South Park: The Fractured But Whole - recenzja. Od bytu czar
A właściwie od dwóch bytów - Matta Stone'a i Treya Parkera.
O Boże, ale to była przygoda. Piszę to świeżo po zobaczeniu ostatniej sceny, z podłogi, próbując dźwignąć się z powrotem na fotel. Ci, którzy oglądają South Park, mogą to sobie porównać do tych najlepszych odcinków, w których absurd goni absurd, eskalacja to już jest, kurczę, wybitnie elokwentny sposób na określenie rozwoju wypadków, a na koniec dostajemy taką puentę, że możemy tylko spaść z krzesła. Kijek Prawdy był niesamowity i gdyby nie This War of Mine, byłby moją grą roku 2014. The Fractured But Whole jest jeszcze lepszy.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Ubisoft San Francisco
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor w Polsce: Ubisoft Polska
Wersja PL: Tak
Data premiery: 17.10.2017
Wymagania: Intel Core i5 2400 / AMD FX 4320, 6 GB RAM-u, NVIDIA GeForce GTX 560Ti/Radeon HD 7850
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Obrazki pochodzą od redakcji.
To o tyle cudowne, że przecież przed premierą wiele sygnałów odpalało pajęczy zmysł graczy. Brak Obsidian Entertainment, liczne opóźnienia, średni poziom ostatniego sezonu serialu. Nauczeni doświadczeniem próbowaliśmy się za bardzo nie napalać. I może to i lepiej? Teraz tym pyszniej smakuje każda godzina spędzona z Szopem i Przyjaciółmi. A może z Kumplami Wolności?Elfy, rycerze i czar-mary są lamerskie. Fajne dzieciaki bawią się teraz w superbohaterów. Drewniane miecze i młotki zamieniają więc na supermoce, a szlacheckie pochodzenie zastępują traumatycznymi historiami, które popchnęły ich do walki z przestępczością. Jasne, Batman miał kiepsko, bo jako dziecko widział morderstwo swoich rodziców, ale co jeśli ty stałeś się mścicielem, bo w młodości zobaczyłeś, jak twój ojciec... bzyka twoją mamę? Jedna z dwóch osób, którym bezbrzeżnie ufałeś... zrobiła takie świństwo twojej własnej mamie. Nic już potem nie było takie samo. Tej pamiętnej nocy poprzysiągłeś, że będziesz walczył ze złem we wszelkiej formie.Wiadomo jednak, że nie to jest twoją główną motywacją podczas strzeżenia sprawiedliwości na ulicach South Parku. Zarówno ty, jak i twoi koledzy po fachu tępicie przestępczość, by stworzyć potężną, superbohaterską markę, wyprodukować dziesiątki filmów podzielonych na trzy fazy i zarobić na tym miliony dolarów. Niestety, gdy członkowie drużyny nie mogą się dogadać, czyj film powinien pojawić się pierwszy i kto potrzebuje oddzielnej serii na Netfliksie, dochodzi do rozłamu. Jedni zbierają się pod nazwą Szop i Przyjaciele, drudzy dają początek Kumplom Wolności, idąc za przewodnictwem przykutego do wózka profesora Xav... tfu, Doktora Timothy'ego (Timmy!!!).Rozpoczyna się wojna bohaterów. Do tego z ulic miasteczka zaczynają znikać koty. Za odnalezienie jednego z nich pojawia się nawet nagroda pieniężna w wysokości stu dolarów. Czy istnieje lepszy sposób, by zdobyć środki na rozkręcenie własnej superbohaterskiej marki?Matt Stone i Trey Parker, ojcowie South Parka, są mistrzami w swoim fachu, ale nawet im zdarzają się momenty gorsze lub "zaledwie" w porządku. Serial tworzą w końcu od 21 lat - niemożliwe jest, by przez taki czas utrzymywać zawsze najwyższy poziom. W scenariuszu The Fractured But Whole wspinają się jednak na swoje wyżyny, dołączając sequel gry do zacnego grona najlepszych odcinków w rodzaju "Imaginationland", "Make Love, Not Warcraft" czy "Black Friday Trilogy". Bo historia w Kijku Prawdy może i była dobra, ale tutaj jest dwie klasy wyższa.Już sam przytoczony wyżej fundament fabularny nabijający się z Marvela, DC Comics i ogólnie komiksowej kultury bawi i niejednokrotnie zachwyca błyskotliwością. Tyczy się to zarówno głównych wątków, jak i