The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D - recenzja

The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D - recenzja

marcindmjqtx
30.06.2011 19:01, aktualizacja: 30.12.2015 14:04

Oryginalną The Legend of Zelda: Ocarina of Time wydano w 1998 roku na konsolę Nintendo 64. Gra uważana jest za najlepiej oceniany tytuł w historii elektronicznej rozrywki, z tego samego też powodu zapisał się on w Księdze rekordów Guinnessa. Nintendo postanowiło odświeżyć tego klasyka i wydać go w trójwymiarowej wersji na Nintendo 3DS. Ryzykowny krok, ale japoński koncern wyszedł z tego zadania obronną ręką. Panie i panowie, oto The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D.

Gdybym miał wybrać jedną grę z serii Zelda, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, byłaby to bez wątpienia Ocarina of Time. Powodów tego stanu rzeczy jest wiele - miałem przyjemność sprawdzić ją w okolicach premiery, czyli w czasie, gdy masa rozwiązań była dla rynku innowacyjna, a gry w pełnym 3D wciąż szukały swojej najlepszej formy. Programiści Nintendo pokazali, że pomimo ograniczenia nośnika da się stworzyć ogromny, piękny świat, który nie tylko wciągnie ludzi, ale stanie się miejscem, o którym niektórzy opowiedzą swoim dzieciom. Niepotrzebnie tak się unoszę? Powiedzcie to tym wszystkim, którzy spędzili w Hyrule setki godzin.

Trochę naiwnie Fabuła sama w sobie nie jest najmocniejszym punktem gry, ale urzeka już od pierwszych minut. Bohaterem jest młody Link, chłopiec żyjący w wiosce, w środku lasu Kokiri. Jego zadaniem jest odnalezienie trzech kamieni duchowych, które posłużą do ochrony tajemnej siły o nazwie Triforce. Ma na nią chrapkę niejaki Ganondorf, który postanowił rzucić klątwę na miejsca, gdzie ukrywane są kamienie. Już na samym początku gry o pomoc prosi nas sama księżniczka Zelda. Cóż więc ma zrobić biedny młdozieniec, jeśli nie uratować dla niej świat? Świetnym pomysłem jest rozwój bohatera, a w zasadzie obserwowanie jego dojrzewania - zaczynamy jako mały, nieporadny chłopaczyna, by przybierać na masie, sile i umiejętnośćiach, stając się jednocześnie mężnym wojownikiem. Nie sposób odmówić uroku napotykanym postaciom. Niektóre z nich są związane z głównym wątkiem fabularnym, inne zlecają nam tylko poboczne misje, oferując jednak niezwykle przyjemną i sympatyczną rozmowę. Choć Legend of Zelda: Ocarina of Time jest grą bez wątpienia rozbudowaną i skomplikowaną, to opiera się zasadniczo na prostym mechaniźmie prowadzenia rozgrywki. W jej skład wchodzi odwiedzanie kolejnych lokacji, odnajdywania wejścia do labiryntu, rozwiązanie umieszczonych w nim zagadek oraz walki z szefem. Zapewne trudno w to uwierzyć, ale ani przez moment nie poczujecie nudy, bo historia poprowadzona jest w taki sposób, że dacie porwać się sympatycznej przygodzie, która oczarowywać Was będzie na praktycznie każdym kroku. Dodajcie do tego różnorodne zagadki, a żaden z poziomów nie stanie się monotonny. Dzielny wojownik Link to twardziel, choć na takiego nie wygląda. Nawet na początku gry, gdy dysponuje jedynie drewnianą tarczą i małym mieczykiem, doskonale radzi sobie w boju. Wszystko to za sprawą wciąż świetnego systemu walki, który choć prosty (cios, skok i blok), daje sporo możliwości. Wystarczy złapać wzrokiem przeciwnika, trzymać przycisk, by nie spuszczając go z oka, wyprowadzać ciosy i stosować bloki. Dziś wydaje się to naturalne, ale w 1998 roku było całkiem nowe. Czasami mechanizm zawodzi, ale nie jest to irytująca sprawa. Nowością w świecie gier był tak zwany "z-targetting", czyli celowanie do strzału z przytrzymanym jednym klawiszem. Będą miecze, proca, łuki i magia - sposobów na zabicie przeciwników znajdzie się więc z czaem kilka, a nawet kilkanaście. Zwykli wrogowie nie są może przesadnie wymagający, ale walki z szefami zapamiętacie na długo. Trzeba znaleźć odpowiedni na nich sposób, a następnie konsekwentnie go stosować, nie zważając na przeciwności losu. Trochę naiwnie Fabuła sama w sobie to nie najmocniejszy punkt gry, ale urzeka już od pierwszych minut. Bohaterem jest młody Link, chłopiec żyjący w wiosce w środku lasu Kokiri. Jego zadaniem jest odnalezienie trzech kamieni duchowych, które posłużą do ochrony tajemnej siły o nazwie Triforce. Ma na nią chrapkę niejaki Ganondorf, który postanowił rzucić klątwę na miejsca, gdzie ukrywane są kamienie. Już na samym początku gry o pomoc prosi nas sama księżniczka Zelda. Cóż więc ma zrobić biedny młodzieniec, jeśli nie uratować dla niej świat? Świetnym pomysłem jest rozwój bohatera, a w zasadzie obserwowanie jego dojrzewania - zaczynamy jako mały, nieporadny chłopaczyna, by przybierać na masie, sile i umiejętnośćiach, stając się jednocześnie mężnym wojownikiem. Nie sposób odmówić uroku napotykanym postaciom. Niektóre z nich są związane z głównym wątkiem fabularnym, inne zlecają nam tylko poboczne misje, oferując jednak niezwykle przyjemną i sympatyczną rozmowę.

