Shadowman
Co z tego, że gra ma świetną grafikę, skoro miast straszyć - śmieszy, a wszelkie efekty specjalne nudzą się bardzo szybko? A na dodatek sam program zachowuje się jak widmo, które uparcie chowa się w zakamarkach twardego dysku...
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:01
Shadowman
Robert Leszczyński
Co z tego, że gra ma świetną grafikę, skoro miast straszyć - śmieszy, a wszelkie efekty specjalne nudzą się bardzo szybko? A na dodatek sam program zachowuje się jak widmo, które uparcie chowa się w zakamarkach twardego dysku...
Być może nie jestem odpowiednią osobą do recenzowania tej gry. Osobę odpowiednią trudno jednak byłoby znaleźć.
Życzyłem mu szybkiej śmierci
Warunkiem koniecznym do czerpania satysfakcji z gry komputerowej jest pewna doza empatii. Musimy w jakiś sposób wczuć się w bohatera (a w grach typu FPP - gdzie widzimy świat jego oczami - po prostu być nim), aby przejmować się jego losami, unikać śmierci, wypełniać misję i w ogóle się emocjonować. Tymczasem w przypadku gry „Shadowman” bardzo trudno tę empatię osiągnąć, a w moim przypadku było to wręcz niemożliwe. I nie zależało to ode mnie. Przy większości horrorów, filmów science fiction w rodzaju „Star Trek” czy komiksowych historii takich jak „Superman” - gdzie akcja jest niewiarygodnie przewidywalna, bohaterom amputowano psychologię i obdarzono ich niejasnymi motywacjami, a zło i dobro są czarno-białe - miast się przejmować, dostaję ostrego ataku śmiechu i przechodzę na stronę zła, życząc naszemu dobremu bohaterowi szybkiej i bolesnej śmierci. Coś takiego przydarzyło mi się także z „Shadowmanem”.
Głupie, śmieszne i mało oryginalne
Gra nie ma tej akcji, oryginalności, umiejętności zaskakiwania i klimatu, który czyni np. „Half-life” genialną rozrywką, a „Matrix” - genialnym filmem. Porcja banału i niedorzeczności, jaką musiałem przełknąć już w introdukcji, była tak pokaźna, że cała reszta, miast emocjonować, tylko mnie rozśmieszała.
Bo oto okazuje się, że znowu grozi nam apokaliptyczna inwazja zła. Ale tak się przypadkiem składa, że jest jeden człowiek-nieczłowiek, który może nasz świat zbawić. Nazywa się Mike LeRoi, mieszka w Nowym Orleanie - tajemniczym, umierającym mieście położonym na bagnach delty Missisipi w Luizjanie, miejscu kojarzonym z kultem voodoo, nakłuwaniem lalek-fetyszy, składaniem ofiar zmarłym, nawiedzonymi szamanami i innymi tego typu rzeczami, które Amerykanie określają wdzięcznym słowem bullshit. Nasz Mike w „ziemskim” wcieleniu zarabia na chleb jako płatny zabójca (żadna praca nie hańbi...), a w drugim zamienia się w Shadowmana: wojownika voodoo zdolnego funkcjonować w Świecie Śmierci. Misje wykonuje raz w jednym, raz w drugim wcieleniu.
Sama gra jest zaskakująco mało oryginalna i przypomina proste połączenie „Heretica” i „Tomb Raidera”. Wszystko, prawdopodobnie w celu wywołania mrocznego nastroju, utrzymane jest w tonacji brunatno-beżowo-szarej, a więc wygląda bardzo nużąco. Groźne dźwięki tylko śmieszą, ruchy naszego bohatera są takie, jakby cierpiał na chorobę Parkinsona, a jego ubranie - dżinsy i powiewająca biała koszula, czyli idealny strój na spacer środkiem bagien - nadają mu cechy idioty. I jak tu się z takim utożsamić?!
W moim komputerze straszy
Gra nie spodobała się zresztą nie tylko mi, ale też mojemu komputerowi. „Zenek” najpierw miał kłopoty z instalacją - „Shadowman” na dzień dobry zażądał przegrania na twardy dysk całej zawartości CD-ROM-u. Obraz nawet przy spokojnych ruchach postaci nie był płynny, a czasami w ogóle się zatrzymywał. Mój bohater wcale nie chciał wykonywać zadawanych mu z klawiatury ruchów, a dźwięki pojawiały się z opóźnieniem. Oczywiście nie mam wątpliwości, że nie było to winą mojego „Zenka”, który jest porządnym komputerem. Ja zaś, żeby zainstalować grę, nie muszę być zawodowym informatykiem, co daje luksus zrzucenia całej winy na producenta gry.
Sam „Shadowman” najwyraźniej zirytował się moim sceptycyzmem i poprzysiągł mi zemstę. Zawiesił komputer w trakcie wyinstalowywania programu w takim momencie, że przy ponownej próbie wyinstalowania dowiedziałem się, że gry już nie ma, a gdy chciałem go zainstalować (oczywiście tylko po to, żeby później wyinstalować) otrzymałem komunikat, że programu już przecież nie ma (!), chociaż w komputerze pozostały widzialne fragmenty jego zwłok. Zrozumiałem, że „Shadowman” nawiedził mój komputer i będzie już w nim straszył zawsze.
Shadowman
Producent: Acclaim
Minimalne wymagania: PC Pentium 166, 32 MB RAM, 20 MB wolnego miejsca na twardym dysku, akcelerator grafiki trójwymiarowej
Dystrybucja: CD-Projekt
Cena: 129 zł