Test sprzętu: Nintendo DSi

Test sprzętu: Nintendo DSi

Test sprzętu: Nintendo DSi
marcindmjqtx
08.04.2009 00:30, aktualizacja: 18.01.2016 12:28

DSi zawitało po cichu w Polsce. Po wykonaniu kilku telefonów do dużych sieci z elektroniką i grami, okazało się, że nowa konsola Nintendo jest tam kompletnie niedostępna. Jeden miły pan z takiego jednego sklepu z innej planety wytłumaczył mi nawet, że DSi pojawi się u nas dopiero w czerwcu. Nieźle. Tak naprawdę najbardziej postarały się lokalne sklepy, które sprowadziły nowe konsole we własnym zakresie - testowany egzemplarz sam zresztą ma brytyjskie korzenie. No to do dzieła...

Co w pudełku?

Jak przystało na Nintendo, zawartość opakowania nie powala. W zestawie znalazły się, oprócz oczywiście konsoli: ładowarka, instrukcja, dodatkowy rysik i kupon na 1000 punktów Nintendo do wykorzystania w sklepie DSi Shop (o tym później). Przydałby się jakiś futerał, smyczka, nie mówiąc już o karcie pamięci. Niestety - te akcesoria trzeba już zakupić we własnym zakresie.

Pierwsze wrażenia

Są bardzo pozytywne. DSi przeszło lekki lifting, dzięki czemu konsola wygląda zdecydowanie mniej jak zabawka. To teraz poważny kawałek elektroniki. Design jest jeszcze bardziej minimalistyczny, większość portów konsoli została odpowiednio ukryta po to, aby zachować spójność. Zamknięty DSi to taki jednolity blok, monolit, który dodatkowo dostarcza ciekawych wrażeń dotykowych. Obudowa została tym razem stworzona z nieco innego materiału. Jest on szorstki w dotyku i wydaje mi się, że pozytywnie odbije się to na podatności urządzenia na zarysowania. Jeśli DS Lite był mydelniczką, to DSi można porównać do pumeksu. Przynajmniej jeśli chodzi o czarną wersję, biała ponoć jest bardziej gładka.

Po otwarciu DSi prezentuje się równie zacnie. Nowe ekrany są minimalnie większe na papierze, ale różnicę widać gołym okiem. Stąd też konsola uległa wydłużeniu, ale przy okazji jest ona nieco cieńsza (to już zasługa braku portu na gry z GBA). Zwiększyły się przyciski START i SELECT, pojawił się również przycisk POWER, który działa także jako reset. Otwory głośników zmieniły się, przybyła też jedna dioda LED. I oczywiście na samym środku widnieje oko kamery (druga znajduje się na wierzchu urządzenia). Aha, zmniejszyły się boczne przyciski, ale nie wpływa to negatywnie na komfort ich użytkowania. Slot SD odczytuje również karty SDHC - taka o pojemności 4GB zadziałała bez zarzutu.

Oprogramowanie

Tutaj też czeka kilka niespodzianek. Po pierwszym uruchomieniu i wklepaniu standardowych danych (ksywka, data urodzin i takie tam) DSi pstryka użytkownikowi fotkę. Jest ona później wyświetlana na górnym ekranie konsoli podczas nawigacji po menu. To ostatnie uległo konkretnemu przemodelowaniu - zamiast standardowych ikonek Nintendo zdecydowało się na podobne do XMB rozwiązanie (w uproszczeniu), gdzie kolejne opcje przegląda się w poziomie, przewijając odpowiednie zakładki w lewo lub w prawo. Nawigacja jest wygodna, kolejne ikonki dodają się wraz z instalacją oprogramowania.

W standardzie Nintendo dołącza dwa proste edytory - jeden do zdjęć, drugi do audio. Nie będę się nad nimi rozwodził. Funkcjonalność obu programów jest mocno ograniczona, wręcz umowna. Ot, można zniekształcić sobie twarz rysikiem albo nagrać swój głos i również go zniekształcić na kilka sposobów. Po kilku minutach oczywiście chce się to wyłączyć i tutaj też czeka miła niespodzianka.

Programy DSi mają funkcję wychodzenia z nich! Nie trzeba już resetować konsoli, wystarczy wcisnąć przycisk EXIT na ekranie i po chwili pojawi się menu główne. Super sprawa, wreszcie Nintendo na to wpadło. Dodatkowo soft konsoli obsługuje hot-swap - carty z grami można podmieniać przy włączonym urządzeniu. I wreszcie - DSi to pierwsza przenośna konsola Nintendo, w której oprogramowanie będzie można (trzeba) aktualizować.

DSi Shop - hit czy kit?

Największą jednak zmianą w DSi od strony software'owej, to sklep DSi Shop. Aby się do niego dostać, niezbędne jest bezprzewodowe połączenie z Internetem. I tutaj kolejna niespodzianka - DSi bez problemu współpracuje z sieciami zabezpieczonymi protokołami WPA/WPA2. Wreszcie. Po pomyślnej konfiguracji następuje połączenie ze sklepem. I tutaj pierwszy zgrzyt - jeśli w konsoli została wybrana Polska jako kraj przebywania, DSi Shop nie odpali się. Tak, przypomina to sytuację z Wii. Szybka zmiana na np. Wielką Brytanię załatwia na szczęście sprawę. Aby wejść do sklepu DSiWare, należy posiadać konto Nintendo Club. Ekran powitalny umożliwia zalogowanie się, ale utworzenie konta już nie. Do tego niezbędna jest przeglądarka internetowa. Żaden problem, chciałoby się rzec - przecież DSi ma Operę za darmo. I ma, ale trzeba ją ściągnąć z DSi Shop. I koło się zamyka.

Po utworzeniu nowego konta Nintendo Club (i wykorzystaniu dołączonego kuponu na 1000 punktów Nintendo - bez niego rejestracja nie jest możliwa, więc uwaga przy zakupie używanej konsoli) z poziomu przeglądarki na komputerze, można się wreszcie zalogować do sklepu. Pierwsze słowa, które cisną się na usta: ale bida. Na europejskim DSi Shop, oprócz 5 durnych gierek, nie ma kompletnie nic. A przepraszam, jest jeszcze ta nieszczęsna Opera, która nie wyświetla nawet poprawnie polskich literek. Europa została naprawdę potraktowana po macoszemu, a start nowej usługi - DSi Shop - przypomina bardziej falstart. Szkoda, bo wirtualny sklep to właśnie największa siła DSi. Oczywiście z czasem nowej zawartości będzie przybywać, ale na dzień dzisiejszy to niezła porażka.

Kupić?

Ja bym poczekał. DSi jest naprawdę ślicznym sprzętem, ale za mało w nim nowości, aby robić natychmiastową przesiadkę ze starego DSa. Rodzice szukający konsoli dla swoich pociech też powinni się zastanowić - brak slotu na gry GBA skutecznie ogranicza bibliotekę tanich gier. I wreszcie są nowi użytkownicy, którzy stoją przed dylematem - DS czy DSi? Barierą może być cena. 800 zł to naprawdę duża kwota jak na sprzęt, którego funkcjonalność (bo nie wierzę, że ktoś kupi DSi do robienia zdjęć) nie odbiega aż tak - przynajmniej na premierze - od poprzednika. Szkoda, że DSi Shop ma tak ubogą ofertę. Gdyby Nintendo się naprawdę postarało, to zakup DSi byłby zdecydowanie bardziej uzasadniony.

Aleksander Lemlich

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)