniej satysfakcjonujący, oferuje wszystkie rodzaje unikatowego sprzętu i znaczących premii za robienie interesów z Gildią Złodziei, wstąpienie w szeregi magicznego Kolegium Winterhold czy dołączenie do zaprawionych w boju Towarzyszy z Whiterun. To najlepiej poprowadzone wątki w całej grze, ale nawet krótkie, przygodne zadania stoją na wysokim poziomie.
Niektóre postacie niezależne podbiegną do Was w samym środku dziczy, by dostarczyć Wam niezbędnych informacji, inne będą plotkować w tawernach. Tracenie przytomności po pijackich zawodach, składanie niewinnych obywateli w ofierze demonom, czy spełnianie żądań kanibala grasującego po lokalnej kostnicy to ledwie cząstka atrakcji, które czekają na nas w zadaniach pobocznych. [...] Osiągnięciem Bethesdy nie jest to, że wrzucili do „Skyrima” ponad sto godzin rozgrywki, lecz to, iż ta rozgrywka co rusz przerasta oczekiwania. To, że w tak olbrzymiej grze nuży dosłownie tylko kilka momentów jest niebywale rzadkie, i stanowi jeden z najważniejszych powodów, sprawiających, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych gier fabularnych wszech czasów. Ogrom dzieła Bethesdy docenił także redaktor Game Infomera (ocena - 9,5/10):
Częstotliwość, z jaką dostajemy nowe zadania, jest zdumiewająca. W pewnym momencie miałem do wykonania 14 głównych misji i 32 poboczne. Ta długa lista sprawiła, że zacząłem się w grze zachowywać jak odludek - unikałem postaci pobocznych, w obawie przed dostaniem kolejnych zadań. Nawet to podejście się nie sprawdziło; posłańcy przysyłali mi dokumenty zawierające nowe zlecenia, a wykonywanie bieżących przynosiło, wraz z nagrodą, kolejne powinności. Po wykonaniu wszystkich misji powiązanych z głównym wątkiem fabularnym i spędzeniu ponad 100 godzin w grze, wciąż czułem się przytłoczony liczbą zadań, których nie ukończyłem, postaci, z którymi nie porozmawiałem i miejsc na mapie, których nie odwiedziłem. Z kolei recenzent Edge'a, który wystawił dziewiątkę w dziesięciostopniowej skali, opisał jeden z najważniejszych elementów wszystkich dzieł Bethesdy - świat:
Wiele rzeczy nie zmieniło się od czasów „Obliviona”, ale największe zmiany widać już w samym krajobrazie. Podczas gdy znane z „TESIV” Cyrodiil było kolażem wszelkiego rodzaju terenów - fakt, że znajdowało się ono w centrum fikcyjnego Imperium dało projektantom szerokie pole do popisu - to kraina, w której rozgrywa się akcja „Skyrim” jest już bardziej sprecyzowana. Dominuje tu chłód, a w grze przedstawiono go na najróżniejsze sposoby. Pojawią się niby-alpejskie wioski i surowe, ośnieżone szczyty. Liściaste lasy ustępują miejsca mokradłom i ponurej tundrze, która to z kolei graniczy ze śnieżnymi lasami, pełnymi sosen. To bez wątpienia pieśni lodu, nie ognia, ale nie sprawia to, że krajobraz jest monotonny. Kraina Skyrim jest równie zróżnicowana jak Cyrodiil, ale trzyma się jednej spójnej wizji. Czytając powyższe recenzje można by wysnuć wniosek, że „Skyrim” to gra pozbawiona wad. Tak jednak nie jest - bolączki nowego „TES” są podobne do tych, które znamy z poprzednich gier z serii. Wymienia je GameSpot:
Szkoda, że „Skyrim” często psuje efekt „wczucia się”, który tak pieczołowicie buduje. Niektóre dziwaczne błędy są po prostu irytujące. Nasz bohater może rozpocząć rozmowę z postacią znajdującą się piętro wyżej. Rozmowy NPC-ów mogą zagłuszyć ważny dla fabuły dialog. Sprzedawcy z dwóch pobliskich sklepów mogą mówić głosem dokładnie tego samego aktora i wygłaszać te same kwestie. Szkielet smoka może nagle zniknąć, by później spaść z nieba w następnej lokacji. [...] Wasza postać może się zaklinować, wychodząc na róg, co zmusi Was albo do skorzystania z opcji szybkiej podróży (jeśli macie szczęście znajdować się na zewnątrz), albo wczytania poprzedniego stanu gry. [...] Pytanie nie brzmi, czy natraficie na błędy - to jest wręcz oczywiste. Pytanie brzmi: na które z nich i jak często? I bynajmniej nie jest w tym zdaniu odosobniony - narzekania na tego rodzaju niedoróbki pojawiły w większości recenzji. Recenzenci jednak zgodnie - dotychczas najniższą oceną, jaką „Skyrim” otrzymał od mediów jest odosobniona ósemka - przyznają, że zalety wyraźnie górują nad wadami (wśród których wymienia się również szwankującą sztuczną inteligencję naszych towarzyszy), a sama gra należy do jednych z najlepszych w całym gatunku. Zachwyty nie mają końca, najprawdopodobniej w pełni zasłużenie, obawiam się jednak, że osoby, które nie polubiły „Obliviona” (czy to z racji samej specyfiki gry, czy podejścia do gatunku, które dość różniło się od tego pokazanego nam choćby w „Morrowindzie”), raczej nie zostaną powalone na kolana przez nowego TES-a, podziw prędko ustąpi wyliczaniu słabostek. Niemniej, media są zgodne - „Skyrim” to jeden z najjaśniejszych punktów na mapie tegorocznych premier.
Kamil Bogusiewicz