Choć Legend of Zelda: Ocarina of Time jest grą bez wątpienia rozbudowaną i skomplikowaną, to opiera się zasadniczo na prostym mechanizmie prowadzenia rozgrywki. W jej skład wchodzi odwiedzanie kolejnych lokacji, odnajdywanie wejścia do labiryntu, rozwiązanie umieszczonych w nim zagadek oraz walki z bossami. Zapewne trudno w to uwierzyć, ale ani przez moment nie poczujecie nudy, bo historia poprowadzona jest w taki sposób, że dacie porwać się sympatycznej przygodzie, która będzie Was oczarowywać na praktycznie każdym kroku. Dodajcie do tego różnorodne zagadki, a żaden z poziomów nie stanie się monotonny.

Dzielny wojownik Link to twardziel, choć na takiego nie wygląda. Nawet na początku gry, gdy dysponuje jedynie drewnianą tarczą i małym mieczykiem, doskonale radzi sobie w boju. Wszystko to za sprawą wciąż świetnego systemu walki, który choć prosty (cios, skok i blok), daje sporo możliwości. Wystarczy złapać wzrokiem przeciwnika, trzymać przycisk, by nie spuszczając go z oczu wyprowadzać ciosy i stosować bloki. Dziś wydaje się to naturalne, ale w 1998 roku było całkiem nowe. Czasami mechanizm zawodzi, ale nie jest to irytująca sprawa. Nowością w świecie gier był tak zwany "z-targetting", czyli celowanie do strzału z przytrzymanym jednym klawiszem. Wersja na 3DS-a otrzymała dodatkowo wykorzystanie żyroskopu - podczas celowania wystarczy ruszać konsolą, by patrzeć w inną stronę. Nie korzystałem z tego specjalnie często, ale powinno się Wam spodobać. Będą miecze, proca, łuki i magia - sposobów na zabicie przeciwników znajdzie się więc z czasem kilka, a nawet kilkanaście. Oczywiście nie wszystko od razu - rozwój Linka i jego umiejętności to niezwykle ważny element gry. Starcia z przeciwnikami są emocjonujące. Zwykli wrogowie nie są może przesadnie wymagający, ale walki z bossami zapamiętacie na długo. Trzeba znaleźć odpowiedni na nich sposób, a następnie konsekwentnie go stosować, nie zważając na przeszkody.

Bawmy się jak w 1998 Wiele mówi się o upraszczaniu dzisiejszych gier, prowadzeniu za rączkę i serwowaniu oczywistych rozwiązań, czy równie oczywistych zagadek. Kiedyś tak nie było i odświeżona Okaryna czasu jest tego idealnym przykładem. Pamiętacie jeszcze, czym jest „backtracking”?W The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D będziecie wracać do zaliczonych już miejscówek wielokrotnie, chociażby dlatego, że nowe moce lub umiejętności pozwolą otworzyć drzwi, które były do tej pory nieosiągalne lub dostać się do miejsc z pozoru niedostępnych. Zagadki czy puzzle nie są oczywiste, praktycznie wszystkich rozwiązań trzeba się domyślić samemu, pokombinować, często wcześniej gdzieś pójść, coś załatwić. Ten element zachwycał w 1998 roku i doskonale sprawdza się dziś - kiedy większość producentów trzyma nas za rękę i pomimo rozreklamowanej otwartości świata prowadzi jak małe dziecko, Nintendo mówi - hej, pobawmy się jak kiedyś, kiedy nie wszystko było oczywiste. Nie wierzę, aby ktoś odłożył przez to nową Okarynę czasu, jestem za to pewien, że dzięki takim rozwiązaniom gra stanie się dla Was nie tylko przyjemnością, ale również wyzwaniem. Nie wstydźcie się sprawdzić niektórych rozwiązań na zamieszczonych w sieci filmikach - wiele rzeczy pamiętałem z oryginału, ale kilka razy zwyczajnie się zaciąłem.