najmniejszych detali w rodzaju superbohaterskich rękawiczek zimowych z przyklejonymi taśmą magnesami czy faktu, że każdy bohater musi mieć swój kryptonit. A wiecie, jak nazywa się dziewczynka, której mocą jest nadludzka obsługa smartfonów? Call Girl (po polsku niestety mniej trafna Dziewczyna na Telefon). Z kolei Scott Malkinson, z którego dzieciaki zawsze śmiali się, bo miał cukrzycę, tutaj przyjmuje tożsamość Kapitana Cukrzycy, zyskującego niezwykłą siłę po zjedzeniu słodyczy. Człowiek Latawiec musi mierzyć się ze sobą z alternatywnego uniwersum, a najszybszym człowiekiem na Ziemi zostaje, oczywiście, chodzący o kulach Jimmy. Twórcy gry bawią się konwencją z wprawą geniuszy.Wiadomo jednak, że na komiksach się nie kończy. The Fractured But Whole bierze na warsztat wszystko, co popadnie, od rasizmu, przez social media, po wszelkie klisze kinematografii, z typową dla serialu radioaktywną dawką szaleństwa, absurdu i obrazoburczości. Inteligentna satyra miesza się z klozetowym (jakże dosłownie) humorem, skutkując i zatrzęsieniem celnych żartów, i historią, w której nigdy nie wiemy, co czai się za rogiem. A tam czyha choćby garść plot twistów, makabrycznie ciężki wybór moralny czy, co gorsza, Kanye West.
Do tego dzieci pozostają dziećmi. Gdy przeciwnicy rozrzucają przed wejściem do domu czerwone klocki Lego i mówią, że to lawa, nie ma bata - nie przejdziemy, bo to przecież lawa. Gdy podczas walki na ulicy nadjeżdża samochód, trzeba wyciszyć dramatyczną muzykę, zejść na chodnik i odczekać w chwilowym rozejmie, aż znowu zrobi się pusto. Cała gra oddycha tego typu smaczkami. Mógłbym wymieniać je przez wiele, wiele akapitów, podobnie jak rozsiane na każdym kroku nawiązania do przebogatej spuścizny serialu. Ale zamiast tego przejdźmy po prostu do mechanizmów rozgrywki, m'kay?Kijek Prawdy odniósł sukces nie tylko dlatego, że bezbłędnie oddawał ducha kultowego serialu - był też po prostu solidnym, choć mocno uproszczonym, RPG-iem. Miałem jednak dwa drobne problemy związane z tą grą: była zbyt krótka i zbyt łatwa.We Fractured But Whole obie kwestie poprawiono. W jedynce na najwyższym poziomie trudności w jakieś siedemnaście godzin zrobiłem wszystko, co było do zrobienia. Tutaj do podobnego poziomu ukończenia dotarłem po dwudziestu siedmiu godzinach. I o ile w Kijku Prawdy na koniec czułem lekki niedosyt, nawet niekoniecznie negatywny, o tyle tutaj długość jest naprawdę solidna, a finał w pełni - oj, jeszcze jak - satysfakcjonujący. Nie wspominając o tym, że w 2018 czekają nas dwa fabularne DLC-ki.Jeśli zaś chodzi o walkę... Tutaj chyba pojawia się największa zmiana względem jedynki. Bijemy się w dalszym ciągu turowo, ale teraz bohaterowie poruszają się po polu bitwy zamiast stać w miejscu. Duże znaczenie ma to, w jaki sposób się ustawimy, bo ataki mają najróżniejsze pole rażenia czy nawet czas działania, a do tego dochodzą choćby bonusy, jeśli przeciwnik obrywa między dwoma postaciami. Wprowadzenie ruchu diametralnie zmienia specyfikę walk, nadając im znacznie większej głębi.A rodzajów przeciwników - od szóstoklasistów z balonikami z moczem do Koreańczyków udających ninja, i innych cudów, których grzechem byłoby wam zdradzać - jest cała masa. Oprócz stałej reprezentacji wrogów dochodzi wiele jednorazowych starć z bossami czy minibossami, a te bardzo często wprowadzają do zasad potyczki jakiś modyfikator, jak na przykład konieczność ucieczki czy eliminacji konkretnej postaci. Zdarza się nawet, że na czas walki otrzymujemy jednorazowo specjalną zdolność, która nie tylko ma diabelnie skuteczny efekt humorystyczny, ale i ciekawie wywraca całe starcie. Momenty, gdy narracja zazębia się w taki sposób z trybikami samej rozgrywki, zostają w głowie. Ba, nawet gdy nie dzieje się nic ważnego, uczestnicy bitwy nieustannie rzucają pocieszne komentarze. Ich liczba jest, oczywiście, skończona, ale na tyle duża, że powtórki nie irytują.Aktualnie emitowany jest 21. sezon serialu. Z tej okazji odcinek z zeszłego tygodnia, "Franchise Prequel" (S21E04), nawiązuje do superbohaterskiego wątku, stanowiąc luźny wstęp do The Fractured But Whole. Nie jest to, oczywiście, pierwszy raz kiedy bohaterowie przywdziali swoje kostiumy. Oto lista poprzednich odcinków z Szopem, Człowiekiem Latawcem i spółką:
