Silent Hunter II
Producenci nie rozpieszczają miłośników podwodnych symulacji nadmiarem gier. Po dużym sukcesie „Silent Huntera” wiele osób z napięciem wyczekiwało jego drugiej, długo przygotowywanej części. „Silent Hunter II” pozostał jednak wierny tradycji - kierujemy w nim legendarnymi niemieckimi U-Bootami, które siały postrach na morzach w ciągu drugiej wojny światowej.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:10
Silent Hunter II
Producenci nie rozpieszczają miłośników podwodnych symulacji nadmiarem gier. Po dużym sukcesie „Silent Huntera” wiele osób z napięciem wyczekiwało jego drugiej, długo przygotowywanej części. „Silent Hunter II” pozostał jednak wierny tradycji - kierujemy w nim legendarnymi niemieckimi U-Bootami, które siały postrach na morzach w ciągu drugiej wojny światowej.
Silent Hunter II
W odmętach symulacji
Producenci nie rozpieszczają miłośników podwodnych symulacji nadmiarem gier. Po dużym sukcesie „Silent Huntera” wielu graczy z napięciem wyczekiwało jego drugiej, długo przygotowywanej części. „Silent Hunter II” pozostał jednak wierny tradycji - kierujemy w nim legendarnymi niemieckimi U-Bootami, które siały postrach na morzach w ciągu drugiej wojny światowej.
Przyjdzie nam wypełniać zadania mocno osadzone w historycznych realiach. Powiedziałbym nawet, że zbyt mocno. Otóż wszystkie misje zostały tak dokładnie zaprojektowane przez autorów, że nie pozostawiono w nich wiele miejsca na przypadek - zarówno początkowe pozycje, jak i liczebność oraz sposób zachowania jednostek przeciwnika jest zawsze taki sam. Dlatego misje są „jednorazowego użytku” - przy następnym podejściu znika element zaskoczenia i niepewności, będący tak ważnym elementem w budowaniu nastroju podwodnej wojny.
To tym większy kłopot, że przebieg misji tworzących kampanię jest całkowicie liniowy. Jeżeli nie wypełnimy należycie celów postawionych podczas pierwszego zadania, nie mamy szans przejść dalej. Brak elementu losowego w połączeniu z liniowością misji daje nieco obłędny efekt, dobrze znany z filmu „Dzień świstaka”: określone zadanie musimy przerabiać do całkowitego znudzenia, zwłaszcza że znamy z góry przebieg wypadków. Takie rozwiązanie sprawdza się w grach spod znaku „Half Life”, gdzie można utknąć do czasu rozwiązania zagadki. W symulatorze po prostu złości.
Pusto na arenie
Współczesne symulatory wojenne przestały już być programami naśladującymi zachowanie pojedynczych jednostek. Teraz tworzy się gry oddające specyfikę szerokiego pola walki, gdzie istotne są nie tylko siły bezpośrednio zaangażowane w wypełnianą przez gracza misję, ale też jednostki działające „w tle”. Jednak twórcy „Silent Huntera II” zdają się nie zauważać takiej możliwości. Jeżeli w trakcie gry zdecydujemy się nagle popłynąć w siną dal, możemy być pewni, że czeka nas tylko samotność - nigdzie poza ustalonym terenem akcji nie napotkamy śladu wroga ni przyjaciela. Tam, gdzie jeszcze w poprzedniej misji roiło się od brytyjskich niszczycieli, w trakcie kolejnego zadania jest tylko spokojny ocean. Muszę przyznać, że w momencie, gdy to odkryłem, gra straciła wiele ze swojego uroku...
Gdy kadłub trzeszczy
Duży nacisk położono na realizm sterowania łodzią - tu nic „Silent Hunterowi II” nie można zarzucić. Wyraźnie można odczuć np. zmiany zachowania łodzi wywołane sztormową pogodą na powierzchni. Procedura awaryjnego zanurzenia robi tym większe wrażenie, że dźwięk w całej grze został doskonale dopracowany - zarówno odgłosy życia wewnątrz kadłuba, jak i te dobiegające z zewnątrz potrafią przyprawić o dreszcz emocji.
Dla gracza dostępnych jest 16 stanowisk wykorzystywanych do obsługi całego okrętu. Z czasem okazuje się jednak, że wykorzystujemy najwyżej połowę z nich. Stacja nasłuchowa czy binokular przydają się rzadko, kapitan łodzi spędza za to mnóstwo czasu nad mapą nawigacyjną. Szkoda, że jest ona, podobnie jak cała gra, dostępna najwyżej w rozdzielczości 800×600 pikseli. To poważna wada - zwłaszcza że program nie obciąża bardzo karty graficznej.
Osobnej wzmianki wymaga solidnie przygotowana instrukcja. Podobnie jak cała gra została ona dobrze spolszczona, choć w niektórych miejscach trafiają się literówki. Jednak cała książeczka, licząca niemal 140 stron, to rzadki wśród polskich dystrybutorów przykład solidnej wydawniczej roboty.
Wobec słabości istniejących misji rozwiązaniem mógłby się okazać edytor pozwalający na tworzenie własnych zadań lub opcja gry sieciowej. Edytora brak, a rozgrywka wieloosobowa ma być dostępna dopiero po wydaniu specjalnej „łatki'. Wiążą się z nią spore nadzieje, gdyż ma pozwolić na współpracę z powstającą jeszcze grą „Destroyer Command”. Walka z żywym przeciwnikiem dowodzącym niszczycielem zapowiada się bardzo ciekawie, tym bardziej że główną słabością „Silent Huntera II” są marnie opracowane misje, podczas gdy symulacja samego okrętu pozostaje na wysokim poziomie. Cóż, pozostaje czekać na możliwość prowadzenia sieciowych zmagań, a tymczasem zadowolić się tym, co jest - lub sięgnąć po produkt konkurencji.
Piotr Stanisławski
SILENT HUNTER II
- producent: Ubi Soft
- dystrybutor: Play-it
- minimalne wymagania: Pentium II 266 MHz, 64 MB RAM, akcelerator grafiki trójwymiarowej
- cena: 99 zł