Zelda: Ocarina of Time 3D * 3DS * Young Link Gameplay

Tytuł nie poraża długością, choć wszystko zależy od tego, co chcemy w Hyrule robić. Wątek fabularny to około 20 godzin zabawy, a nad zwiedzaniem i misjami pobocznymi możecie spędzić drugie tyle, jeśli nie więcej. Sporo osób ogrywało oryginał do ponad 100 godzin, nie nudząc się ani przez chwilę. Jak na połączenie przygodówki, siekanki i quasi-RPG-a to całkiem sporo.

Piękne Hyrule w pełnym 3D Przed sprawdzeniem odświeżonej wersji Okaryny czasu przypomniałem sobie, jak wyglądał w 1998 roku oryginał. Patrząc na niego z perspektywy premiery, wizualnie nie rzucał na kolana, ale potrafił zachwycić niejednego gracza. Dziś wygląda zwyczajnie słabo i jest doskonałym przykładem na to, że czas nie był łaskawy dla trójwymiarowych gier z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. A jak prezentuje się Ocarina of Time 3D? Świetnie i świeżo - tekstury są ostre i wyglądają bardzo dobrze, dodano również sporo wizualnych efektów, przez co ma się wrażenie obcowania z tytułem nieodstającym od najnowszych gier na 3DS-a. W przypadku tej produkcji mogę również śmiało powiedzieć, że prezentuje najlepsze przenośne 3D jakie widziałem i choć czasami bolą mnie przy 3DS-ie oczy, to starałem się trzymać trójwymiarowy suwak włączony jak najdłużej. Kilka widoków w 3D zaparło mi dech w piersiach i gwarantuję Wam, że będziecie pragnęli wielokrotnie wracać do odświeżonego Hyrule.

Gra jest płynna niezależnie od tego, w jakiej pozycji znajduje się odpowiedzialny za trzeci wymiar suwak. Bałem się o to po przygodzie z przenośnym Dead or Alive, na szczęście Nintendo stanęło na wysokości zadania i zagwarantowało praktycznie tak samo płynną zabawę na każdym ustawieniu 3D. Fajnie wykorzystano również dolny ekran - wyświetla się na nim ekwipunek, mapa oraz zapis melodii dla miłośników gry na Okarynie.

Nie sposób nie wspomnieć o oprawie dźwiękowej, bo choć postacie są nieme, to w zupełności rekompensuje ten fakt ścieżka dźwiękowa. Pamiętacie kultowe już melodie z oryginalnej Okaryny czasu? W takim razie po przygodzie z odświeżoną wersją wejdą Wam one w głowę tak głęboko, że będziecie je nucić tak jak ja - przy goleniu, przed zaśnięciem czy przy najzwyklejszych codziennych czynnościach.

Niezwykle wkręcająca jest gra na tytułowej okarynie czasu, którą dostajemy już na początku gry. W trakcie przygody nauczymy się wielu melodii, które następnie pomogą nam popychać fabułę - otwierając drzwi czy jednocząc z napotkanymi osobami. Gwarantuję, że zapamiętacie motywy przewodnie wszystkich utworów.

Werdykt Odgrzanie „okarynowego” kotleta było w pewnym sensie ułatwione. Nintendo dysponowało grą przez wielu uważaną za najlepszą pozycję wszech czasów, tytuł absolutnie fantastyczny - nie dało się więc zepsuć modelu rozgrywki, walk, fabuły i wszystkiego, co składa się na „miodność” tej produkcji. Z drugiej natomiast strony praktycznie te same aspekty były dla firmy kulą u nogi i największym problemem. Dlaczego? Bo ludzie mieli przeogromne oczekiwania, którym trudno było sprostać. Czy Nintendo się udało? Absolutnie tak - to najlepszy odgrzewany kotlet, jaki przyszło mi smakować i absolutnie wszyscy powinni uczyć się na tym przykładzie, jak odmładzać dawne hity, dodając im do tytułu popularne w dzisiejszych czasach „3D”.

The Legend of Zelda: Ocarina of Time mogę polecić każdemu, niezależnie od tego, czy interesuje się japońskimi RPG-ami, wyścigami, bijatykami czy strzelankami - tu prawie wszystkiego jest po trochu. I pomyśleć, że archaiczne rozwiązania z 1998 roku tak dobrze przyjmą się po trzynastu latach. Brawo Nintendo - trójwymiarowa Okaryna czasu to w tej chwili najlepszy tytuł na 3DS-a i naprawdę solidny powód, by zakupić tę konsolę.

Ocena: 5/5 - Koniecznie! (Ocenę 5 otrzymują gry bardzo dobre, dopracowane, urzekające - po prostu świetne)

Data premiery: 17.06.2011 Deweloper: Nintendo Wydawca: Nintendo Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 12

Egzemplarz gry do recenzji dostarczyła firma Stadlbauer.

Paweł Winiarski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)