Scarlet Nexus, czyli przyjemne granie, nieprzyjemne gadanie [Recenzja]
Scarlet Nexus ma dwa oblicza. Z jednej strony to udana produkcją, która daje dużo satysfakcji. Z drugiej, jedna, wielka gadanina, która do niczego nie prowadzi i nigdy się nie kończy.
Jak pisałem w swoich pierwszych wrażeniach, Scarlet Nexus bardzo przypomina typowe anime. Nie chodzi tu tylko o oprawę audiowizualną, ale o sposób prowadzenia historii. Mam wręcz wrażenie, że twórcy postawili sobie za cel stworzenie wielowątkowej, rozbudowanej fabuły, typowej dla japońskich seriali animowanych. Tylko to się w ogóle nie klei.
Poznajemy wiele postaci. Naprawdę wiele. Jednodniowa przerwa od gry sprawiała, że zapominałem kto jest kim. Z sielanki przypominającej praktyki szkolne, w ciągu jednej misji przechodzimy do sytuacji, gdzie bohaterowie zaczynają ginąć, walczyć ze sobą nawzajem i brać udział w politycznych przepychankach. Podzielenie fabuły na dwie postacie wcale nie poprawia sytuacji, bo czuć, że nie wiemy wszystkiego.
Same dialogi zaś są na tyle długie, że złapałem się kilkukrotnie na przeklikiwaniu ich zanim zdążyłem przeczytać całość. Premierze gry towarzyszy anime o tym samym tytule. Nie oglądałem go, być może w nim historia została przedstawiona w bardziej uporządkowany sposób. Niemniej, gra cierpi ze względu na to, że nie postarano się o odpowiednie tempo jej prowadzenia.
Historia najpierw się ślimaczy, podając nam masę nowych informacji, a później gwałtownie przyspiesza. Na tyle gwałtownie, że w pewnych momentach po prostu nie wiadomo co się dzieje. Może serial radzi sobie lepiej z opowiedzeniem historii Yuito i Kasane.
W tym momencie warto też wspomnieć o akcji przeplatającej anime z grą. W odcinkach serialu pojawiają się hasła, które można wpisać w trakcie rozmowy z jedną z postaci w grze. Czym skutkuje uzupełnienie wszystkich z nich - nie wiem, gdyż wyemitowano dopiero początkowe odcinki Scarlet Nexus i nie byłem w stanie nawet podejrzeć listy haseł w sieci.
Rozgrywka w Scarlet Nexus jest satysfakcjonująca
Dajmy spokój z fabułą. I tak prawie nikt się na niej nie skupia. Nie mogę też zbyt wiele z niej zdradzić, bo mimo wszystko byłyby to istotne spoilery.
Przyjemna jest sama rozgrywka. Choć nieco zbyt łatwa. Grę przechodziłem na poziomie trudności ustawionym na hard i jedynie bossowie stanowili wyzwanie, do momentu nauczenia się ich wszystkich ataków. W dodatku na mapie gęsto rozsiane są punkty kontrolne, w których wszyscy członkowie naszej drużyny zostają uleczeni, więc eksploracja często sprowadza się do pokonania kilku przeciwników i darmowego uleczenia postaci.
Tylko mam wrażenie, że Scarlet Nexus właśnie taką grą miał być. Niezbyt trudną, z satysfakcjonującym systemem walki i ładnymi widokami. I to wszystko się sprawdza. Walka w stylu slasherowym jest urozmaicana przez możliwość korzystania z mocy specjalnych naszych towarzyszy, które umacniamy, dając im prezenty lub przechodząc "epizody więzi" (które swoją drogą jeszcze bardziej zaburzają zaangażowanie w główny wątek fabularny).
Przyjemne odczucia umacnia możliwość personalizacji wyglądu naszych bohaterów. W sklepach możemy zaopatrzyć się w różne akcesoria, które pozwolą nam dostosować ich wygląd. W większości przypadków mamy do czynienia z typowym fanserwisem w postaci króliczych uszu czy rękawiczek w postaci zwierzęcych łap. Nie sprawi to, że nasi wojacy będą wyglądać groźniej, ale dzięki temu możemy trochę zróżnicować naszą drużynę.
