Syndicate - recenzja

Syndicate - recenzja

Syndicate - recenzja
marcindmjqtx
24.02.2012 13:34, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Dziewiętnaście lat wystarczyło do przemiany gry strategicznej w strzelaninę. Czy Starbreeze znów udało się dodać do niej coś "ekstra"?

Ocena: 3/5 - Można „Zabawa w cybernetycznego władcę marionetek definiuje >Syndicate< i nadaje jej charakter”.

„Syndicate” rysuje dość ponurą wizję przyszłości. W roku 2069 świat nie jest już podzielony na państwa, lecz terytoria wpływów potężnych korporacji, które zastąpiły przestarzałe rządy. Dzięki wszczepianym ludziom chipom Syndykaty mają nad nimi władzę absolutną, a ta jak wiadomo nie idzie w parze z moralnością. W świecie przyszłości trwa nieustanna wojna o rzecz najcenniejszą - informację. Szpiegostwo przemysłowe przestało być domeną smutnych panów w garniturach. Syndykaty mają swoje armie, na których czele stoją wyposażeni w chipy dające im nadludzkie możliwości Agenci.

Nazywasz się Miles Kilo i jesteś jednym z nich.

Starbreeze to studio, które swoją renomę zawdzięcza głównie „The Darkness” i przygodom Riddicka. Obie gry były strzelaninami, które jednak nie sprowadzały gracza jedynie do roli cyngla. Interakcja ze światem nie ograniczała się w nich tylko do wybijania dziur kulami. „Syndicate” to marka, która potrzebowała fachowców od właśnie takich strzelanin z charakterem. Nie można powiedzieć, że Starbreeze nie próbowało.

Blef scenarzystów Zobacz powtórkę naszej relacji z grania.

„Syndicate” kładzie większy nacisk na opowieść, niż większość strzelanin, często przerywając akcję na wpół interaktywnymi fragmentami, w których gracz jest świadkiem ważnych dla fabuły momentów. Niemym świadkiem, bo Kilo to protagonista z minionej epoki, który przez całą grę nie odzywa się ani słowem. Dużo mówią za to inni. Główny bohater nie jest bowiem pierwszym lepszym agentem, ale pupilkiem prezesa Eurocorpu (granego całkiem przekonująco przez Briana Coxa). Wraz z cynicznym i bezwzględnym agentem Meritem, Kilo tworzy zabójczy duet wyznaczany do najtrudniejszych zadań. Jedna z takich misji kończy się nieprzewidzianymi trudnościami i szefostwo korporacji nie ma wątpliwości, że w Eurocorpie nie wszyscy są całkowicie lojalni. Ktoś dzieli się tajnymi informacjami z konkurencją, a w świecie „Syndicate” jest to grzech śmiertelny.

Początek gry zwiastuje opowieść, którą warto będzie śledzić, ale wraz z mijającymi godzinami powoli staje się jasne, że to tylko blef. Zapomnijcie o swobodzie rodem z „Riddicka”, w którym mogliśmy prowadzić normalne rozmowy. Nie liczcie też na opowieść namacalnie motywującą gracza. Starbreeze, mając do dyspozycji ciekawy, opisany w szczegółach już przed laty świat, czekający na umieszczenie w nim akcji cyberpunkowego thrillera, opowiedziało w grze historię najprostszą z możliwych. Co więcej, dziejącą się niejako obok gracza. Kilo to tylko narzędzie, które wykonuje rozkazy. Nie jest bohaterem, który ma jakiś cel, motywującą go ideologię czy wewnętrzny konflikt. Boleśnie uświadamia nam to zakończenie gry, którego mierność wprawiła mnie w osłupienie i byłem pewien, że coś po prostu musi się wydarzyć po napisach końcowych. Nic takiego nie miało miejsca.

