Splendor - szybka, ekonomiczna karcianka
02.10.2016 22:14
W każdej turze możemy wykonać jedną z kilku akcji: dobrać trzy różne kamienie szlachetne, dobrać dwa tego samego koloru, bądź zarezerwować kartę i jeden złoty żeton – uniwersalny, którym możemy w przyszłości zastąpić każdy inny kolor na ręce. Do tego za zebrane klejnoty kupujemy karty rozwoju, których koszt jest wyszczególniony u dołu. Jest to o tyle istotne, że każda zdobyta w ten sposób karta pomniejsza koszt zakupu kolejnych o jeden minerał danego typu. Oprócz tego za te bardziej wartościowe i trudniejsze do zdobycia karty otrzymujemy, potrzebne do zwycięstwa, punkty prestiżu. Wygrywa gracz, który jako pierwszy zdobędzie ich piętnaście. Te można jeszcze otrzymać rekrutując szlachciców po spełnieniu wymagań na ich kafelkach.
Rozłożenie gry zajmuje do pięciu minut, a na wyjaśnienie zasad potrzebujemy poświęcić kolejne dwie. Jest to niewątpliwie sporą zaletą Splendoru gdy chcemy szybko rozgrzać szare komórki. Co ważne pomimo prostoty gra szybko nie nudzi. Pojedyncza potyczka trwa zazwyczaj około pół godziny jednak jeszcze mi się nie zdarzyło by starcie w Splendor skończyło się na jednym rozdaniu.
Na siłę tej pozycji składają się dwa czynniki: prostota zasad i głębia pod nią ukryta. Mechanika potrafi uzależnić. Dzięki temu łatwo zainteresować nowe osoby grą, a w przyszłości nietrudno znaleźć kogoś chętnego do potyczki. Wiele radości przynosi knucie własnej strategii czy zabieranie spod nosa innych graczy kart, na które chomikowali żetony. Możemy skupić się na wykupywaniu wielu tanich kart by w późniejszym etapie gry szybko pozyskiwać te bardziej wartościowe – dające prestiż, niemal nie płacąc za nie żetonami. Albo skupimy się z początku na rozwoju droższych obszarów licząc na szybkie zwycięstwo. Każda z wybranych ścieżek ma swoje plusy i minusy. Dzięki temu, że mamy spory wpływ na rozgrywkę, porażka wydaje się być sprawiedliwa, a wygrana przynosi tym więcej satysfakcji.
Na pochwałę zasługuje również wykonanie gry. Żetony leżą pewnie w dłoni i zaskakują ciężarem przypominając sztony pokerowe. Ilustracje są ładne i czytelne. Przedstawiają kopalnie, karawany, żaglowce czy szesnastowieczne witryny sklepów. Ponadto na każdej karcie czy kafelku znajdziemy czytelne informacje z kosztem ich pozyskania. Co również cieszy to fakt iż zadbano o wytłoczkę pudełka, dzięki której łatwo posegregujemy wszystkie elementy.
Właściwie ciężko się do czegoś przyczepić – rozgrywka zazwyczaj jest dość emocjonująca i szybka. Oczywiście bywają partie gdy trafimy na gracza cierpiącego na syndrom paraliżu analitycznego, który, za każdym razem, prócz dwudziestu ruchów w przód rozpatruje wpływ koniunkcji sfer na składanie tarła przez węgorza europejskiego. Za to jednak nie można winić gry. Ponadto dla graczy, którzy na planszówkach zjedli własne zęby, Splendor może wydawać się zbyt prosty. I nie da się ukryć, że jako pozycja nastawiona na lżejszą zabawę, niedzielni gracze doceniają ją najbardziej. Chociaż organizowane od czasu do czasu turnieje, na których do wygrania jest żywa gotówka zdają się temu przeczyć. Czasami też, po wielu partiach, potrafi dopaść znużenie i chęć zagrania w coś innego. Dlatego, według mnie, Splendor świetnie sprawdza się jako rozgrzewka lub przerywnik między większymi tytułami. Sądzę również, że zasady gry mogą opanować nawet kilkuletnie dzieci zapewniając rozrywkę całej rodzinie. Ja zdecydowanie polecam, choć, jak wcześniej wspomniałem, podczas dłuższej sesji z grami planszowymi Splendor może zmęczyć.