Soldier of Fortune
To jest gra dla prawdziwych mężczyzn. Takich, którym widok krwi i pourywanych kończyn podnosi poziom adrenaliny. I tylko dla takich - wszyscy inni będą się słabo bawić.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 12:56
Soldier of Fortune
Adam Leszczyński
To jest gra dla prawdziwych mężczyzn. Takich, którym widok krwi i pourywanych kończyn podnosi poziom adrenaliny. I tylko dla takich - wszyscy inni będą się słabo bawić.
Bohaterem „Soldier of Fortune” jest John Mullins, emerytowany żołnierz sił specjalnych Stanów Zjednoczonych ze stażem w Wietnamie. Mullins pracował później jako „prywatny konsultant” (to znaczy najemnik) na całym chyba świecie, od Angoli po Salwador. Obecnie zarabia głównie na pisaniu książek i scenariuszy filmowych, w znacznej części o sobie.
Mullins użyczył swojej osoby także grze komputerowej. Teraz wszyscy możemy przekonać się, jakim był twardzielem. Schwarzenegger i Stallone mają wprawdzie większe muskuły, ale we wszystkich swoich filmach nie położyli trupem tylu przeciwników, ilu John Mullins załatwia w jednej grze komputerowej.
W kategorii gier, które polegają wyłącznie na strzelaniu, „Soldier of Fortune” na pewno może zająć pierwsze miejsce pod względem liczby brutalnych scen, jakie oglądamy. Jest na pewno znacznie bardziej brutalny niż „Quake”, którego przypomina zasadami i rozwiązaniem graficznym (zresztą tzw. engine gry został zapożyczony z „Quake II”). Gdyby nie to, że trupy przeciwników po pewnym czasie znikają, dookoła konsultanta Mullinsa gromadziłyby się ich stosy. Punkty dostajemy za rozmaite formy zabijania: osobno za strzał w głowę, w splot słoneczny i rozerwanie przeciwnika na kawałki - taką ponurą statystykę serwuje nam gra na końcu każdego etapu.
Same sceny zgonów są zresztą bardzo widowiskowe - nie będę ich tutaj opisywał, ale wystarczy powiedzieć, że autorzy niczego nam nie oszczędzili. Całe szczęście, że można to wyłączyć. Jednak nawet wtedy „Soldier of Fortune” zdecydowanie nie jest grą dla dzieci.
Kiedy wytniemy z gry brutalne sceny, okaże się, że pozbawiliśmy ją w zasadzie głównej atrakcji. Scenariusz przypomina przygody Jamesa Bonda, tyle że opowiedziane bez wdzięku i poczucia humoru. Otóż międzynarodowa organizacja terrorystyczna wykradła ze źle strzeżonej rosyjskiej bazy kilka głowic jądrowych i szefowie obarczyli konsultanta Mullinsa zadaniem odzyskania zguby. Mullins będzie szukał jej m.in. w Nowym Jorku, Kosowie, Ugandzie, za kołem polarnym i na Dalekim Wschodzie. Gdyby zimna wojna się nie skończyła, przeciwnikami Johna Mullinsa byliby zapewne demoniczni agenci KGB - teraz muszą mu wystarczyć nowojorscy gangsterzy, serbscy nacjonaliści oraz skośnoocy terroryści. Rosjanie mimo wszystko pozostają podejrzani: w Kosowie strzelają do naszego bohatera ze snajperskich karabinów i razem z Serbami próbują wysadzić kwaterę sił NATO za pomocą bomby atomowej (którą chyba wcześniej musieli sobie sami ukraść, bo przecież bomby wykradziono z rosyjskiej bazy wojskowej).
Słabemu scenariuszowi odpowiada dość przeciętna grafika: chociaż ze zmodyfikowanego „silnika” starego „Quake'a II” wyciśnięto tyle, ile się da, to i tak gra wygląda gorzej niż np. „Unreal”, a efekty świetlne pozostają na przyzwoitym, lecz wcale nie rewelacyjnym poziomie. Także większość poziomów przypomina klaustrofobiczne korytarze „Quake'a”: poruszamy się albo w podziemiach stacji metra (Nowy Jork), albo podziemiach wojskowej bazy (Kosowo).
Bohatera wyposażono w realistyczną broń (konsultantem był oczywiście oryginalny John Mullins) i zadbano o to, żeby ginął od kilku strzałów wroga, a nie - jak w większości podobnych gier - od kilku serii. Inną nowość stanowi wprowadzenie ograniczonej możliwości zapisywania stanu gry: w najtrudniejszym wariancie w ogóle nie możemy tego robić i wirtualny konsultant, podobnie jak w życiu, myli się tylko raz.
Na tym jednak realizm się kończy. Nie jestem i nigdy nie będę komandosem, ale wydaje mi się, że żaden przedstawiciel tej profesji nigdy nie położył trupem dwustu przeciwników w ciągu jednej misji (a tylu Serbów trzeba zabić w Kosowie). To może zdarzyć się tylko w niesmacznych filmach klasy C oraz, oczywiście, w grach komputerowych klasy C.
Soldier of Fortune
Producent: Activision
Dystrybutor: LEM
Minimalne wymagania sprzętowe: Pentium II 266 Mhz, 32MB RAM, akcelerator grafiki trójwymiarowej
Cena: 189 zł