„Tom Clancy's Splinter Cell”: Ukryty w cieniu
„Tom Clancy's Splinter Cell” to jedna z niewielu gier, które potrafią trzymać w napięciu, gdy nasze alter ego sterczy bez ruchu w schowku na miotły, szmaty i środki czyszczące. Agent specjalny musi być zdolny do największych poświęceń
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:09
„Tom Clancy's Splinter Cell” to jedna z niewielu gier, które potrafią trzymać w napięciu, gdy nasze alter ego sterczy bez ruchu w schowku na miotły, szmaty i środki czyszczące. Agent specjalny musi być zdolny do największych poświęceń
Ukryty w cieniu
„Tom Clancy's Splinter Cell” to jedna z niewielu gier, które potrafią trzymać w napięciu, gdy nasze alter ego sterczy bez ruchu w schowku na miotły, szmaty i środki czyszczące. Agent specjalny musi być zdolny do największych poświęceń.
„Splinter Cell” to kolejna z gier studia Red Storm, które wykorzystują popularność książek Toma Clancy'ego („Patrioci”, „Suma wszystkich strachów”, „Tęcza Sześć” i tuzin innych tytułów), a nawet samego Toma Clancy'ego, który jest już prawdziwym zjawiskiem medialnym. To skądinąd fascynujące, jak ten były agent ubezpieczeniowy awansował na autorytet w sprawach militariów i bezpieczeństwa narodowego. Mimo że nie studiował ani na MIT, ani na West Point (kształcili go jezuici), bywa zapraszany na konsultacje przez generałów, a nawet prezydentów USA. Jest mile witanym gościem na okrętach i w bazach, gdzie żaden cywil nie ma prawa wstępu.
Przyczyną tego jest niewątpliwie nie tylko talent do pisania poczytnych powieści sensacyjnych z gatunku political fiction, ale i talent do sprzedawania siebie. „Splinter Cell” to gra, którą firmuje Clancy, ale której scenariusz napisał kto inny. Wykorzystano w niej motyw z książki, którą firmuje Clancy, ale którą napisał kto inny („NetForce” - napisana „przez Clancy'ego przy współpracy Steve'a Pieczenika”). Clancy zresztą zachował się w tym przypadku przyzwoicie, bo słynni autorzy nieczęsto zdradzają nazwiska swoich ghost-writerów, pozwalając im tym samym wybić się na niezależność.
„Splinter Cell” to opowieść o Samie Fisherze, agencie tajnego wydziału amerykańskiej National Security Agency. Fisher wysłany zostaje do Gruzji, by odszukać innych zaginionych agentów. Istnieje podejrzenie, że trafili na trop afery dotyczącej najwyższych kręgów władzy i zapłacili za to życiem. Obecny prezydent Gruzji cieszy się wprawdzie ostrożnym zaufaniem amerykańskich władz i inwestorów, ale wiele poszlak wskazuje właśnie na niego. Fisher udowodni, że to satrapa i tyran, wyjątkowo groźny. Próbuje podbić sąsiednie kraje, a nawet przeprowadza groźny atak na sieci komputerowe USA.
Sam Fisher zwykle musi działać po cichu i unikać ofiar. W wielu misjach - jak np. w amerykańskiej centrali CIA, gdzie ma za zadanie dyskretnie przechwycić zdrajcę - nie wolno mu nikogo zabić. Może co najwyżej ogłuszyć strażnika i nieprzytomnego zaciągnąć gdzieś w kąt, aby przypadkowy przechodzień nie wszczął alarmu. Fisher trzyma się więc cienia i przemyka po cichu za plecami nieświadomych jego obecności osób. Włamuje się do komputerów, kradnie kody dostępu do kolejnych pomieszczeń, unika kamer. Gdy trzeba przekraść się przez pełną ludzi salę, pomocne może być wyłączenie świateł.
Ciemność jest sprzymierzeńcem Fishera, który korzysta z wielu nowoczesnych technologii, w tym noktowizora i urządzenia termowizyjnego, które pozwalają łatwiej wyłuskać z tła istoty żywe. Uzbrojony jest w pistolet z tłumikiem z małym zapasem amunicji, dlatego nawet podczas wykonywania zadań dopuszczających przelewanie krwi nie może sobie pozwolić na otwarte potyczki. Zaalarmowani strażnicy w grupie mają nad nim oczywistą przewagę. Nawet gdy Fisher zostanie wyposażony w karabin, granaty i miny, będzie musiał działać w miarę możliwości ostrożnie.
Taka koncepcja gry wymaga starannego planowania, więc miłośnicy prostych strzelanek mogą poczuć się zawiedzeni. „Splinter Cell” to jednak trochę bardziej ambitny produkt. Autorzy dopracowali grę w szczegółach. Ma ciekawy scenariusz i świetnie wygląda. Rzadko kiedy można zobaczyć tak ładne operowanie światłem, które w dodatku pełni w grze bardzo ważną funkcję. Od natężenia oświetlenia zależą bowiem szanse Fishera na przemknięcie niezauważonym. Poziom widoczności jest komunikowany specjalnym wskaźnikiem i lepiej nie spuszczać go z oka.
Czy warto zagrać? Jak najbardziej. Pecetowy „Splinter Cell” to co prawda danie drugiej świeżości (jest konwersją gry wydanej wcześniej na konsolę X-Box), ale wcale tego po nim nie widać. W stosunku do wersji konsolowej sporo zresztą poprawiono - przede wszystkim zastosowano bardziej szczegółowe tekstury.
Niestety, rzeczywiste wymagania sprzętowe gry są dość wysokie. Aby cieszyć się w pełni jej niepoślednią urodą, trzeba mieć silny komputer.
„Splinter Cell”
Producent: Ubi Soft
Dystrybutor: Play It
Wymagania: Pentium III 800 MHz, 256 MB RAM
Cena 129,99 zł