StarCraft 2 - recenzja
To miał być hit i jest. Mimo zachowawczości i drastycznie wysokiego poziomu trudności Starcraft II sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Czy to znak, że logo Blizzrda sprzeda nawet dymiącą kupę zawiniętą w niebieski papierek? Czy może ta gra po prostu ma w sobie magię?
06.08.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Nasze wrażenia z kampanii dla pojedynczego gracza znajdziecie tutaj.
Powiem wprost - Starcraft II wyprowadził z równowagi. Nie zdenerwował. Nie wkurzył, tylko zmusił do używania znacznie cięższych słów. Kląłem na czym świat stoi przegrywając kolejny meczyk z komputerem. Krew mnie zalewała, kiedy żywi gracze łoili mi skórę, bo zapomniałem na coś kliknąć, albo kliknąłem nie tam gdzie trzeba. Nienawidziłem Blizzarda, za kopiowanie samych siebie. Byłem zniechęcony. W końcu nastąpił przełom.
Po przejściu kilkunastu misji z trybu single, stwierdziłem, że to nie ma sensu. Historia Jima Raynora średnio mnie obchodzi, bo choć przerywniki są śliczne, a scenariusz nawet całkiem sprawnie napisany, to oranie Terranami kolejnych poziomów po prostu mnie nie bawi. Starcraft II w singlu jest bowiem tak staroświeckim RTSem, że po prostu odechciewało mi się grać. Blizzard (chyba z rozmysłem) zamknął na 12 lat oczy i nie oglądając się na nikogo, zdecydował się zrobić klona. Autorzy nie spojrzeli w stronę Empire at War, Company of Heroes, czy Dawn of War II. Wyszli ze słusznego wniosku, że ich fani nie chcą zmian. Chcą tej samej gry, tylko w nowym opakowaniu - nostalgicznej jazdy w przeszłość, która pozwoli się im poczuć jak za młodu. W singlu tego nie kupuję. Co innego w multi.
Husky - mój nowy Szaranowicz Husky'ego namierzyłem przez znajomych, którzy aktywnie grają w SCII. Ktoś, gdzieś wkleił jakiś replay i zaskoczyłem. Zawsze miałem słabość na punkcie e-sportów, i od dawna lubiłem oglądać powtóri. Husky to amerykański pr0player, który wraz z kolegą, (noszącym ksywę HD Starcraft), zajmuje się komentowaniem meczów profesjonalnych graczy grających na poziomie platynowej ligi. Gra od 12 lat, zna na wylot wszystkie sekwencje rozbudowy (buildy) i strategie makroekonomiczne i w stosunkowo prosty sposób mówi o nich w trakcie swoich videocastów. Oglądanie i słuchanie Husky'ego wciągnęło mnie jak dobry serial, czy może raczej seria wydarzeń sportowych. Przeciwnicy nadużywania słowa sport mogą sobie gardłować - dla mnie nie ma wielkiej różnicy w oglądaniu meczu piłkarskiego z komentarzem Szaranowicza i bitwy z komentarzem Husky'ego, czy innego z videocasterów (zresztą nie tylko starcraftowych). Dziesiątki filmów z bety posłużyło mi za bazę naukową - jak grać moją ulubioną rasą, czyli Protossami.
Przejście do trybu multi jest w Starcrafcie II bolesne jak w mało której grze. Single zupełnie nie przygotowuje do grania w sieci. Nawet Terranami nie da się za bardzo podłapać trików, bo tylko 50% jednostek występuje w obu trybach. Na początek próbowałem skirmishy z komputerem, które pozwoliły mi poczuć smak prawdziwego upokorzenia. Kiedy sztuczna inteligencja na medium trzeci raz z rzędu rozjechała mi bazę w 8 minucie, chciałem dosłownie rozwalić klawiaturę Po którymś razie w końcu się udało - wykuty na pamięć build zadziałał i komputer poległ.
