TeDeMłodzież #1 - Mortal Kombat (1992)
Do czego to doszło! Że zmuszony jestem umęczać się graczami młodszymi ode mnie.
Krnąbrni, pyszni i zarozumiali - zapewne bez szans na przyjęcie do Akademii Pana Kleksa. A skoro tak, pewnie imię nie zaczyna się szlachetnym "A". Sam tytułuje się Carpedjemmem, brzydko kalecząc, jak to tylko dzisiejsza młodzież potrafi, melodyjny język klasyków. No i jak ma na imię?
Pablo. To po łacinie "mały".
Mało znaczysz, Pablo. Pamiętaj: "Jesteśmy jak karły, które wspinają się na ramiona gigantów".
Co ty wiesz o Mortal Kombat? Co możesz wiedzieć o znaczeniu mistycznego miejsca, gdzie wybrzmiewały wszystkie marzenia i pasje naszej młodości?
Wyśmiewasz bohaterów turnieju w którym ważą się losy światów. Gdybyś tylko widział, jak bardzo błyszczały nam oczy, kiedy z przyjaciółmi markowaliśmy przepiękne ciosy Bruce'a Lee, wspominając pod saturatorem ostatni seans w Kinie Bałtyk. Zapytaj choćby Anię Jagiełło, wspaniałą zawodniczkę, trenerkę judo, jak społeczeństwo zainspirowane bohaterami kina walki w późnym PRL napierało na szkoły karate, jak prężyło muskuły i rozciągało członki, niewiele robiąc sobie z tego, że kości niemal wypadają ze stawów podczas morderczych treningów. Krajowi ortopedzi nie podzielali naszej miłości do Wejścia Smoka.
To sposób, żeby wytłumaczyć młodszemu kuzynowi, że jego Van Damme nie ma startu do prawdziwej legendy, Małego Smoka. Spójrz, jak autorzy zmyślnie odzwierciedlili hierarchię gwiazd. Johnny, żeby zwyciężać, musi uciekać się do chwytów poniżej pasa. Liu nie ma niskich jak jajecznica zagrań. Pozwól sobie na zagubienie w tej sieci subtelnych znaczeń, zamiast wyśmiewać dyskietki! To nie na temat, niczego nie dowodzi. Dowcip prosty jak z filmu Marvela.
Pomyśl, młody Pablo, jak wasze gry wyglądałyby bez Mortal Kombat? Czy te wszystkie tańce, cieszynki z Fortnite, obrazoburcze gesty zaistniałyby w takiej mocy, gdyby nie fatality? Brutalne, tajemne ruchy, których znajomości nie zdradzali przed sobą najlepsi nawet przyjaciele, żeby poza przewagą w walce mieć również przewagę ostatecznego upokorzenia po wygranym pojedynku?
Przecież wygrana niezwieńczona fatalem się nie liczyła.
Dziś wy, młodzi, wszystko macie podane na tacy. Listę kombinacji w samouczku, zawierającą nawet informację, w jakim dystansie dany fatal powinien być wykonywany. Ani w tym tajemnicy, ani osiągnięcia, satysfakcji też niewiele.
Niemniej, młody Pablo, nie przestawaj mnie zadziwiać. Proszę, błagam wręcz. Usłyszałem twój krzyk, wołanie o pomoc. Nie omieszkam wyprowadzić Cię z błędu po raz kolejny, jeśli będzie trzeba. Opowiem dokładnie, jak było. Już taka nasza, Dziadów, rola w świecie.
W jednym jednak przyznam Ci rację.
Scorpion jest największym badassem. Po naszemu - prawdziwym kozakiem.
Co rzekłszy, wracam na Uniwersytet Trzeciego Wieku.
Adam