Otóż nic bardziej mylnego.
Zupełnie zaciąłem się w części pomieszczenia za blokadą. Czułem, że po prostu brakuje mi narzędzi do jego rozpracowania. I tu przydały się lekcje języka polskiego, gdzie mówiło się o strzelbie Czechowa, które to prawo doskonale przekłada się na większość wirtualnych łamigłówek: jeśli coś jest w okolicy, pewnie prędzej czy później będzie trzeba tego użyć. Zupełnie z drugiej strony komnaty były lustra, których jeszcze nie zatrudniłem do żadnego z rozwiązań.Przy ich pomocy udało mi się przestawić pierwszy pstryczek bez wysadzania go bombą (a więc zachowałem ją na później), jednocześnie będąc zmuszonym do wykorzystania kolejnej fantastycznej mechaniki Ittle Dew. Otóż sfera teleportacyjna, którą tak ochoczo szastam w każdym z rozwiązań, wcale nie musi przyjmować statecznych obiektów. Można w nią wpakować obiekt poruszający się i, co ważne, po przeteleportowaniu go, zachowuje on pęd i kierunek. A przeteleportować można nie tylko siebie czy bombę, ale również wystrzelony przez bohaterkę lodowy pocisk. I zrobiła się z tego łamigłówka logiczno-zręcznościowa, bo trzeba było tak mierzyć strzały, żeby przenieść pocisk w dobrym kierunku.
Czasem myliłem się tak, że zamiast pocisku teleportowałem samego siebie w kolce, ale Ittle Dew ma w swoich ekwilibrystycznych rozwiązaniach tyle uroku, a do tego po pierwszym rozwiązaniu zagadki powtarza się ją w ciągu kilkunastu sekund właściwie, że ani trochę mi nie było szkoda.
A w zamian dostałem dostęp do wyzwania wymagającego jeszcze ciekawszych sztuczek magiczek.Pewnie trochę przesadzam, w końcu jeśli chodzi o stopień skomplikowania malutkiemu Ittle Dew daleko do Divinity: Original Sin, które też i ze dwa lata temu zostawiłem rozkopane w trzecim rozdziale i nie mam już pojęcia, czy uda mi się wrócić i skończyć przygodę.Niemniej jednak dobrze się czasem zachwycić, jak zmyślna potrafi być niby to prosta gra logiczna. Przynajmniej kiedy nie próbuje udawać, że potrafi stawić przeciw graczowi interesującego bossa (tu za drzwiami czekał na mnie Psyduck po pakerni) - dla takich będę jednak musiał wrócić do Monster Hunter World.
Paweł Kumor