To nie jest kraj dla starych... twórców gier? Roland Pantoła o polskim gamedevie
Kojarzycie opublikowany na Polygamii niecałe dwa tygodnie temu wywiad z Rolandem Pantołą? Nasz rozmówca ma jeszcze coś do dodania.
21.11.2017 | aktual.: 21.11.2017 10:42
Przeprowadzony przez Tomasza Mochockiego, opublikowany także na Polygamii wywiad z Rolandem Pantołą był prawdziwą retrociekawostką. Unikalną możliwością dowiedzenia się, jak to kiedyś było. Jeżeli czytaliście tamten tekst, to też zapewne pamiętacie, że Pantoła początkowo był niechętny rozmowie. Uważał, że jego wspomnienia mało kogo zainteresują. Cóż, mylił się. Co przyznaje w dalszej korespondencji.
Mowa nienawiści w internecie niszczy w "realu". Okazanie zainteresowania, przychylne opinie, słowa wsparcia czy zdawkowy komentarz "ciekawe, dzięki" potrafią natomiast niezwykle podbudować autora. Coś o tym wiem. Czy jak w przypadku tego wywiadu, rozmówcę autora wywiadu.
W rozmowie z Tomkiem, Roland opowiadał o swoim epizodzie w People Can Fly. Jak ledwie kilka lat po premierze jego gier, nikt z młodych pracowników firmy go nie kojarzył. Teraz podzielił się kolejną branżową ciekawostką, którą pozwolił przedstawić szerszej publiczności. Potraktujmy to jako aneks do tamtego wywiadu.
Powyższy fragment trochę mrozi krew w żyłach, sugerując niekompetencję rekruterów. Choć daleki byłbym też od generalizowania, że tak jest w całej branży. Sporo w niej zapaleńców, którzy jeżeli nawet rzeczywiście mają krótki staż, to od lat grają, nadrabiając też retrozaległości i związane z nimi historie. Jeżeli się zastanowić, to wypowiedź Pantoły układa się jednak w pewną logiczną całość. Bo ilu kojarzymy wciąż aktywnych polskich twórców gier posiadających kilkudziesięcioletnie doświadczenie?
"Gry robi się dla pieniędzy" - Maciej Miąsik o Beat Cop i tworzeniu gier
Mnie na myśl przychodzi Maciej Miąsik (który, co ciekawostka, pracował z Pantołą). W tym roku dostaliśmy od niego BeatCopa, nowa gra już powstaje pod egidą Movie Games. Ale co z innymi? Ludźmi, którzy byli pionierami polskiego gamedevu? Lektura książki "Nie tylko Wiedźmin. Historia gier komputerowych" czy właśnie internetowych publikacji w stylu linkowanego wywiadu albo naszego reportażu w GoG.com pokazują, że tamtych autorów dziś już w branży raczej nie ma. Czasem ciężko ich w ogóle znaleźć. Ekipa GoG opowiadała o swoich małych dochodzeniach, w których szukają autorów gier posiadających prawa do klasyków. Marcin Kosman po publikacji swojej książki wspominał, że znalezienie ludzi aktywnych w branży 2-3 dekady temu nieraz kończyło się działaniem niemal po omacku, porównywaniem zdjęć w mediach społecznościowych z archiwalnymi i niezliczonymi próbami kontaktu. A mowa przecież o ludziach, którzy często wymyślali o ile nie całe gatunki gier, to ciekawe mechanizmy, będąc też na bieżąco z obecnymi trendami czy technologią. Dziś często nie ma jednak dla nich miejsca.
Ciekawe, jak to wygląda z drugiej strony. Może zbyt długi staż jednak nie służy? Może starsi twórcy musieliby wykazać więcej pokory przed o wiele młodszymi przełożonymi? A może po prostu branżowych dinozaurów nie ma dziś w przemyśle gier, bo nie chcą w nim być? Praca w swoim hobby to świetna rzecz, która jednak wypala jak diabli.
Paweł Olszewski