Przyszedł czas na sprawdzenie się z żywymi przeciwnikami. Jak już wspomniały chłopaki w swojej relacji dwóch lamerów konstrukcja lobby multiplayerowego i spięcie gry z battle.netem to arcydzieło. Początkujący gracz może wziąć udział w lidze dla noobów, w której gra się na specjalnie przerobionych mapach uniemożliwiających rushowanie. W dowolnym momencie można przejść do 10 meczy pozycjonujących, które umieszczają gracza w odpowiedniej dostosowanej do niego lidze. Doskonały system kojarzenia przeciwników dba o to, by gracze byli na podobnym poziomie. Zapisujące się automatycznie replaye można do woli przewijać, w specjalnych menu sprawdzać poszczególne statystyki, ucząc się na błędach swoich i wroga. "Używanie" gry jest takie jak w każdym produkcje Blizzarda - perfekcyjne.
Poziom 0 Urok Starcrafta II leży w widowiskowości i dynamice starć. W grach na najwyższym poziomie liczą się dosłownie sekundy, a pojedynczy robotnik odciągający na kilkanaście drogocennych sekund robotników wroga od wydobywania zasobów, może (nie, to nie żart) zaważyć na wyniku meczu. 12 lat to szmat czasu, w trakcie którego wykrystalizowały się idealne schematy rozbudowy. Wielu graczy coś takiego zniechęca, zwłaszcza że w skuteczny atak podstawowymi jednostkami może zakończyć rozgrywkę przed 10 minutą, albo przynajmniej całkowicie "zwarzywić" przeciwnika. To ta cecha Starcrafta jest według mnie głównym generatorem wkurzenia. Ale kiedy uda się już ogarnąć całość na tyle, że wiemy co robimy i do czego zmierzamy, kiedy uda się odnieść pierwszych kilka zwycięstw, okazuje się, że nie taki diabeł (Diablo?) straszny, jak go malują.
Rozgrywka toczy się tu na dwóch poziomach - makro i mikro. Makro to dobór odpowiednich budynków i jednostek, dbanie o rozwój ekonomii i wydatnego wydawania zarobionych surowców. Mikro to sprawność w klikaniu - szybkim wybieraniu oddziałów, wyznaczaniu celów i używaniu specjalnych zdolności. W dużym uproszczeniu, w SCII makro to strategia, a mikro to taktyka. Każda strategia ma swoją kontr-strategię, których trzeba się nauczyć (bardzo pomaga w tym oglądanie wymienionego Husky'ego, czy HD). Szybkie palce to coś z czym człowiek się rodzi, ale (znów) wbrew pozorom, mikrowanie, przynajmniej na początku gry, nie ma aż tak kardynalnego znaczenia. Liczy się odpowiedni skład armii, dostosowany do strategii obranej przez przeciwnika. Klikanie, nawet z zabójczą prędkością (APMy można sobie sprawdzić potem na powtórce) nie pomoże, jeśli przeciwnik dysponuje oddziałami, których nasze nie mają jak uszkodzić.
Per aspera... czyli werdykt Pozostaje więc ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Trzeba mieć do tego pewien odpowiedni sposób odporności i wytrzymałości, ale nagrodą jest satysfakcja z wygranej i świadomość ogarnięcia bodaj najpopularniejszego e-sportu na świecie.
Konrad słusznie napisał, że z SCII jest jak z prawdziwym sportem. Fajnie się go ogląda, wnikanie w poszczególne buildy i strategie jest pasjonujące, a bitwy, gdy już wiemy kto walczy i jakich sztuczek używa, to istne wulkany akcji. I jak z prawdziwym sportem - nie każdy jest stworzony by czynnie grać. Wkręcenie się jest jednak łatwiejsze niż się wydaje i choć lojalnie ostrzegam, że ta gra może poważnie zdenerwować, to jednak warto się przemęczyć.
Redaktor Gnyp poprosił mnie o wystawienie całościowej oceny. Trudne to, bo single podoba mi się na jakieś 3+, za to w multi wkręciłem się na 6. Zachowawczość, która razi mnie w trybie dla jednego gracza, w trybie sieciowym zyskuje niezwykłego uroku. Dlatego całościowo jest jak jest.
Tadeusz Zieliński
StarCraft II: Wings of Liberty (PC)
- Gatunek: strategiczna
- Kategoria wiekowa: od 16 lat