- "The Coon" (S13E02)
- "Coon 2: Hindsight" (S14E11)
- "Mysterion Rises" (S14E12)
- "Coon vs. Coon & Friends" (S14E13)
Mało tego, w walce naszą postać zazwyczaj wesprą trzej z aż dwunastu dostępnych superbohaterów. Każdy posiada cztery unikatowe zdolności - jedni sprawdzą się w zwarciu, sprzedając ciosy tak mocne, że odepchną wrogów, drudzy ustawią wieżyczki albo uleczą, trzeci wyssą z wrogów krew, przyzwą Meksykanina albo wrócą na pole bitwy jako duch, by nawiedzać wrogów. Nasza postać również ma do dyspozycji kwartet umiejętności - ich zestaw możemy wybierać między walkami z puli czterdziestu supermocy rozsianych po dziesięciu klasach, do których dostęp otrzymujemy wraz z rozwojem fabuły. Ba, oprócz standardowej puli trików raz na kilka tur skorzystamy z potężnych pierdów odmieniających losy bitwy; źródłem naszych zdolności jest bowiem odbyt.Na tej rozpędzonej karuzeli śmiechu Ubisoftowi udało się stworzyć system walki, który nie tylko trzyma się, he, he, kupy, rozwijając założenia jedynki, ale i zwyczajnie angażuje - nawet jeśli odejmiemy magię licencji. Nad tymi starciami trzeba myśleć, szczególnie na najwyższym poziomie trudności. Wciąż uważam, że mogłoby na nim być jeszcze bardziej wymagająco, co nie oznacza, że tym razem nie stoczyłem trzech czy czterech starć wymagających wczytania ostatniego zapisu. A to już zdecydowany krok naprzód względem wojennie monotonnej jedynki.Kiedy nie walczymy, przemierzamy dwuwymiarowe uniwersum South Parka, rozmawiając z mieszkańcami miasteczka, rozwiązując skromne zagadki i robiąc sobie selfiaki ze swoimi followersami. Facebook z Kijka Prawdy zastąpiony jest bowiem Szopstagramem; tutaj również śledzące nas osoby lubią od czasu do czasu napisać śmieszny post czy wrzucić fotkę z zatrzęsieniem hasztagów.Ja z kolei lubiłem znajdować nowe kostiumy utrzymane w przeuroczym, dziecięcym duchu taniego cosplayu. Z początku poważnie zasmucił mnie fakt, że wszystkie te czapki i rękawiczki mają zastosowanie czysto kosmetyczne, nie dodając żadnych statystyk, potem jednak zrozumiałem decyzję deweloperów i jej radośnie przyklasnąłem. RPG-ową rolę sterydów przejmują bowiem artefakty - przedmioty nie pojawiające się jawnie na naszej postaci, za to dodające wszystkie te cyferki, których niezdrowo pożądać może każdy fan lochów, smoków i społecznej alienacji - tutaj większe obrażenia krytyczne, tam szybsze ładowanie specjalnej zdolności czy dwadzieścia punktów więcej dla Mózgu. Miejsce na ekwipowanie artefaktów jest ograniczone, a poszerzamy je wraz z wbijaniem kolejnych poziomów.Mamy więc element przedmiotów sprawiających, że jesteśmy silniejsi, jednocześnie jednak zyskujemy pełną dowolność w kwestii wyglądu. To działa. Zaskakująco wiele frajdy sprawia dobieranie kostiumu dla naszego bohatera, miksowanie maskotki rekina na głowie ze skrzydłami z dwóch starych klawiatur i malowanie pelerynki na fioletowo, opaski na oczy na żółto. A wszystko nie dlatego, że tak każą cyferki, nie, wszystko dlatego, że jesteśmy nagle bogami mody, bestiami dobrego smaku, a za naszą radą powinni ubierać się i Avengersi, i Strażnicy Galaktyki, i, cholera, X-Meni razem wzięci!Lwią część tych fantów odszukamy poprzez rozwiązywanie prostych zagadek logicznych