Poza tym do naszej dyspozycji zostało oddane drzewko umiejętności, które w zasadzie nie daje wiele. Możemy tam odblokować standardowe ulepszenia do ataku czy czasu trwania specjalnych mocy, ale także umiejętności, którymi powinniśmy operować od początku, czyli choćby typowy dla japońskich gier podwójny skok czy automatyczne podnoszenie przedmiotów leżących nieopodal. Zdarzało mi się długimi fragmentami w ogóle nie zaglądać do drzewka, a i tak bez problemu radziłem sobie ze stawianymi przez grę wyzwaniami.
Największe różnice w grze odczuwamy, przechodząc po prostu kolejne misje, bo co jakiś czas dostajemy nowe umiejętności indywidualne, nowych towarzyszy lub ulepszenie mocy naszych kompanów.
Poza wątkiem głównym nie ma nic do roboty
O misjach pobocznych nie napiszę nawet w segmencie związanym z fabułą, bo te zadania nic z nią wspólnego nie mają. Ktoś na ulicy zleca nam zabicie dwóch potworów w określony sposób, a my po wypełnieniu jakże złożonego zadania klikamy sobie w menu zadań i odbieramy nagrodę. Lubię przechodzić gry na 100 procent, ale w tym przypadku najpewniej sobie odpuszczę, bo zwiedzanie starych lokacji w celu zabicia setny raz tego samego przeciwnika, ale tym razem przy użyciu ognia… Kiepsko.
"Epizody więzi" również nie są niczym odkrywczym. To po prostu dodatkowe dialogi przedstawiające relacje między postaciami. W przypadku Yuito rozmowa z niemal każdą postacią żeńską w grze mniej lub bardziej ociera się o wątki romantyczne.
Oprawa audiowizualna na duży plus
Scarlet Nexus z pewnością może pochwalić się oprawą audiowizualną. A raczej wizualną, bo audio lekko kuleje. Utworów nie ma zbyt wielu i nie są charakterystyczne, ale dość dobrze pasują do klimatu. Gorzej z głosami, których poskąpiono przechodniom i zlecającym zadania. Posiadają je tylko postacie odgrywające role w fabule.
Z kolei do kwestii obrazu nie mam żadnych zastrzeżeń. Idealnie przeniesiono styl japońskich animacji w świat gry. Lokacje przedstawiające futurystyczny świat wyglądają dobrze, ale główne pochwały należą się osobom odpowiedzialnym za design przeciwników. Żądni ludzkich mózgów Inni (ang. Others) wyglądają naprawdę odpychająco i niepokojąco. Czyli dokładnie tak, jak powinni.
Jest to o wiele lepsze rozwiązanie niż umieszczenie w roli przeciwników przerośniętych zwierząt i mechów, co jest zabiegiem często stosowanym w grach jRPG. Przeciwnicy wyglądają jak zmutowane skrzyżowanie ludzi i zwierząt z roślinami. Prawdziwe mózgożercze bestie.
Podsumowanie
Scarlet Nexus od Bandai Namco jest grą, przy której można się dobrze bawić, jeśli przymkniemy oko na fabułę. Ta sprawia wrażenie nieco pociętej, czasem banalnej i bardzo chaotycznej. Łatwo pogubić się w jej szczegółach.
Chwalić należy natomiast oprawę i system walki, który jest dobry, jak na grę o niezbyt wysokim stopniu trudności. Na ekranie dzieje się dużo, mamy różne moce specjalne, widowiskowe umiejętności, szybką akcję, psychokinezę.
Naprawdę nikt nie oczekuje od gry tej klasy, historii rozbudowanej jak w wielosezonowym serialu. Gdyby usunąć stąd kilka postaci, niewiele by się zmieniło, a gracz miałby do zapamiętania znacznie mniej detali.
Ocena 3,5/5
Platforma: PlayStation 4,
Producent: Bandai Namco,
Wydawca: Bandai Namco,
Data premiery: 25.06.2021,
Wersja PL: brak.
Grę do recenzji udostępniła Cenega.