Sekiro: Shadows Die Twice bez jakiejkolwiek formy multiplayera
Nie pochwalicie japońskiego słońca ze znajomymi.
Sekiro to właściwie taki bohater mema, w którym Nioh (teraz właściwie już Niohy) krzyczy „ja jestem Dark Souls z samurajami”, a From Software każe komuś obok potrzymać piwo. Chociaż zwiastun, który zobaczyliśmy na konferencji Microsoftu, wcale nie sugeruje takiego stuprocentowego soulsborne’a. Jest tam nieco więcej otwartej przestrzeni, jest boss-wąż rozmiarów godnych God of Wara i jest niemalże zręcznościowe śmiganie na lince z hakiem. Z drugiej strony - wymagające pojedynki „jeden na jednego” oraz bohater wstający chwilę po własnej śmierci. "Trochę inaczej, ale finalnie po staremu", jak Bloodborne? Cóż, innego kultowego aspektu Soulsów w nowej produkcji studia nie będzie na bank.
Sekiro: Shadows Die Twice - Official Trailer | E3 2018
Oto dosadne słowa Yasuhiro Kitao w stronę dziennikarzy GameSpotu. Wiadomo, że motywy wieloosobowe stanowiły część legendy Soulsów. Niefajnie było zostać zaatakowanym przez cholernie doświadczonego gracza w środku drogi do następnego ogniska. Ale fajnie było liczyć na czyjąś pomoc przy walkach, które wydawały się po prostu niemożliwe. Dla niektórych przynajmniej. Ja, gdy nadrabiałem Demon’s Souls chwilę przed śmiercią serwerów, po jakimś czasie zdecydowałem się odłączyć konsolę od sieci. I to również było magiczne.
Ale niech mi w takim razie ktoś wytłumaczy, po co Microsoft wybulił Activision niemałą kasę, aby mieć Sekiro na swojej prezentacji?