The Witness to taka gra indie, w której pojawią się głosy aktorów znanych z Metal Gear Solid 2, The Order: 1886 i The Last of Us

The Witness to taka gra indie, w której pojawią się głosy aktorów znanych z Metal Gear Solid 2, The Order: 1886 i The Last of Us

The Witness to taka gra indie, w której pojawią się głosy aktorów znanych z Metal Gear Solid 2, The Order: 1886 i The Last of Us
Paweł Olszewski
15.01.2016 11:57, aktualizacja: 20.01.2016 15:03

Kolejny przykład na to, że termin "indie" nie dotyczy już małych gier niezależnych, a po prostu średniej wielkości tytułów sprzedawanych cyfrowo.

Czy Braid był grą indie? Tak,był właściwie kwintesencją indie, tytułem, który zdefiniował i spopularyzował ten nurt w naszej branży. Czy The Witness jest grą indie? Niby tak, za grą wciąż nie stoi ogromne studio deweloperskie i inwestor, a na produkcję poszły właściwie wszystkie zarobione przez Jonathana Blowa na Braidzie pieniądze. Z drugiej strony,grajuż właściwie od lat jest promowana przez Sony, Jonathan Blow pojawia się na targach na ich stanowiskach. Teraz natomiast okazało się, że w produkcji udział biorą tacyaktorzygłosowi jak Ashley Johnson, Phil LaMarr czy Matthew Waterson. Nazwiska mogą wam nic nie mówić, ale Ellie z The Last of Us, Vampa z MGS-a 2 i Sir Lucana z The Order: 1886 już pewnie kojarzycie, prawda?

Świetnie, że w The Witness pojawią się sprawdzeni i utalentowani aktorzy. Jeszcze lepiej, że Jonathan Blow wykorzystał ich nie tyle do odczytania swoich kwestii, a do "wysoce nietradycyjnych audiologów". Mimo wszystko mam jednak problem z mówieniem o tej grze w kategoriach indie. To samo dotyczy zresztą Klei Entertainment czy nawet warszawskiego 11 bit studios. Obiefirmy zatrudniają po kilkadziesiąt osób, wydają swojegryna różne platformy. To, że nie robią tego na płytach (przynajmniej nie zawsze) nie oznacza od razu, że są indie. Obie firmy od indie zaczynały, ale teraz są po prostu prężnie działającymi deweloperami, albo i nawet wydawcami.

Produkcje obu bardzo cenię, ale wciąż mam jednak problem z pozycjonowaniem ich tytułów w kategoriach "gier niezależnych". Bo czy takieDying Lightnie będzie bardziej niezależne od This War of Mine? Gra nieporównywalnie większa, ale stworzona przez niezależny Techland, który nawet nie jest notowany na giełdzie. A 11bit jest, i to od połowy grudnia 2015 już nie na  NewConnect, a głównym parkiecie warszawskiej giełdy, zaraz obok CD Projekt RED czy CI Games, do których termin indie też chyba jakoś średnio pasuje, prawda?

W podobną pułapkę semantyczną wpadło Hellblade, które z 10-milionowym budżetem (w dolarach!) przez samych twórców zostało określone "niezależnym AAA". Jak w takim razie nazwiemy teraz małe gry tworzone przez kilka osób? Bez prawdziwego budżetu, marketingu Sony (nawet jeżeli te nie jest wydawcą), dopracowanej oprawy AV czy tego końcowego „szlifu" gry z wysokiej półki. Mam tutaj na myśli niewielkie, tworzone przez pasjonatów produkcje, które mają niewielkie szanse na przebicie się do mainstreamu, a co za tym idzie jakiś rozsądny zarobek.

Duże nazwiska z branży gier zagarnęły Kickstartera -najhojniej fundowane gry to teod branżowych dinozaurów z rozpoznawalnymi nazwiskami bądź te będące różnymi duchowymi spadkobiercami. Teraz sektor indie został zagarnięty przez duże firmy, prawdziwe indie spychając gdzieś na margines.

[Źródło:gamespot.com]

Paweł Olszewski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)