Sheep
Jeśli dość masz miejskich klimatów, chciwych korporacji i wiecznie dzwoniących telefonów, rzuć wszystko w kąt i zostań pastuchem. Praca nie jest trudna. Podstawowa sprawność manualna przy obsłudze klawiatury mile widziana. A i tematyka bydlęco-farmerska na fali - tyle się teraz mówi o pryszczycy i chorobie szalonych krów...
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:02
Sheep
PiotreS
Jeśli dość masz miejskich klimatów, chciwych korporacji i wiecznie dzwoniących telefonów, rzuć wszystko w kąt i zostań pastuchem. Praca nie jest trudna. Podstawowa sprawność manualna przy obsłudze klawiatury mile widziana. A i tematyka bydlęco-farmerska na fali - tyle się teraz mówi o pryszczycy i chorobie szalonych krów...
Pomysły genialne w swej prostocie odnoszą czasem największe sukcesy. Tak było w przypadku pierwszych gier - Ponga, Pacmana i Boulder Dasha. Jednak wraz z rozwojem komputerowej rozrywki, objętościowym i jakościowym przyrostem tytułów, genialnych pomysłów obserwujemy jakby coraz mniej. Ostatnią jaskółką, jaką dało się zauważyć, jest z pewnością święcąca triumfy w Internecie Deluxe Ski Jump, która zachwyca swą prostotą i grywalnością. Jeden Małysz, niestety, wiosny nie czyni, a postępująca wtórność w branży gier stała się faktem. Tym bardziej więc należy doceniać produkcje niekonwencjonalne. Sheep firmy Empire jest niewątpliwie jedną z nich.
Pomysł na Owcę
Pomysł na Owcę wywodzi się w linii prostej od pamiętnych Lemmings. Z pewnością wielu starszych graczy pamięta ten wielki hit na Amigę, w którym prowadziliśmy beztroską (a raczej - bezmyślną) gromadkę zielonowłosych lemingów (łac. lemmus lemmus) poprzez najeżone pułapkami, pełne niebezpieczeństw plansze. W Sheep generalnie jest dość podobnie. Owca domowa (łac. ovis aries) jaka jest, każdy widzi. To stworzenie stojąco-beczące, którego jedynym zadaniem jest przeżuwanie trawy i produkowanie wełny, co zresztą odbywa się bez owczej wiedzy i udziału. Dlatego też nie wypada się dziwić, iż stworzenie to nie grzeszy inteligencją. Na początku planszy otrzymujemy dziarskie stadko takich właśnie beznadziejnie głupich owieczek, które musimy bezpiecznie przepędzić na jej drugi koniec, kombinując przy tym, ile tylko się da, aby jak najmniej z nich wpadło po drodze do młockarni, pod kombajn, tudzież na ogrodzenie pod napięciem 220V.
Do całej owczej Odysei dorobiono nawet pomysłową historyjkę. Oto bardzo dawno temu, z odległej galaktyki przybyły na Ziemię owce: arcyinteligentna rasa bardzo zaawansowanych technicznie i mentalnie kosmicznych istot. Owce postanowiły pozostawić swych wysłanników na Ziemi, aby ci obserwowali rozwój inteligentnych form życia, które wówczas były jeszcze pływającymi w prekambryjskiej zupie pantofelkami. Niestety, owce nie przewidziały, iż badanie trwającej miliony lat ewolucji na dłuższą metę może być bardzo nudne. Tak więc stały, przeżuwały, przyglądały się, stały, przeżuwały i... tak już im zostało do dziś. Ale oto pewnego dnia inteligentni przodkowie powrócili i wybrali spośród ludzi (łac. homo sapiens) pasterzy, których zadaniem będzie odprowadzenie owiec do macierzy.
Historia, jak i cała gra Sheep, jest prosta, pomysłowa i zabawna. Na fakt, że fabuła tak naprawdę jest tu tylko pretekstem do pokazania szeregu dynamicznych i zrobionych z humorem animowanych scenek, nie wypada narzekać. Dobrze spełniają one swoją rolę, przyjemnie urozmaicając pasterskie obowiązki.
Gdzie owiec sześć...
Aby było jeszcze ciekawiej, autorzy z Minds Eye postarali się o odpowiednie urozmaicenia właściwej rozgrywki. Do przebrnięcia mamy 28 etapów podstawowych, pogrupowanych po cztery w 7 sceneriach (m.in. owcza ferma, średniowieczny zamek, park jurajski, futurystyczna stacja kosmiczna). Do tego, po odnalezieniu specjalnych statuetek, dochodzą etapy bonusowe. Może to być na przykład nowa odmiana znanej skądinąd gry w węża - tyle, że zamiast węża mamy tu przyrastającą liczbę owieczek, truchtających za naszym pastuchem.
