Trójwymiarowa rewolucja pod szyldem 3dfx

Trójwymiarowa rewolucja pod szyldem 3dfx

marcindmjqtx
16.07.2011 10:00, aktualizacja: 15.01.2016 15:44

Był styczeń 1998 roku, powoli zbliżały się zimowe ferie. Byłem uczniem pierwszej klasy szkoły średniej, a gry były dla mnie ważne na równi z muzyką. Jak każdy pecetowiec, musiałem zmienić sprzęt, ale zmiana ta była wymuszona pewną niezwykle ważną kwestią. Na horyzoncie pojawiło się marzenie każdego gracza - akcelerator grafiki 3dfx.

Wysłużone 486 DX 4 133 musiało iść na emeryturę, bo nie było w stanie sprostać żadnej nowej grze. Jeden z sąsiadów zaczynał swoją przygodę z handlem częściami komputerowymi i zanim założył pełnoprawny sklep, postanowił przyjrzeć się miejscowemu rynkowi, składając komputery w domach. Przygotowana lista, sąsiad wysłany na warszawską giełdę i po weekendzie mogłem cieszyć się nowym komputerem. Początki nie były łatwe, bo płyta główna siadła po dwóch dniach. Na szczęście nie zniechęciło mnie to do zabawy - wystarczyło ją wymienić, by otworzyć sobie okno do nowej, w pełni trójwymiarowej, zabawy.

Technologia, która nie rzuciła na kolana

Zanim jednak przejdziemy do wspomnianego na wstępie akceleratora grafiki, chciałbym zatrzymać się na chwilę na innej technologii, która też miała w nazwie X. Intel wprowadził do swojej oferty procesory Pentium MMX, a ja, zachęcony reklamami, dałem się na ten chwyt marketingowy nabrać. Podobnie jak sponsor nowego komputera (moja Mama), która chyba dla świętego spokoju powiedziała „dobrze”, bo nużyły już ją opowieści o tym, jaki to MMX jest przełomowy i jak pomoże w rozwoju jej dziecka. Koniec końców okazało się, że boom na akceleratory graficzne był tak duży, że intelowski MMX stał się zupełnie nieprzydatny, łatek było mało, a kilkunastoletni gracz nie był w stanie wykorzystać rzekomej potęgi drzemiącej w procesorze (166), która to niby miała się objawiać również we wszelkiej maści aplikacjach użytkowych (szczególnie służących do obróbki grafiki). Przykro mi, ale ja tego nie widziałem i nie czułem. Może patrzyłem na wszystko przez pryzmat zafascynowanego grami nastolatka, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że nie mam niczego więcej niż cioteczny brat posiadający procesor Pentium 166. Trochę klapa.

Skoro na samym początku dostało się Intelowi za naciągniecie młodego fana gier, to pora przejść do czegoś, co okazało się przełomem w mojej osobistej wycieczce po świecie elektronicznej rozrywki.

A imię jego Diamentowy Potwór 3D Najpopularniejszym i najczęściej reklamowanym akceleratorem opartym na układzie Voodoo od firmy 3dfx Interactive był Diamond Monter 3D. Mówiło się na niego różnie - „wudu” albo „trzydeefix”. Niezależnie od imienia, miało się na myśli moc i wygładzane tekstury. Tym właśnie zaskarbił sobie moje nastoletnie serce, bo trzeba Wam wiedzieć, że po sprawdzeniu tego akceleratora w domowych pieleszach, na świat patrzyło się już zupełnie inaczej. I choć kiedy kupiłem pierwszego 3dfx-a na rynek wchodziło już Voodoo 2, to właśnie ten układ pozwolił wejść nam w prawdziwą erę pięknych gier.

Skoro na początku wspomniałem o spalonej płycie głównej, to nie sposób nie opowiedzieć o przykrej śmierci mojego Diamentowego Potwora. Krótki epizod z overclockingiem okazał się jego katem - procesora MMX nie można było podkręcać bezpośrednio, trzeba było zwiększać napięcie na całej szynie. Przy najwyższym ustawieniu Potwór zginął, na szczęście pozostało mu 2 tygodnie gwarancji, dzięki czemu w moim komputerze wylądował godny zastępca.

A skoro o grach mowa Po nich mój świat już nigdy nie wyglądał tak samo, obawiam się jednak, że tylko ludzie, którzy bezpośrednio uczestniczyli w tej rewolucji, będą się w stanie ze mną zgodzić.

