Storm Boy - krótkie ≠dobre
Drodzy, ostatnio mało czasu poświęciłem na pisanie, taki czas w świecie akademickim, że się multum spraw dzieje (np. sprawdzam kolokwia i płaczę). Ciężko więc przelać coś na elektroniczny papier. Ba, nawet na granie niewiele jest czasu, głównie w wolnych chwilach roluję w Katamari lub staram się pokonać białych wędrowców w Reigns: Game of Thrones. Nie mniej jednak moja gierkoteka żyje i stale się powiększa (już ponad 550 tytułów na różne platformy). Wiem, że takie małe wypiardki jak podgląd Strom Boy'a mało kogo interesują, skorzystam więc z okazji i zamieszczam dla dociekliwych kiepskiej jakości zdjęcie kawałka mojego gaming room'u. A wpis może i mało ambitny, może trochę ku przestrodze, ale głównie z taką motywacją własną, że choćby nie wiem ile na głowie było, muszę publikować, bo bardzo ważna jest ciągłość w tym, co próbuję tu robić.
04.06.2019 | aktual.: 11.07.2019 22:43
Wracając do właściwego tematu: przeważnie tytuły dla nowych wpisów tworzą się same, bo gry, które przyszło mi opisywać, coś oferowały i to coś rzucało się w oczy, nawet jeśli było schematyczne czy do bólu powtarzalne. Możemy więc teraz pomyśleć, że Storm Boy'a ciężko wrzucić w jakieś ramy. Bynajmniej - to fatalna produkcja i nie wiem jakim cudem znalazła się w sklepikach Sony i Nintendo.
Jasne, fabularnie coś tu jest. Idziemy małym bohaterem do przodu, odkrywając historię jego urokliwej przyjaźni z pelikanem, stworzeniem niezwykle rozumnym i bohaterskim. Jest tu radość, napięcie, jest i morał jak na opowieść dla dzieci przystało, ale niekoniecznie należy to konsumować z padem w ręku. Wygląda na to, że materiał źródłowy jest co najmniej dobry, bo to najjaśniejszy punkt tej produkcji i może to właśnie do niego lepiej sięgnąć (ale ja już tego nie zrobię, poznałem historię w najgorszy możliwy sposób). Zainwestujcie więc w książkę, bo:
- Za 8,25 złotego (tyle kosztowała mnie gra w promocji na PS Store) możecie pójść na lody.
- 30 minut, które przyjdzie Wam poświęcić na tę grę, lepiej jest przeznaczyć na bardziej atrakcyjne czynności, nawet wpatrywanie się w sufit.
- Nigdy nie czepiam się braku języka polskiego, ale serio - gra dla dzieci z tak marginalną ilością dialogów nie ma chociażby rodzimych napisów? Okej, można by się z dzieckiem pouczyć angielskiego, choć to niezbyt atrakcyjny sposób na poznawanie języka.
- Wreszcie rzecz najważniejsza - konstrukcja gry. Chłopiec idzie, pojawia się kawałek dialogu, pojawia się mini gra. Zbieranie muszelek, karmienie pelikanów, latanie pelikanem, zabawa w aportowanie. Zestaw aktywności jest absolutnie beznadziejny, nudne to jak cholera, ciężko mi uwierzyć w to, że jakieś dziecko mogłoby się przy tym dobrze bawić. Jak tylko o tym myślę, chce mi się spać. Może taki był zamysł? Pierwsza na świecie gra do usypiania dzieci (i dorosłych najwyraźniej)? Jeśli tak - Blowfish, cofam zarzuty!