Seks, kłamstwa i gry wideo: Polityka przyznaje się do błędu?
28.09.2011 17:14, aktual.: 06.01.2016 11:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na pewno pamiętacie tę aferę sprzed kilku tygodni: tygodnik "Polityka" zamieścił - skądinąd bardzo sensowny - artykuł o postrzeganiu seksu przez młodzież, w którym dokonał dość skandalicznej generalizacji, pisząc, że, ogólnie mówiąc, fabuła wielu gier opiera się o gwałty zbiorowe (pisaliśmy o tym tutaj). W dzisiejszym wydaniu magazynu znajdziecie ciąg dalszy tej historii.
To opublikowany w dziale z listami do redakcji list Konrada Rawińskiego, gracza i - przy okazji - pracownika firmy Cenega, jednego z polskich dystrybutorów gier:
Ze zdziwieniem przeczytałem w tekście "Seks, przemoc i małolaty" o grach komputerowych, których fabuła polega na zbiorowym gwałcie. Gry, o których mowa, zapewne występują, ale jest to absolutny margines, nisza dostępna wyłącznie na rynkach pozaeuropejskich. Ja przez ponad 10 lat pracy przy grach komputerowych się z nimi nie spotkałem, mimo że śledzę branżę gier prywatnie i zawodowo bardzo uważnie. Szkoda, że skrajnie marginalne zjawisko ukazano w sposób, który w części czytelników może wywołać przekonanie, że tak właśnie wygląda mainstream. To trochę tak, jakby branżę filmową oceniać wyłącznie przez snuff movies, komiks wyłącznie przez hentai, a książki przez powieści Mastertona (autora cenię zaznaczam, ale momentami jego książki zbliżają się bliżej „porno” niż horroru). Mam nadzieję, że kiedyś doczekam artykułu o grach iż są formą pop sztuki taką jak inne gałęzie rozrywki, a nawet przeważającą, gdyż jako jedyne medium oferuje czynne, a nie bierne uczestnictwo w przekazywanej treści. Czy "Polityka" przyznała się tym samym do błędu? No, bez przesady, może niedopatrzenia. Ale tak, chyba możemy uznać, ze tak. Mamy nadzieję, że wszystkie polskie tygodniki i media wyciągną wnioski z tej wtopy, o której jakiś czas temu było tak głośno. Oby więcej takie brane z kosmosu opinie nie pojawiały się w poważnych wydawnictwach.
Tomasz Kutera