Wchodząc na poziom wybieramy również rasę owiec, którą mamy zamiar przeprowadzić. Są ich cztery, a każda dysponuje nieco innymi umiejętnościami. Wiejskie są najgłupsze, ale za to wykazują się silnym instynktem stadnym. Miejskie natomiast szybko rozbiegają się na wszystkie strony, ale za to miewają przebłyski inteligencji. Po pewnym czasie zorientujemy się, że niektóre rasy lepiej pokonują niektóre poziomy: np. owce-technokratki nie wpadają z taką łatwością pod wszelkie pojazdy mechaniczne. Rozpoznanie tego typu zależności to klucz do sukcesu w Sheep.
Kluczem do sukcesu może być również odpowiedni dobór pasterza. Tu autorzy przedstawili nam cztery odmienne postacie - mobilną Ewę, silnego Adasia, Burka, nienajlepiej radzącego sobie z owcami Długowłosymi i Azorka, który ma wyjątkowy posłuch wśród swych podopiecznych. Specyfika grania każdym z bohaterów w sposób istotny wpływa na strategię działania. Np. psy lepiej utrzymują owce w stadzie i mają większe „pole oddziaływania” na nie, jednak bardzo słabo radzą sobie z nimi w wąskich i krętych przejściach.
Tyle teorii, a jak to wygląda w praktyce...? Wpadamy na kolejny poziom. Owce beczą i rozbiegają się dookoła. Czas ucieka. My uwijamy się jak w ukropie, otwieramy kolejne furtki, przełączamy dźwignie i staramy się utrzymać stado jako tako w kupie i przy życiu. Oczywiście będzie to trudne, bo owieczki lezą niefrasobliwie w każdą zastawioną przez autorów pułapkę. A przecież ich ochrona to zadanie pastucha. Od strony technicznej wygląda to mniej więcej tak: nasz bohater działa jak magnes - odpychając najbliższe owieczki. Pomimo dużej bezwładności i głupoty całego beczącego zbiorowiska, po paru minutach gry udaje się opanować sterowanie na tyle, żeby zauważyć pierwsze efekty. Oczywiście samo przeprowadzenie owiec nie byłoby wystarczająco ciekawą fabułą, dlatego też autorzy rozmieścili na poziomach szereg bonusów, kładek, katapult, taśmociągów, przełączników, mini-labiryntów i innych „przeszkadzajek”. Nierzadko trzeba się nieźle nagimnastykować, manualnie i intelektualnie, aby stadko szczęśliwie dotarło do celu.
Wszystko to okraszone zostało skoczną muzyczką i grafiką w kreskówkowym stylu, bardzo kolorową, ale jednocześnie przejrzystą. Ilość zabawnych animacji w tle jest wręcz przeogromna. Należy docenić pierwszorzędne poczucie humoru autorów. Grając w Sheepa co chwila zarykujemy się ze śmiechu, a niektóre pomysły czy scenki po prostu zwalają z nóg.
Pastuchologia stosowana.
Wystawienie Owcy końcowej noty jest dość trudne. Docenić wypada przede wszystkim kreatywność autorów i fakt, że ich gra to przedstawiciel zaniedbywanego ostatnio gatunku gier zręcznościowo-logicznych, który w swojej klasie od razu wysunął się na pozycję lidera. Produkt tandemu Minds Eye i Empire po prostu kipi od świeżych pomysłów i pierwszorzędnego humoru, wykonanie nie pozostawia wiele do życzenia, zaś całość posiada w sobie magiczną grywalność nazywaną czasem „czynnikiem just one more turn. Oznacza to mniej więcej tyle, że siedzimy przed komputerem godzinami, powtarzając sobie: „jeszcze tylko jedna próba, tylko ten jeden raz”...
Nie da się jednak ukryć, że nie jest to produkcja przygotowana z rozmachem równym Black & White, Sacrifice czy Giants. I nie mówię tutaj tylko o zaawansowaniu technologicznym, ale chociażby o samej długości gry. Trzydzieści parę poziomów to jednak troszkę za mało, nawet jeżeli założymy, że gracze będą pokonywać je setki razy w różnych konfiguracjach rasy i pasterza, aby tylko wpisać się na wyższym miejscu w tabeli wyników. Dla porównania, wydana pięć lat temu Lemmings: The Tribes miała poziomów zdrowo ponad setkę. Moim zdaniem również cena jest nieco wygórowana, gdyż tak naprawdę za 99zł otrzymujemy jedynie harmonijkową mini-instrukcję, pudełko z płytką, a poza tym - gigantyczną ilość powietrza w dużym kartonowym pudle. Co prawda w sklepach aktualnie znajduje się edycja Sheepa z gadżetem-pacynką, która może stanowić świetny prezent dla najmłodszych i dzięki której zakupienie Owcy za 99 zł może mieć jeszcze jakiś sens.
W sumie więc - mocne 6 i dodatkowo jeden punkt za świetne pomysły i dużą dozę fantazji autorów. To przyzwoita ocena dla przyzwoitej gry. Sheep to świetny „odstresowywacz”, który bez masywnej „klawiszologii” i rozbudowanych samouczków oferuje od razu to, o co naprawdę chodzi: rozrywkę. Ze względu na prostotę polecić ją można każdemu. Wciąga i dostarcza niesamowitej frajdy już po dziesięciu minutach. Frajdy, której sobie i Wam życzy Autor (łac. piotresus valhallosus)