Cyberstrzelnica Mając w pamięci wcześniejsze produkcje Starbreeze, spodziewałem się po scenariuszu czegoś więcej. Językiem gry jest jednak rozgrywka, a ta nie zawodzi. W dużej mierze to zasługa DART 6, nowego modelu chipu, który Eurocorp wszczepił Kilo. Dzięki niemu spowolnimy czas, sprawdzimy, gdzie chowają się przeciwnicy, a także zhackujemy ich własne wszczepy, zmuszając do popełnienia samobójstwa czy zwrócenia się przeciw sojusznikom. Na nasze zakusy podatna jest nawet ich broń, wystarczy sekundka hackowania, by wystrzeliła w twarz posiadaczowi, robiąc w szeregach wroga chaos. „Syndicate” nagradza planowanie i wykorzystywanie do cna możliwości chipa. Zasilająca go adrenalina szybko się kończy, a najlepszym sposobem, by ją odzyskać, jest efektowne i szybkie wykańczanie przeciwników. Więc im sprawniej odgrywamy rolę cyberzabójcy, tym częściej możemy korzystać z dobrodziejstw chipa. Warto się tego nauczyć, bo w przeciwnym razie możliwość hackowania przeciwników szybko się skończy, a bez przewagi dawanej przez chip bardzo łatwo ulec ich przewadze liczebnej.

Zabawa w cybernetycznego władcę marionetek, potrafiącego zmusić przeciwnika do przyłożenia lufy do własnej skroni, definiuje „Syndicate” i nadaje jej charakter, ale bardziej konwencjonalny arsenał również nie zawodzi. Autorzy nie poszaleli z wymyślaniem szalonych prototypów, ale absolutnie każda pukawka, nawet zwykły pistolet, wygląda tu i brzmi tak, że spust naciska się z niekłamaną przyjemnością. Pomaga też fakt, że przeciwnicy nie są idiotami i potrafią całkiem sprawnie chować się za osłonami i współpracować ze sobą.

Każda walka jest tu wyzwaniem, choć często miałem wrażenie, że autorzy trochę przesadzili z liczebnością przeciwników. „Syndicate” nawet nie próbuje maskować tego, że pojawiają się oni falami. Gdy rozprawimy się z pierwszą bandą z balkonów czy dotychczas zamkniętych drzwi, wyskoczą następni. Czasem miałem już tego dość i marzyłem o tym, by autorzy wreszcie puścili mnie dalej. Co jakiś czas natrafimy też na bossa - agenta z innego Syndykatu, ale nie są to najsprytniej zrealizowane pojedynki - ot, prucie ołowiem do znikającego i rzucającego granatami typka, który ciągle nas obraża. Wolałbym je w formie spektakularnego QTE niż takiego berka.

Kampania zapewni wam pewnie około siedmiu godzin rozgrywki. Nie jest to powalająca liczba, ale po prostu na tyle wystarcza te kilka bojowych zastosowań DART 6. Odblokowujemy je dość szybko, a potem patrzymy, jak stopniowo tracą swój urok. Starbreeze pokpiło sprawę rozwoju postaci, który wygląda na dodany na pięć minut przed oddaniem gry do tłoczni. Kilka razy w trakcie gry dostajemy co prawda możliwość ulepszenia Kilo, ale przedłużenie paska zdrowia czy drobna redukcja obrażeń nie budzą wielkiego entuzjazmu. Aż prosi się o wyciśnięcie z chipa czegoś więcej.

Masakra na cztery rdzenie

Na przykład tak, jak w trybie kooperacji, który okazał się bardzo przyjemną niespodzianką. Spodziewałem się skleconej na kolanie zapchajdziury, a tymczasem na pewno spędzę w nim więcej czasu, niż przy fabularnej kampanii. Misje zostały zaprojektowane z myślą o czterech graczach i naprawdę warto zadbać o pełen skład, bo nawet na normalnym poziomie trudności nie należą do łatwych (a jest jeszcze hard i expert...). Na odblokowanie czeka masa ulepszeń, broni i aplikacji, a część z nich jest zupełnie nowa - nie znajdziecie ich w kampanii.

Bardzo podoba mi się położenie nacisku na współpracę. To nie jest miejsce dla samotnych wilków. Raz, że pojawia się zbyt wielu wrogów, a dwa, że czwórka agentów pozwala zróżnicować aplikacje zainstalowane na chipie. Do znanych z singla, w kooperacji dochodzi kilka nowych. Między innymi leczenie całej drużyny, zwiększenie zadawanych obrażeń, czy tworzenie osłon. Ot, taka namiastka MMO, która dorzuca cegiełkę do poczucia walki ramię w ramię ze znajomymi (trybu kooperacji nie odpalicie offline) i knucia możliwie najlepszego wyposażenia dla danego wyzwania.

