„Tom Clancy's Ghost Recon: Island Thunder”. To już drugi i najprawdopodobniej ostatni dodatek do niezłej gry taktycznej, w której prowadzimy oddział współczesnych komandosów do walki na terytorium wroga. Autorzy świadomi, że sięgną po niego tylko weterani wykazali się wielką wiarą w nasze umiejętności. Człowiek pada twarzą w piach i nawet nie wie, skąd padły strzały
Wyzwalamy Kubę (z trudem)
„Tom Clancy's Ghost Recon: Island Thunder”. To już drugi i najprawdopodobniej ostatni dodatek do niezłej gry taktycznej, w której prowadzimy oddział współczesnych komandosów do walki na terytorium wroga. Autorzy świadomi, że sięgną po niego tylko weterani wykazali się wielką wiarą w nasze umiejętności. Człowiek pada twarzą w piach i nawet nie wie, skąd padły strzały
Od biedy można tę grę włożyć w przegródkę z fiszką „political fiction”. W sumie nic dziwnego, skoro firmuje ją swoim nazwiskiem Tom Clancy, jeden z najpopularniejszych pisarzy tego gatunku („Suma wszystkich strachów”, „Patrioci”). Warto jednak mieć świadomość, że to nie Clancy wymyśla fabułę. On tylko łaskawie akceptuje to, co mu się podsuwa pod nos. Tym razem nie miał nic przeciwko temu, by doborowy amerykański oddział komandosów z formacji Duchy - elity Zielonych Beretów - wziął rewanż za fiasko swych starszych kolegów w Zatoce Świń.
Jest rok 2009. Na Kubie nie rządzi już Fidel Castro, ale sprawy przez to wcale nie mają się lepiej. Nowym zamordystą jest generał mający powiązania z kolumbijskim kartelem narkotykowym (tak na marginesie, Fidela też oskarżano o płatną pomoc udzielaną kokainowym baronom). Jest wystarczająco potężny, by Kuba nie miała szansy na pierwsze od lat prawdziwie wolne wybory. Dlatego też nasi dzielni chłopcy muszą zrobić to, do czego ich szkolono, czyli przynieść tubylcom gorejącą pochodnię wolności, co oznacza eliminowanie wrażych elementów.
Podwładni generała i handlarze narkotykami okazują się jednak lepiej wyszkoleni niż zbuntowane oddziały dawnej Armii Radzieckiej („Ghost Recon”) i wojska siejących terror afrykańskich kacyków („Ghost Recon: Desert Siege”). Już po pięciu sekundach pierwszej misji prowadzony przeze mnie żołnierz był martwy, choć nawet nie zauważyłem, kto do mnie strzela. Rytuał szybkich zgonów powtarzałem jeszcze wielokrotnie, zachodząc w głowę, kto wyszkolił asów, których nawet mój snajper nie mógł dostrzec przez swoją lunetę.
Nie mam za to wątpliwości, że to powitanie było czytelnym sygnałem od autorów. Otóż w ten sposób chcieli mi pokazać, jak bardzo cenią moje umiejętności i szanują determinację niżej podpisanego, by zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem. Mam jednak wrażenie, że chyba ocenili mnie zbyt wysoko. W obu poprzednich grach cyklu trafiały się misje makabrycznie trudne, ale tym razem poprzeczka została ustawiona na jeszcze wyższym poziomie. I sam nie wiem, co o tym sądzić. Z jednej strony, takie posunięcie rzeczywiście ma sens, bo przekreśla rutynę i stawia weteranom nowe ekscytujące wyzwanie. Z drugiej - czasami nader łatwo o frustrację.
Przypomnijmy mechanikę. Do każdej misji możemy dobierać najlepszych naszym zdaniem w danej sytuacji żołnierzy. Czasami niezbędny będzie saper zdolny podłożyć ładunek wybuchowy, kiedy indziej snajper, by „zdjąć” czujki z bezpiecznego dystansu. Oprócz tego możemy korzystać z tradycyjnie wyposażonych żołnierzy (karabin z opcją strzałów pojedynczych i seriami) oraz żołnierzy wsparcia z ciężkim karabinem maszynowym bardzo przydatnym przy odpieraniu zmasowanych ataków.
Żołnierzy możemy podzielić na trzy pododdziały i sterować nimi za pomocą podstawowych komend, wyznaczając marszrutę na mapie. W danej chwili oglądamy pole bitwy oczami dowolnie wybranego żołnierza, mając przy tym pełną swobodę w przejmowaniu kontroli nad każdym z jego kolegów, podczas gdy resztą oddziału steruje komputer.
Żołnierze po udanej misji zyskują doświadczenie, dzięki czemu rosną ich możliwości. Od nas zależy, czy zwiększymy np. celność żołnierza, jego zdolność do pozostawania w ukryciu, czy umiejętności przywódcze, dzięki którym znajdujący się w pobliżu towarzysze broni będą bardziej skuteczni w walce.
Po wypełnieniu zadań pobocznych zyskujemy dostęp do tzw. specjalistów - żołnierzy o bardzo dużych umiejętnościach. Przyznam jednak, że niechętnie korzystam z tego handicapu. Przywiązuję się do żołnierzy, których wybrałem na początku przygody.
„Tom Clancy's Ghost Recon: Island Thunder” wymaga wcześniejszej instalacji gry podstawowej. Oferuje osiem misji w ramach kampanii oraz pięć nowych map do gry wieloosobowej. Na wyposażeniu 12 nowych typów broni, m.in. snajperka SR-25 i granatnik MM-1.
„Ghost Recon: Island Thunder”
Producent: Red Storm
Dystrybutor: Play-It
Wymagania: procesor 450 MHz, 128 RAM, karta graf. 16 MB, CD-ROM x4
Cena 49 zł