Switch może pożyć dłużej niż tradycyjne konsole
Tylko co to w ogóle jeszcze oznacza?
Podczas niedawnej sesji Q&A z inwestorami Nintendo zapewniło, że chciałoby, aby cykl życia Switcha potrwał dłużej niż teoretyczna średnia, czyli dłużej niż od pięciu do sześciu lat. Hybrydowa natura sprzętu ma szansę umożliwić niewyobrażalne rozszerzenie bazy użytkowników - podobnie jak eksperymenty typu "kolekcjonerskie kartony dla dzieci" (Labo) - którzy, o ile żyć będą w świecie, gdzie każdy posiada Switcha, wybiorą konsolkę Nintendo, a nie smartfony, podczas przemieszczania się choćby komunikacją miejską. Śliczne, idealistyczne, wcale nie niemożliwe (poza tym ze smartfonem, chyba że następny model Switcha rzeczywiście zmieści się do kieszeni). Mnie interesuje dzisiaj tylko ten rzekomo ponadprzeciętnie długi cykl życia.
Po drugie - coraz mniej sensu ma gadanina o "typowej długości życia konsol". Poprzednia generacja, przeciągnięta do dziewięciu lat przez kontrolery ruchowe, problemy finansowe, kryzysy i brak narzekających klientów, rozsypała już to pojęcie. Wii U było produkowane zaledwie pięć lat, bo prawie nikt nie kupił tej platformy. Mielibyśmy łyknąć, że już w tym roku wydawcy zakopią PlayStation 4 oraz Xboksa One? Nawet gdyby 2018 przyniósł nam pierwszą zajawkę "następnego etapu", te konsole będą żyły jeszcze przynajmniej kilka dobrych lat. O wszystkim decyduje wszak sprzedaż. I dlatego PlayStation 2 przestało być produkowane dopiero po trzynastu latach od swoich narodzin (w 2013 roku).
Adam Piechota