Tropico
Byłem pełen dobrej woli: chleb i igrzyska dla wszystkich, wolność, demokracja, sprawiedliwość i tym podobne mrzonki... Niewdzięczna tłuszcza nie doceniła mych starań.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:10
Tropico
Byłem pełen dobrej woli: chleb i igrzyska dla wszystkich, wolność, demokracja, sprawiedliwość i tym podobne mrzonki... Niewdzięczna tłuszcza nie doceniła mych starań.
Tropico
Zamordyzm oświecony
Pokazałem więc, kto tu rządzi. Dla dobra sprawy.
„Tropico” to gra autorów „Railroad Tycoon”, co poświadcza kompetencje programistów w materii symulacyjnych strategii ekonomicznych. Nie był to nigdy mój ulubiony gatunek gier, nigdy też nie kierowała mną potrzeba dominacji i władzy. W dodatku jako mąż prawy, o sercu czystym i jasnym spojrzeniu, głęboko wierzący w helleńską wizję demokracji, do wszelkich form dyktatury żywiłem zawsze przemożny wstręt. A „Tropico” to zabawa w prezydenta republiki bananowej, który za wszelką cenę ma się utrzymać u władzy.
Tym bardziej mnie dziwi, że gra dość mocno mi się spodobała, budząc przy tym bestię, której istnienia nawet w sobie nie podejrzewałem. Ale po kolei.
Nie ma miejsca na pomyłki
Gra oferuje garść gotowych scenariuszy, pozwala też tworzyć własne. Możemy wtedy określić ogólne warunki objęcia władzy i wymogi zwycięstwa. Zaczynamy z wiarą w komunizm czy kapitalizm? Z sympatią ekologów czy kleru? Dążymy do zgarnięcia konkretnej kwoty, dyskretnie przelewanej na konto w Szwajcarii, czy zależy nam bardziej na zadowoleniu obywateli? Co kto woli.
Opcji jest wiele, do osiągnięcia celu możemy dążyć na różne sposoby. Przynajmniej tak się wydaje, gdy obejmujemy władzę. Ale uwaga! Zła strategiczna decyzja może po latach zaowocować naszą klęską. Gdy spostrzeżemy swój błąd, prawdopodobnie będzie już za późno na jakąkolwiek skuteczną reakcję. Opcja zapisu stanu gry jest więc moim zdaniem przydatna tylko wtedy, gdy chcemy przerwać zabawę, by powrócić do niej później. Jako metoda unikania odpowiedzialności za błędy zupełnie się nie sprawdza. Gdy coś poważnie schrzanimy, pozostaje tylko zacząć wszystko od nowa.
Od razu uprzedzę, że początkowe klęski są nieuniknione. Wściekły lud prędzej czy później przypuszcza szturm na pałac. Gdy próbujemy rządzić w sposób mądry i oświecony - zwykle prędzej. Nie jest dziś łatwo stworzyć arkadię.
El Presidente wie wszystko
Jednym z chorych pomysłów architektów Związku Radzieckiego było nakarmienie wszystkich towarzyszy kukurydzą. Sadzono ją wszędzie, nawet na Syberii. W ramach kukurydzianej propagandy rozpowszechniano filmy rysunkowe z wesołymi ziarenkami dziarsko wskakującymi na talerze. Skończyło się wielkim głodem, bo kukurydza była bardziej czuła na klimat niż na partyjne odezwy. To wspomnienie wraca jak bumerang, gdy tylko obejmujemy władzę w świecie „Tropico”. Tutaj, drodzy koledzy dyktatorzy, bez kukurydzy po prostu nijak się nie da.
Nasze imperium to mała wysepka, najprawdopodobniej z rejonu Karaibów. Sam El Presidente jest ewidentnie stylizowany na Fidela Zaczynamy z pałacem prezydenckim, garstką ludności i zwykle kilkoma farmami kukurydzianymi na krzyż. Mamy wystarczający kredyt zaufania, by bez problemu podejmować wszelkie decyzje, jednak bardzo szybko ten limit się wyczerpuje - lepiej więc od razu uważnie wsłuchać się w głos ludu.
