Sukces Fortnite’a kosztował pracowników Epic Games nawet do 100 godzin pracy w tygodniu
Korpo royale.
Polygon idzie śladami Jasona Schreiera i odkrywa mrocze tajemnice jednego z największych gigantów naszej branży. Dla deweloperów w Epic crunch to ponoć nie pierwszyzna. Ale w przeciwieństwie do wszystkich wcześniejszych projektów - gdy zawsze było wiadomo, jaki okres pracy będzie wymagał… specjalnych poświęceń - Fortnite okazał się zupełnie nieprzewidywalny. Wybuchnął, pamiętacie dobrze, całkowicie nagle, a droga do szczytu od tego momentu zajęła mu maksymalnie kilka miesięcy. Jak to odbiło się na kondycji psychicznej wśród pracowników? Wiadomo.
Najsmutniejsza - lub najbardziej bawiąca, bo to zależy od postawy, z jaką czytacie o prawdziwym deweloperskim piekle gier wideo - jest obowiązkowa reakcja samej firmy. „Ludzie pracują bardzo ciężko nad Fortnitem. Ekstremalne sytuacje, takie jak 100-godzinne tygodnie pracy, są niesamowicie rzadkie i zawsze w ich przypadku staramy się im natychmiast zaradzić, aby uniknąć ich ponownego wystąpienia. Fortnite osiągnął znacznie większy sukces, niż przewidywaliśmy”. Jasne. Tylko battle royale oraz gry-usługi to niekończący się temat. Zawsze będzie następny sezon. Zawsze będzie następny cross-over. Ta praca nie skończy się nigdy.
W moich oczach - to przerażające. Od razu zaczynam sumować wszystkie minuty, jakie poświęcam własnym pracom. Patrzyć, czy aby na pewno daję sobie wystarczająco wiele luzu, by nie okazać się hipokrytą, pisząc tego typu wpisy. Żyjemy w czasach, gdy klasyczne lenistwo jest najwyższą formą nagrody, której i tak sobie świadomie odmawiamy. Czy jest z tego ucieczka?