The Padre – recenzja. Nie ma czasu się modlić, trzeba działać!
Prawdziwa gratka dla fanów Alone in the Dark.
24.04.2019 20:15
The Padre jest survival horrorem w rozpikselowanym wydaniu, powstałym w studiu Shotgun with Glitters. Tytułowy ojciec to Alexander, ksiądz-egzorcysta, bardzo odległy od wszelkich wyobrażeń na temat duchownych. Ma zachrypły głos i sarkastyczny ton, zdecydowanie nie nadaje się na pokrzepiciela, któremu ktoś chciałby się zwierzyć. Ale nie od tego jest. Istoty, z którymi się spotka, zasługują na zupełnie inne traktowanie.
Platformy: PC, Switch, Xbox Onem, PS4
Producent: Shotgun with Glitters
Wydawca: Feardemic
Data premiery: 18.04.2019 (PC, Switch)
Wersja PL: brak
Wymagania: Windows 7, 4 GB RAM, 1 GB VRAM
Grę do recenzji podrzucił wydawca. Graliśmy na PC.
The Padre to tygiel pełen nawiązań do religii i mitologii, w tym do Cthulhu, a jakże. Jednak nie jest jego ambicją edukowanie mnie. Raczej czerpie pełnymi garściami z klasyków gatunku, jakim jest paranormalny horror, miesza je w kociołku, dodaje szczypty dobrej, nastrojowej muzyki, kilka ziarenek humoru i twardych, ale smacznych zagadek. Mikstura z tego powstała dobra, pożywna, może nie do końca fusion, ponieważ wszystkie te składniki są nam znajome, ale znajdzie się kilka nietypowych nut.Najlepsze w tym wszystkim są oczywiście zagadki. Ekwipunek Alexandra wypełniają dziwaczne artefakty pospołu z przedmiotami dość trywialnymi, których trzeba używać w różnych sytuacjach, by otworzyć kolejne drzwi lub po prostu popchnąć fabułę do przodu. Łamigłówki są pomysłowe, całkiem logiczne a ich kolejność jest dość nieliniowa. Łatwo się zgubić, nie znaleźć podpowiedzi ukrytej w liście. I sam stopień ich trudności bywa całkiem wysoki. Ale dzięki temu moment znalezienia rozwiązania jest jak objawienie.Jest w tym także historia, umiejętnie konstruowana z porozrzucanych tu i ówdzie listów i skrawków pamiętników. Ekscytująca, ale nie przesadzona. Ani też specjalnie odkrywcza. Zaznaczam to po raz drugi, by, paradoksalnie, podkreślić jak dobra jest to gra. Że nie trzeba odkrywać koła na nowo i to nie jest tak, że po Doki Doki szukam tylko ekstremalnych wrażeń, która przewrócą moje wyobrażenie na temat gier do góry nogami. Czasami dobrze jest zagrać w coś bezpiecznego, o ile ów komfort nie oznacza nudy i szarości. The Padre wprawdzie nie zachwyca feerią barw, to nie ten typ produkcji. Ale za to umiejętnie bawi się światłem i cieniem.Szkoda tylko, że wrażenie psuje niekiedy kamera, którą wprawdzie można przemieszczać między różnymi punktami w pomieszczeniach, ale bywa, że wyląduje tuż za plecami wielkiego potwora, całkowicie przesłaniając nam wizję. Albo ukazuje wszystko pod dziwnym kątem, przez który sterowanie staje się mordęgą.Do tego dochodzi element walki. Zbieranie przedmiotów i rozwiązywanie zagadek środowiskowych oraz puzzli to istotny element The Padre – i zdecydowanie najlepszy – ale przecież do czegoś musi służyć ten łom, który znajduję na początku gry. Wrogowie to najczęściej powolne zombie albo inne wariacje na temat nieumarłych. Zabicie ich nie jest specjalnie trudne, jest tylko... nudne. I całkowicie niepotrzebne. Wolałabym skupić się na pokonaniu sprytem niektórych duchów, które poruszają ubraniami w jednym pokoju albo macek zamieszkujących wannę.Tytuł nie jest klasycznym horrorem, inaczej nie byłabym w stanie w to grać, wierzcie mi. The Padre zręcznie balansuje między niepokojem a ciekawością. Każde nowe pomieszczenie zwiedzałam bardzo dokładnie, obwąchując kąty i oglądając pod światło przedmioty, ale też jednocześnie poruszałam się ostrożnie, bo nigdy nie byłam pewna, co mnie zaatakuje ani skąd sięgną mnie szpony. Tudzież macki. Skojarzenia z Alone in the Dark są jak najbardziej wskazane. A smaczku dodaje jeszcze fakt, że po śmierci możemy się odrodzić ograniczoną ilość razy.Pomieszczenia są na tyle zróżnicowane, że szybko je zapamiętywałam. W mojej głowie powoli budowała się mapa posiadłości. Szybko też nauczyłam się, że pamięć do szczegółów jest bardzo istotna. Nie ma sensu przemykać przez dowolny pokój czy korytarz, bo inaczej będziemy błąkać się po budynku w nieskończoność. Gra też nie ułatwia za bardzo zagadek. Padre lubi komentować, ale częściej w celu rozładowania atmosfery niż nakierowania mnie na jakąś ścieżkę.Ale sterowanie... ale kamera... ale walka. Sama postać księdza też mogłaby być lepiej rozwinięta. Niektóre aspekty rozgrywki potrafią napsuć krwi. Tytuł nie ustrzegł się też drobnych błędów, nie zawsze przedmiot, którego chcemy użyć, zaskakuje za pierwszym razem. To wymaga cierpliwości, którą jednak warto z siebie wykrzesać. Zróbcie to, przynajmniej dla ojca Alexandra!