z użyciem naszych zdolności opartych na pierdzeniu. Podobnie jak w Kijku Prawdy, tak i tutaj trochę szkoda, że twórcy nigdy nie nabierają odwagi na wyzwania nieco bardziej torturujące szare komórki, szczególnie że przecież gra nie jest przeznaczona dla dzieci. Pochwalić należy ich jednak za tempo rozgrywki - tytuł do samego końca rzuca w nas nowymi pomysłami, częstuje świeżymi umiejętnościami, nigdy nie stoi w miejscu. Tak powinno się projektować gry.No dobrze, ale coś musi w tej grze nie działać, prawda? Musi mieć jakiś kryptonit? Szkoda na przykład, że obiecujący żart z wyborem trudności na podstawie koloru skóry kończy się tak naprawdę tam, gdzie się zaczyna. Specjalnie stworzyłem czarnoskórego Słowaka, który nie utożsamia się z żadną płcią, by sprowokować scenariusz do ciekawych zakrętów, ale poza, przyznaję, zabawnym, treściwym gagiem z redneckami, gra raczej nie zwracała uwagi na moją rasę. Zgrzytnęło szczególnie podczas jednego questa, który zdecydowanie powinien wziąć to pod uwagę.The Fractured But Whole buguje się też trochę częściej niż Kijek Prawdy. Raz naczynia zmywały dwie mamy Cartmana i wbrew pozorom nie był to fabularny zwrot akcji. Innym razem podczas walki z bossem postać zablokowała się tak, że pomogło tylko wczytanie gry. Z dwa razy podczas kwestii dialogowej nie odpalił się też głos. Takie tam. Nie było tego dużo, ale zwróciło uwagę.Mam jeszcze nie tyle wadę, co spostrzeżenie: o ile Kijek Prawdy wiele miejsca poświęcał satyrze samych gier wideo, o tyle The Fractured But Whole robi to w bardzo minimalnym stopniu. Twórcy nie korzystają już niestety z tej idealnej okazji - może wszystkimi kąśliwymi przemyśleniami podzielili się w poprzedniej części, a może zwyczajnie tym razem obrali inny artystyczny kierunek. Tak czy inaczej nie nastawiajcie się na festiwal growych śmieszków.Zastanawiam się też, jak dobrze może bawić się ktoś, kto nie oglądał South Parka. Gra na każdym kroku czerpie bowiem z rozwijanego przez dwie dekady uniwersum. Dla fanów oznacza to raj na miarę Casa Bonity, ale inni mogą czasami podrapać się po głowie. Z drugiej strony podczas rozgrywki często przysiadali się do mnie moi dwaj współlokatorzy, obaj niesouthparkowi. Czasami śmiali się nawet częściej niż ja. Rzeczy, których nie rozumieli, nie były natomiast na tyle kluczowe, by zepsuć odbiór. Może być on zatem niepełny, nie tak soczysty jak dla fana, ale pozostaje pierwszorzędny.A wiecie, że w Polsce The Fractured But Whole prawie nazywało się W tył ku akcji? Szkoda, że nie wyszło. Gra posiada jednak kinową polską wersję językową. Ta daje radę, choć jeśli ktoś ma wybór, zalecam w pełni angielskie doznanie, bo zdarzają się nieporadne próby przetłumaczenia oryginalnych żartów słownych albo slangu. Dziewczyna na Telefon nie brzmi tak dobrze jak Call Girl, a Rybia Ciota ma jednak inny wydźwięk niż Gay Fish.Wybaczcie mój kanadyjski, najdrożsi kumple, kumpele, przyjaciele, koledzy, koleżanki, znajomki i ziomki, ale South Park: The Fractured But Whole to najzwyczajniej w świecie zajebiście dobra, przezajebiście śmieszna gra. Spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje, dając nawet więcej niż byście się spodziewali. Błyszczy i w walce, i scenariuszu, który jest - czasami na zmianę, czasami jednocześnie - absurdalny, błyskotliwy i głupkowaty. Stone i Parker od lat nie byli w takiej formie.Przygotujcie się na przejażdżkę bardziej absurdalną niż wszystkie komiksy, filmy i seriale o superbohaterach razem wzięte, przejażdżkę, która zaangażuje was w stu procentach. Od początku do samiutkiego końca, gdy trzeba będzie wyłączyć grę i wrócić do rzeczywistości znacznie dziwniejszej niż South Park, gdzie czyhają absurdy codzienności lub, co gorsza, Kanye West.Patryk Fijałkowski