Zadania zaprojektowano z głową i są ciekawsze, niż „idź przed siebie i strzelaj”. Czasem trzeba coś przenieść (paczuszka w ręce eliminuje możliwość strzelania z broni długiej, nie masz pistoletu? Krzycz do kumpla, żeby cię osłaniał), kiedy indziej chronić transportowiec, będący jedyną drogą ucieczki. Czeka was też spotkanie z czwórką innych agentów, którzy mają swój zestaw specjalnych zdolności. Zresztą i bez nich gracze mogą mieć problemy. Wystarczy wielki facet z minigunem, który w kilka sekund poszatkuje każdego, kto zmierzy się z nim twarzą w twarz.

Jedyny mój zarzut do trybu kooperacji dotyczy kwestii technicznej. Poważnej, bo chodzi o zawieszanie konsoli w trakcie gry przez sieć. Dzieje się to nagminnie, do tego stopnia, że ukończenie misji bez tego zdarzenia uznawaliśmy za sukces. W internecie już huczy, więc liczę, że EA rozprawi się z tym w pierwszej łatce. Całe szczęście, że „Syndicate” pozwala dołączać do gry w trakcie zabawy, więc nie jest tak, że nie da się grać. Problem w tym, że wracając po obowiązkowym resecie konsoli, tracimy wszystkie punkty.

To dziwne, bo poza tym wykonanie gry zasługuje na słowa uznania. Wygląda i brzmi świetnie, pokazuje, że da się zrobić świat przyszłości bez topienia wszystkiego w odcieniach bursztynu. Że można zaprojektować chłodne, sterylne wręcz korytarze biurowców, a mimo wszystko uniknąć nudy. Akurat po tej grze nie spodziewałem się takich feerii barw, jakie oferują niektóre lokacje. O dziwo - to działa. Na plus warto też zapisać brak drobnych niedociągnięć. Oczy nie drażnią żadne ząbki, przekłamania tekstur czy doczytywanie detali. Nieco denerwuje znane z „Battlefield 3” oślepianie gracza przez każde źródło światła. Nasz cyberagent może widzieć przez ściany, a nie potrafi odpalić filtra eliminującego tak podstawowej rzeczy?

Werdykt „Syndicate” to solidna strzelanina, która jednak nigdy tak naprawdę nie wrzuca najwyższego biegu. Nie ma większych uchybień, to fakt, ale namacalny brak ambicji po prostu rozczarowuje i sprawia, że nie bardzo jest tu co rozpamiętywać. Brakuje momentu, w którym krzyknąłbym „WOW” i od którego rozpoczynałyby się rozmowy o grze. Autorzy zaczerpnęli z oryginału ciekawą wizję przyszłości, ale nie dali graczowi na tyle swobody, by mógł się zżyć z tym światem. A przecież Starbreeze wie, jak tworzyć nieszablonowe strzelaniny. Pokazali to przy „Riddicku”, pokazali przy „The Darkness”, a mimo to nie udało im się przemycić podobnie długiej smyczy do „Syndicate”. Akcja broni się sama, a nienaganne wykonanie sprawia, że żadne błędy nie odciągają nas od frajdy płynącej z podbicia kolejnej areny. Tyle że w przypadku wzięcia na warsztat takiej marki to trochę za mało.

Kooperacja zaskakuje na plus i jeśli znacie trójkę graczy, którzy są gotowi na podbój tych dziewięciu map na coraz wyższych poziomach trudności, to możecie nawet podnieść sobie ocenę o jedno oczko i popędzić do sklepu.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Maciej Kowalik

Data premiery: 24 lutego Deweloper: Starbreeze Wydawca: Electronic Arts PEGI: 18

Testowano na Xboksie 360. Grę do recenzji udostępnił wydawca.

Syndicate (PS3)

  • Gatunek: strzelanina
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)