The Thing
Prawdziwy horror rozpoczyna się tam, gdzie kończy się film - czytamy na pudełku gry „The Thing”, interaktywnej kontynuacji znanego horroru sprzed 20 lat. Chociaż autorzy bardzo się starają, tę zapowiedź spełniają tylko częściowo.
Prawdziwy horror rozpoczyna się tam, gdzie kończy się film - czytamy na pudełku gry „The Thing”, interaktywnej kontynuacji znanego horroru sprzed 20 lat. Chociaż autorzy bardzo się starają, tę zapowiedź spełniają tylko częściowo.
Przypomnijmy: akcja filmu rozgrywa się w niewielkiej bazie naukowej na Antarktydzie. Naukowcy trafiają przypadkiem na niezidentyfikowany obiekt latający, który - jak się okazuje poniewczasie - zawiera obcą formę życia. Obcy potrafi dokładnie odwzorowywać wygląd nosiciela - osoba „zainfekowana” może przez pewien czas wyglądać i zachowywać się tak jak zwykle, zanim zamieni się w przerażające monstrum. Co więcej, wrednego pasożyta niezwykle trudno się pozbyć. Nawet kiedy pokroi się go na kawałki, każdy z nich stanie się niezależnym obcym. To, co w filmie było najbardziej przerażające, to atmosfera wiecznego zagrożenia, a nie obcy z plastiku. Żaden z bohaterów nigdy nie mógł wiedzieć, czy jego najbliższy przyjaciel nie jest już li tylko organicznym pokrowcem, w którym czai się pozaziemski pasożyt.
Gra rzeczywiście rozpoczyna się w momencie, w którym skończył się film: do zniszczonej amerykańskiej bazy przyjeżdża niewielki oddział żołnierzy (którym dowodzisz Ty, drogi graczu). Zadanie jest proste: trzeba rozejrzeć się po bazie, sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie przeżył, zebrać świadectwa - czy może raczej dowody - tego, co się stało, a na koniec wysadzić to, co zostało. Później jednak okazuje się, że druga grupa, która trafiła do pobliskiej norweskiej bazy, ma znacznie większe kłopoty
Autorzy solidnie odrobili pracę domową - nawet tablica przed zniszczoną bazą wygląda tak jak na filmie. Bardzo dobre wrażenie sprawia również grafika - wszystko rozgrywa się w ponurej śnieżnej burzy i głębokich ciemnościach. Chociaż siedząc bezpiecznie przed monitorem, nie możemy czuć trzaskającego mrozu, łatwo można w niego uwierzyć. Trzeba też się z nim liczyć, bo nasi bohaterowie mogą tylko przez krótki czas przebywać poza ciepłymi pomieszczeniami bazy - na zewnątrz szybko ulegają wychłodzeniu, które może skończyć się fatalnie. Akcję oglądamy z kamery ustawionej nieco z góry za plecami bohatera (podobnie jak np. w cyklu „Tomb Raider”). Trzeba przyznać, że czasami, kiedy niespodziewanie wyskakuje na nas chmara obcych, można się niespokojnie poruszyć w fotelu.
Niestety, tylko wtedy. Chociaż autorzy starali się jak mogli, żeby odtworzyć mroczną atmosferę filmu, odnieśli tylko częściowy sukces. „The Thing” to bardzo przyzwoita gra, niezbyt długa i nie za trudna, w której trzeba rozwiązać kilka zagadek rodem z przygodówek i postrzelać do obcych (a potem dokończyć ich miotaczem ognia). Interakcja z członkami naszej drużyny, którzy zmieniają się wielokrotnie w czasie gry, pozostaje ograniczona. To prawda, boją się i zachowują w indywidualny, czyli przewidziany przez scenarzystów, sposób, ale nie należy oczekiwać po tej grze subtelnej psychologii. Najskuteczniejszym zagraniem psychologicznym, jakie mamy do dyspozycji (a często jedynym), pozostaje wręczenie im pistoletu czy szot-gana. Wtedy zaufanie rośnie i już możemy ich prowadzić do boju przeciwko obcym i ich sprzymierzeńcom bo, jak się okazuje później, są i tacy. „The Thing” to przyjemna zabawa na dwa, może trzy jesienne wieczory. Nie sprawi jednak, że będziemy dostrzegać obcego w każdym spotkanym na ulicy przechodniu. Może to zresztą i dobrze.
The Thing
Producent: Computer Artworks
Dystrybutor: Play-it
Minimalne wymagania: PC Pentium II 400MHz, 64MB RAM, akcelerator grafiki trójwymiarowej z 8MB RAM
Cena: 129 złotych