Quake 2 już zawsze będzie mi się kojarzyć z wygładzonymi krawędziami, płynną animacją i tym, jak akceleratory grafiki potrafiły upiększyć grę. Mając w pamięci trójwymiarowe, kanciaste produkcje z rozpikselowanymi teksturami, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Efekt rozmycia był niesamowity. Do tego ta płynność. Dziś patrzy się na drugiego Quake'a z sentymentem i raczej nikt nie zapamięta tej pozycji jako pokazu możliwości grafików, koderów czy samych układów graficznych. Jeśli jednak ktoś grywał w 1998 roku na komputerze, to wie, o czym mówię.

quake 2 3dfx accelleration

Maciek Kowalik: Oj tak, pamiętam ten dzień, kiedy akcelerator graficzny zagościł w moim komputerze. Zaznaczenie jednej opcji wysyłało większość gier prosto w następną generację grafiki. Podobnie jak Paweł jak oniemiały gapiłem się w "nowego" Quake'a 2 czy Fighting Force i nie mogłem uwierzyć swoim oczom. Nie wiem przez ile czasu nie wyłączałem komputera po pierwszym uruchomieniu 3dfx, ale spać kładłem się na pewno w dużo piękniejszym świecie.

Unreal, zwany pogromcą drugiego Quake'a. Tu niestety wcale nie taki stary komputer z wcale nie takim starym układem powiedział do mnie - „hola Paweł, mam za mało mocy. Albo coś z tym zrobisz, albo nie pogramy”. Co to oznaczało? Zmniejszenie detali, bo odbijająca obraz podłoga na początku gry sprawiała, że Nierealny zwyczajnie klatkował.  Tu rządzili już koledzy z układami Voodoo 2, a musicie wiedzieć, że z końcem 1998 roku dzieło Cliffiego rzucało na kolana pod względem grafiki.

Oczywiście gier obsługujących 3dfx-a była cała masa. Jedne powstawały specjalnie z myślą o akceleracji, inne po prostu dostawały ją w bonusie. Pliki z łatkami można było znaleźć na płytach niejednego polskiego magazynu o grach, dostęp do nich nie był więc zbyt trudny. Czasami zmiana była znacząca, innym razem zupełnie niezrozumiała. Nie zmienia to jednak jednego zasadniczego faktu. To właśnie pierwszy układ Voodoo udowodnił, że bez akceleracji można sobie pograć co najwyżej w pasjansa. Trwał natomiast spór o to, czy rozsądnym jest montowanie w komputerze dwóch układów - czyli oddzielnie karty i oddzielnie akceleratora. Pewną odpowiedzią na to pytanie były karty Voodoo Rush, które przy okazji oferowały akcelerację również w okienku.

Na rynku zaczęły pojawiać się kolejne układy, między innymi Riva od nVidii. Nawet najtwardsi komputerowcy przestawali ogarniać ten trójwymiarowy wyścig - miałem też na przykład takich znajomych, którzy usilnie twierdzili, że najlepszy na rynku jest Matrox Mystique, który poza niezłymi wynikami testów zasadniczo nie pozwalał na komfortowe granie. No bo po co dostosowywać grę na niepopularny układ?

Bolesny upadek twórców rewolucji Firma 3dfx Interactive (nazwa pochodziła od angielskiego three dimensional effects) nie odniosła ogromnego sukcesu, choć wielu im to wróżyło. Było przecież Voodoo 3, 4 i 5, choć sprzedaż w porównaniu z dwoma poprzednimi modelami była zdecydowanie słabsza. Pod koniec 2000 roku firma doznała jednej z największych zapaści w dziejach przemysłu komputerów osobistych - koniec końców, za 69 milionów dolarów kupiła ją nVidia. Był to jednoznaczny koniec produktów marki 3dfx, ponieważ nowy właściciel nie kontynuował sprzedaży i produkcji tychże sprzętów.

3dfx Tribute

Jak zwykło się mówić - było, minęło. Ja jednak pamiętam i jestem pewien, ze sentymentalnie na nazwę 3dfx patrzy niejeden gracz, który z końcem lat dziewięćdziesiątych chciał być na bieżąco w temacie elektronicznej rozrywki. Powiedzmy sobie szczerze - PSX i Saturn nie miały do tej technologii startu, szkoda tylko, że było wtedy zdecydowanie mniej gier multiplatformowych niż dziś.

Paweł Winiarski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)