Szotgan: Layers of Fear
14.07.2016 16:16, aktual.: 13.08.2016 18:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Szotgan” to mój mały dzienniczek zaliczanych po godzinach pozycji. Człowiek mógłby zwariować, gdyby grał tylko pod pracę. Jeden tytuł, jeden akapit, jedna opinia z dziesiątek innych. I Layers of Fear – dzisiaj – pod pod nożem.
Niestety, nikt tutaj nikogo nie namalował jak jednej z francuskich dziewcząt. Layers of Fear to nieślubne dziecko P.T., potrafiące zacytować matkę czasem nawet zbyt bezpośrednio (jedna ze scen z widmem żony – panowie, nawet jeśli P.T. już nie istnieje, tak się nie robi!). Kto ojcem? Pewnie figura modernistycznego artysty, błąkającego się po omacku przez wypalone wódką labirynty wspomnień i pragnień zdobycia Kunderowskiej Nieśmiertelności. Gdzie nastąpiła kopulacja? W drewnianej foremce klasycznego horroru i gotyckich ciągotek. Problem z tym tytułem jest taki, że o wiele wspanialej wypadłby jako wyraz innej sztuki – kina. Potencjał na fantastyczny, surrealistyczny film tylko czeka. A nie zawsze to, co zadziałałoby w filmie, odniesie sukces w poetyce gry wideo. Jeżeli kanon gatunku masz w małym palcu (albo – co ciekawe – grałeś w Arkham Knight), szybko zrozumiesz system, jakim gra próbuje Cię podejść, przez co straci swoją siłę, a być może i zacznie nużyć. Pozostanie tylko przyklasnąć kilku momentom, które rzeczywiście wypadły znakomicie, jak krótkiemu finałowi rozdziału o dziecku bohatera. Zobaczymy, czy DLC wyciągnie z tego jakieś wnioski. Można.
Layers Of Fear Soundtrack - Music Box
Soundtrack w tym miejscu mnie zagiął jednak.