Targowe demo FIFY 17 to najlepsza FIFA w historii
„Siedemnastka” nie zawodzi. EA Sports tym razem chyba dotrzyma złożonych obietnic.
17.08.2016 | aktual.: 25.08.2016 10:46
Zanim zacznę, to upewnię Was, że wiem jak się czujecie. Wiem, z jakim „bagażem” podchodzicie do tekstu o kolejnej FIFIE i wiem, że takie bajania zapewne pozostawią w Was więcej znaków zapytania, niż faktycznego uspokojenia. Wiem, bo sam mam tak co roku i zdaję sobie sprawę, jakiej filtracji należy poddać tekst o symulatorze piłki nożnej, żeby wyciągnąć z niego to, co naprawdę może mieć znaczenie.Choć osoby nie mające do czynienia z tą serią co roku, w liczbie godzin liczonej na trzech lub więcej cyfrach, zapewne uśmiechną się teraz pod nosem i wyobrażą gościa w białym kaftanie z rękawami zawiązanymi na plecach, to z pewnością znajdę zrozumienie wśród ludzi rozumiejących czym potrafi być ta gra.
Otóż… FIFA jest jak taniec, powiedzmy salsa (joga bonito!). Dla postronnych obserwatorów jej układ za każdym razem wyda się taki sam, ot radosne podskakiwanie. Jeśli jednak tańczysz wystarczająco długo, to zaczniesz zauważać każdy, subtelny nawet, dodatkowy ruch nogą, zmianę tempa czy perfekcyjnie wyprowadzoną figurę. I nie wierzcie mi, jeśli nie chcecie, ale FIFA 17 jest najlepiej zatańczoną salsą, jaką przyszło mi oglądać.Obawiałem się, że przejście na nowy silnik zaszkodzi grze. Że znowu pojawią się problemy z fizyką i powiązaną z nią symulacją zderzeń, zachowaniami piłki czy sztuczną inteligencją. Po spędzeniu około godziny w grze (4 meczów z połowami zablokowanymi na 4 minuty, dwóch na poziomie semi-pro, dwóch na poziomie professional, oraz dwóch rozegrań trybu Journey) nie zauważyłem żadnych niedociągnięć, które nie byłyby obecne dotychczas.Jakby nie patrzeć, to chyba jest minus, bo nie udało się ich naprawić, ale mimo wszystko jestem szczęśliwy, że sytuacja nie uległa pogorszeniu. Zawodnicy wciąż potrafią się ze sobą zderzyć i przez chwilę na sobie leżeć, potrafią wbiegać na leżących kolegów i sami się przewracać albo wykonywać jakieś dziwne ruchy, przez co czasami można stracić gola, jednak nie jest gorzej niż było.
I jeśli o zderzeniach już mowa, to przejdźmy do obrony, bo to temat, który zapewne Was zainteresuje. Otóż jest ona teraz trudniejsza. I ciężko mi powiedzieć czy moje odczucie było winą nowego silnika i zapowiadanych zmian czy sytuacji, w jakiej przyszło mi grać (na stojąco, w dość głośnym otoczeniu, mając 32 calowy ekran jakiś metr przed twarzą), ale film promocyjny wydaje się nie kłamać. Jeśli taki Zlatan zaparł się z piłką, to nawet Kompany potrzebuje towarzystwa, żeby tę piłkę mu bez faulu zabrać (o asekuracji bliżej pola karnego już nie mówiąc). A taki Nolito kilkukrotnie po prostu trzymał ręką biegnącego za nim Valencię, nie pozwalając mu nawet zbliżyć się do piłki.Z powyższym rozwiązaniem wiąże się kolejne. Pierwszy raz, od kiedy gram w FIFĘ, czułem że zawodnicy naprawdę myślą. Ich zachowanie na boisku było zadziwiające, zadziwiająco dobre. Ciągły ruch, zmiana pozycji, wyszukiwanie czystego pola i FAKTYCZNE WYCHODZENIE DO AKCJI rzucają się w oczy już po kilku minutach gry i co rusz sprawiały, że z uznaniem kiwałem głową po kolejnej ciekawie wyprowadzonej akcji, w której piłka wymieniana była między zawodnikami nawet kilkanaście razy.Z lepszego SI wynika też kolejna nowinka. Mam wrażenie, że klasa zawodnika odgrywa teraz sporą rolę w jego działaniach. Kevin DeBruyne był maszyną nie do zatrzymania, potrafił doskonale rozegrać (szybko, nieprzewidywalnie, bezbłędnie), utrzymać się przy piłce będąc pod presją, a w razie potrzeby kropnąć tak, że piłka teleportowała się z punktu A do punktu B. Podobnie z Rooneyem, którego mimo iż ustawiłem jako fałszywą dziewiątkę wyskakująca zza pleców Ibraczołgunovića (facet znowu ma przegięte statystyki), to zaliczył asystę doskonale samemu zbiegając do skrzydła (na miejsce Depay’a, który wywalczył piłkę na 30 metrze od własnej bramki i podał na środek pola do rozgrywającego Herrery) i prosząc o wychodzącą piłkę, po czym dośrodkował ją do wbiegającego Maty, który strzelił główką. No właśnie, główką. Nie doczekałem się w żadnej z łatek, to naprawili je przynajmniej w FIFIE 17.Ciężko mi jednak powiedzieć na ile jest to zasługa szumnie zapowiadanej rewolucji w ataku. Grałem za krótko i nie strzeliłem wystarczającej liczby goli, która sprawiłaby, że mógłbym powiedzieć coś więcej o zachowaniu piłki po strzale, tym nie mniej gol Maty wpadł właśnie lecąc w dolny prawy róg bramki. Być może właśnie to zasługa tego systemu. Dziś zagram kolejne kilka meczy i będę testował dalej.Jedna rzecz zachwyciła mnie natomiast całkowicie. Przynajmniej za pierwszym razem. O trybie The Journey mowa, trybie, który pozwala nam wejść w skórę młodego chłopaka z wielkim marzeniem i z wielką szansą daną mu przez los. Alex Hunter świetnie spisywał się w szkółce i dostaje powołanie do seniorskiego zespołu. To, ile czasu spędzi na ławce, ile goli strzeli i jak będą postrzegali go koledzy, zależy już wyłącznie od naszych decyzji. Z perspektywy zaledwie jednego meczu udostępnionego w demie, nie mogę ocenić fabularnie spisuje się całość i jak podjęte decyzje rzeczywiście wpłyną na całą historię. Ale dla wielbicieli Premier League to prawdziwa gratka i worek świetnych emocji.Uśmiech od ucha do ucha pojawił się na mojej twarzy już w pierwszym meczu, kiedy po podniesieniu się z ławki na rozgrzewkę, cały stadion (graliśmy na wyjeździe) zaczął skandować w moją stronę: „who are ya, who are ya, who are ya”. Liczę, że takich momentów będzie w trakcie „kampanii” przynajmniej jeszcze kilka. The Journey jest tym, czego od zawsze brakowało mi w FIFIE, a nawet nie zdawałem sobie sprawy z faktu, że mi tego brakuje.Podsumowując, targowe demo FIFY 17 to najlepsza FIFA, w jaką grałem. Ciekawe, jak bardzo zmieni się ta gra do swojej premiery, bo że się zmieni, jestem pewien. Oby tylko nie na gorsze.