A pod tym względem mamy iście boską władzę. Wystarczy kliknąć na danej postaci, by wiedzieć o niej wszystko. Czy jest głodna, czy zmęczona? Czy brak jej rozrywek, czy posług kapłańskich? Czy marzy o lepszym domu, czy lepszej opiece medycznej? Czy darzy nas szacunkiem? Czy jest zadowolona ze swej pracy? Czy odpowiada jej zakres swobód obywatelskich? Czy niepokoi ją wzrost przestępczości?
O swoich obywatelach wiemy wszystko. Imię, nazwisko, zawód, stan cywilny, dzieci. Możemy nawet podsłuchać, o czym w danej chwili obywatel myśli. Nieładnie? Może i tak, ale jakże to przydatne. Trzeba wiedzieć, czego lud chce, bo od jego satysfakcji zależy stabilność naszego stołka. A jak któryś za bardzo szumi, zawsze można go wsadzić za kratki. Cóż, władza to trudny chleb.
Parę lat, które wstrząsnęły światem
Swe włości możemy oglądać z lotu ptaka lub w zbliżeniu - przy maksymalnym widać mnóstwo szczegółów, co pozwala docenić kunszt grafików. „Tropico” jest ładne, w słonecznej, kolorowej tonacji. Pod tym względem naprawdę może się podobać.
W każdej chwili mamy okazję zmienić szybkość upływu czasu, co jest przydatne, gdy chcemy w spokoju coś przemyśleć lub przeciwnie - nie mamy ochoty czekać wieki na wybudowanie żądanego obiektu. To, co będziemy budować i w jakiej kolejności, jest niezwykle istotne.
Najważniejsze to pamiętać o napchaniu brzuchów. Najlepiej sprawdzają się farmy kukurydziane, dobrze też zbudować przystań dla rybaków. Z czasem niezłe dochody może przynieść tytoń, ale jeśli chodzi o zyski, na początek najlepsza byłaby jakaś kopalnia. Najlepiej złota. Jeśli kiedyś wybudujemy przy niej fabrykę biżuterii, zyski będą jeszcze większe. Ale wtedy bez elektrowni ani rusz
W państwie „Tropico” nic nie istnieje w próżni. Nawet kościoły okazują się niezwykle ważne, i to także wtedy, gdy sympatyzujemy z Sowietami. Trzeba jednak pamiętać o podstawach: ludzie muszą coś jeść i nie chcą mieszkać w byle lepiankach. No i lubią się zabawić.
Próbowałem początkowo stworzyć społeczeństwo niepalących abstynentów, budując dla rozrywki swego ludu obiekty rekreacyjno-sportowe. Lud jednak szybko i brutalnie dał mi do zrozumienia, co o tym sądzi. Co gorsza, nawet morale mych żołnierzy podupadło z braku kabaretu i knajpy. Przy kolejnej próbie darowałem więc sobie demokratyczne ciągoty. Postawiłem na silną armię, wydawałem dekrety, wstrzymywałem podwyżki płac dla fizycznych, a w oświatę inwestowałem głównie po to, by móc kształcić generałów. Rozgłośnia radiowa z nadawaną na okrągło audycją „El Presidente na każdy dzień” skutecznie robiła wodę z mózgu mym poddanym i jakoś to szło. Skoro w Afryce koledzy po fachu do dziś dają sobie radę dzięki takim metodom, to i ja mogę.
Chcę, choć nie muszę
Zaletą „Tropico” jest bardzo otwarty charakter gry - możemy przecież decydować się na najrozmaitsze strategie. Dodatkowe atrakcje to przyzwoite spolszczenie, dołączony shaker do koktajli i dodatkowy CD-ROM z dodatkami do gry.
Wadą jest to, że po poznaniu zasad sprawowania władzy przy określonych założeniach politycznych kolejne scenariusze w tej konwencji mogą wydawać się zbyt monotonne. Mimo to jest to na tyle ciekawa i oryginalna gra, że warto spróbować.
Proszę jednak uważać na swoje morale - pokusa zaprowadzenia surowej dyktatury jest naprawdę niemała.
Olaf Szewczyk
Olaf Szewczyk
Tropico Producent: PopTop Software Dystrybucja: Play It Minimalne wymagania: PC Pentium 200 MHz, CD-ROMx32 Cena: 129 zł