The Watchmaker
Watchmaker to gra przygodowa, stworzona w „nowym”, czyli trójwymiarowym stylu. Autorami są włosi z firmy Trecision Net-ert@inment, prawdziwego potentata na rodzimym rynku. Firma ta wydała już piętnaście tytułów na PC i konsole, a po wakacjach zaprezentuje swoją pierwszą grę na automaty - drugą po Zidane Football Generation grę piłkarską, zatytułowaną International Soccer.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:01
The Watchmaker
RooS
Watchmaker to gra przygodowa, stworzona w „nowym”, czyli trójwymiarowym stylu. Autorami są włosi z firmy Trecision Net-ert@inment, prawdziwego potentata na rodzimym rynku. Firma ta wydała już piętnaście tytułów na PC i konsole, a po wakacjach zaprezentuje swoją pierwszą grę na automaty - drugą po Zidane Football Generation grę piłkarską, zatytułowaną International Soccer.
Fabuła Watchmakera (jak by to przetłumaczyć? „Zegarmistrza”?) nie wykracza ani na cal poza ściśle sformułowane zasady fantastycznego świata przygodówek. Centrum zainteresowania uświadomionej części ludzkości jest przypominający wahadło, siedemnastowieczny artefakt, ogniskujący magazynowaną od mileniów energię. Jego posiadacz mógłby w odpowiednich okolicznościach zrobić to, o czym każdy czarny charakter w grach komputerowych marzy i śni - zawładnąć światem. Fani Angeliny Jolie uśmiechną się pod nosem słysząc, że na całą akcję są tylko 24 godziny. Tak, tak....zbliża się zaćmienie i trzeba odnaleźć magiczny przedmiot zanim straci swoją moc. Czyżby scenariusz Tomb Raidera przeciekł w niepowołane ręce?
Kto, gdzie, po co?
Średniowieczne austriackie zamczysko to całkiem interesujące miejsce z punktu widzenia poszukiwacza przygód. Nie ma w nim co prawda wielu skrzypiących podłóg, chwiejących się schodów i urywających się żyrandoli (wiedeński konserwator zabytków dobrze wykonuje swoją robotę), są za to ukryte przejścia, podziemne lochy i piwnice oraz zagadki...mnóstwo zagadek. Podobnie jak w grze przygodowo-akcyjnej Martian Gothic, przyjdzie nam kontrolować na przemian dwójkę bohaterów. Darrel Boone, brytyjski odpowiednik Foxa Muldera, jest silny, zwinny i szybki. Victoria Conroy ma prawo w małym palcu, jest wygadana i potrafi użyć nie tylko retoryki w celu przekonania rozmówcy. Mimo, że odnoszą się do siebie z dystansem i nieufnością, stanowią doskonale dobraną parę. W każdej chwili można „przełączyć” się z jednego bohatera na drugiego - nierzadko jest to jedyna metoda rozwiązywania zagadek. Współpraca jest absolutnie konieczna. Czasem wydaje się zupełnie naturalna, innym razem sztucznie wymuszona przez autorów gry. Sztuczność ta potrafi nieźle zdenerwować - wyobraźcie sobie sytuację, w której po przejściu Darrelem kilku pięter zamku znajdujecie się w kibelku. Męska toaleta jest pusta, a damska... no właśnie. Zamiast zajrzeć, twardziel w zakasanych rękawach mówi spokojnie „zostawię to Victorii”. Trzeba więc pokonać znów tą samą, żmudną drogę drugą postacią... Czasy ręcznie rysowanych, dwuwymiarowych przygodówek wcale nie minęły bezpowrotnie. Świadczy o tym chociażby obecność na rynku doskonałych Głupków z kosmosu. Może jestem zgrzybiałym oldschoolowcem śliniącym się na widok owsianki i chodzącym w pampersach, ale nikt mnie nigdy nie przekona, że stare przygodówki Lucasa oparte na SCUMM nie były szczytem osiągnięć gatunku. Day of the Tentacle, Sam & Max, Indiana Jones i Małpia Wyspa... To były czasy!
Technikalia
Oprawa Watchmakera jest nowoczesna. Trzy wymiary, możliwość oglądania akcji z perspektywy trzeciej osoby, dla odważnych jest nawet tryb FPP! Kamery ustawiono bardzo dobrze - nie występuje znany z innych gier syndrom „półgodzinnego klikania w piksel”. Renderowanie sceny w czasie rzeczywistym pociąga za sobą konieczność posiadania w miarę mocnego sprzętu. Gra nie wymaga co prawda maszyny potrafiącej płynnie wyświetlać dziesięć botów w Quake 3, ale w pewnych sytuacjach na słabszym sprzęcie potrafi nieprzyjemnie zwolnić. Ważne jest też posiadanie odpowiedniego akceleratora i sterowników. Redakcyjny Intel 740 robił z obrazem bardzo brzydkie rzeczy, ale już domowe Voodoo 3 nie sprawiało żadnych przykrych niespodzianek. Oprawa gry nie jest tak piękna jak chociażby ostatniej części Monkey Island, ale nie można zarzucić jej brzydoty. Po prostu kawał dobrej, rzemieślniczej roboty. Efekty dźwiękowe również nie pozostawiają wiele do życzenia. Sterować parą bohaterów najłatwiej przy pomocy klawiatury. Trochę czasu może zająć przyzwyczajenie się do zmian kamer i związanych z tym odwróceń kierunku ruchu, ale nie jest to wielki problem. Posiadacze konsol nie będą go mieli w ogóle. Rozejrzeć się można przy pomocy myszki, jej dwa przyciski służą do używania bądź oglądania przedmiotów. Dostępny pod klawiszem TAB inwentarz jest całkowicie trójwymiarowy i „obracalny” - każdy przedmiot można obejrzeć z kilku stron. Nie jest to co prawda konieczne do rozwiązania zagadki, ale niektóre fanty wykonano na tyle ładnie, że z przyjemnością można je sobie przez chwilę pooglądać. Premiera gry tuż po wakacjach. Osiemdziesiąt lokacji, mnóstwo zagadek do rozwiązania, duuużo czasu spędzonego przed komputerem. Gra będzie kosztować poniżej stu złotych, ale to już stało się na naszym rynku regułą... Czekamy niecierpliwie na pełną wersję. Oby okazała się choć w połowie tak dobra, jak czwarta część Małpiej Wyspy.