Siege of Dragonspear zalicza bardzo kontrowersyjny start i to nie tylko za sprawą niedoróbek
Nowy dodatek do Baldur’s Gate jest nie tylko pełen błędów, ale też budzi bardzo skrajne emocje wśród graczy. Pytanie tylko, czy naprawdę do wszystkiego trzeba dziś dorabiać ideologię?
Siege of Dragonspear, czyli łączący fabuły Baldur’s Gate: Enhanced Edition i kontynuacji dodatek od studia Beamdog ukazał się 31 marca i raczej nie można powiedzieć, aby start należał do udanych. Wśród najczęściej wymienianych problemów jest wyrzucanie do pulpitu, błędy w zapisanych stanach gry, niedociągnięcia w scenariuszu, czy praktycznie niedziałający tryb multiplayer. Kiedy wczoraj wieczorem sprawdzałem recenzje na Steamie, Siege of Dragonspear miała oceny „w większości pozytywne”, dziś są to już „mieszane”.
To jednak nie koniec, bo poza licznymi bugami, dodatek wzbudza też niemałe kontrowersje. Od razu zaznaczam, że wszystko poniżej trailera zawiera delikatne spoilery.
Baldur's Gate: Siege of Dragonspear - Launch Trailer
Grze zarzuca się forsowanie pewnych poglądów i bój o poprawność polityczną. Chodzi o dwa przypadki. Pierwszy to zdanie, które w pewnym momencie wypowiada Minsc: „W bohaterstwie chodzi przede wszystkim o etykę”. Drugi natomiast dotyczy jednego ze sprzedawców, Mizheny, która jest transseksualistą i bardzo szybko dzieli się tą informacją z graczem.
Dwie postacie, z czego jedna praktycznie nieistotna dla fabuły gry, coś powiedziały. Koniec sprawy, proszę się rozejść. Tylko że nie wszyscy się rozeszli i część zaczęła robić z tego wielkie zagadnienie, co nie tylko pokazuje, w jak porąbanym świecie żyjemy, ale niestety udowadnia też, że wielu graczy mentalnie zatrzymało się na poziomie siedmiolatka. No bo jak inaczej nazwać fakt, że gra zbiera coraz więcej negatywnych opinii zarówno na Steamie, jak i GOG-u tylko z tego powodu?
Inna sprawa, że deweloperzy niespecjalnie robią cokolwiek, żeby załagodzić sytuację, a wręcz przeciwnie – ich wypowiedzi tylko dolewają oliwy do ognia. Szef studia, Trent Oster, wydał nawet oświadczenie w odpowiedzi na pytanie od serwisu TechRaptor:
Dalej jest jeszcze wypowiedź scenarzystki Amber Scott, będąca częścią większego artykułu na Kotaku.
W końcu tych dowcipów było dużo, czy tylko kilka? I po co w ogóle nakręcać i rozdmuchiwać całą sprawę? Skoro oba przytaczane przykłady są mało istotne dla fabuły, wystarczyło zrobić to, co kiedyś Obisidian z Pillars of Eternity. Tam niektórzy wkurzyli się na krótki wiersz autorstwa jednego ze wspierających grę na Kickstarterze. Ponieważ była to po prostu pierdoła, studio usunęło budzącą kontrowersje zawartość, wydało krótkie oświadczenie i tyle. Koniec tematu.
Podobnie było w przypadku Doriana w Dragon Age: Inquisition. Oburzenie wywołało określenie go przez Davida Gaidera „stuprocentowym gejem” w jednym z wywiadów. Chodziło o to, że Dorian był pierwszym bohaterem gry od BioWare, który miał opcję romansowania wyłącznie z mężczyznami. Gaider potem przeprosił i wyjaśnił, ze chodziło mu właśnie o to. Inna sprawa, że EA wycofało grę ze sprzedaży w Indiach ze względu na obowiązujące tam prawo dotyczące pokazywania nieprzyzwoitych scen, choć większość osób uważa, że chodziło po prostu o Doriana. Nie zmienia to faktu, że sprawa została szybko i sprawnie zakończona.
Tymczasem w przypadku Siege of Dragonspear temat cały czas się ciągnie, zupełnie niepotrzebnie. Rozumiem autorów, którzy chcieli delikatnie zamieścić w swoim dziele jakieś przesłanie i własne poglądy, jest to ich prawo jako twórców, rozumiem też niektórych graczy złych, że tak legendarna marka została wykorzystana w ten sposób. W tym wszystkim jednak ludzie zapominają, że w opinii wielu dodatek jest po prostu dobry. Jasne, ma błędy, które trzeba punktować, ale skupiajmy się tylko na tym, a nie na dorabianiu ideologii.