Saints Row: The Third - gra taka sama jak żadna?
Im dalej zagłębiamy się w kampanię marketingową, tym bardziej słyszę, jak Saints Row: The Third już nawet nie szepcze, a drze mi się do ucha: "Patrz na mnie, jestem wyjątkowa, inna niż wszystkie, szalona i odjazdowa!" Zastanawia mnie tylko ile z tego marketingu faktycznie przełoży się na ciekawą rozgrywkę.
21.09.2011 | aktual.: 21.01.2016 17:20
Saints Row nigdy nie unikało porównań z serią Grand Theft Auto. W końcu te trzy literki oznaczają właściwie osobny gatunek gier - powiedzieć o czymś sandbox to za mało (Minecraft to też sandbox), dopiero jak dodamy "taki jak GTA" sprawa staje się jasna. Sęk w tym, że zbytnie podobieństwo do GTA chyba nie wychodziło do tej pory Saintsom na dobre - zawsze była w cieniu oryginału. Sam w dwójkę zagrałem przelotnie, wychodząc z założenia, że to takie GTA, tylko mniej na serio, więc raczej wolę grać w oryginał. Chyba mając dość takich kolesi jak ja, twórcy reklamują część trzecią jako coś innego - nie "zupełnie innego", bo to nadal gangsterski sandbox, ale jednak "innego".
W Saints Row: The Third będziemy mieli oczywiście walkę z konkurencyjnymi gangami - jeden ze zwiastunów zdradza, że przyjdzie nam użerać się z Syndykatem, który zechce zająć teren Saintsów. Strzelaniny, pościgi, utarczki z policją to elementy, których na pewno nie zabraknie. Jednak diabeł tkwi w szczegółach - drobnych elementach, które twórcy wepchnęli do gry, by oddalić się od serii GTA - która nieco ostatnio spoważniała. Już pierwszy zwiastun zdradzał, że Saints Row nie do końca serio podchodzi do samej siebie i innych gier:
Dzieci, nie próbujcie tego w domu.
Jak mówią twórcy, kluczem jest zabawa i by ją graczowi zapewnić, eksperymentują z tym, co w sandboksie można. Mamy poczuć pełnię życia - na początku gry Saints są na szczycie - twórcy chcą, byśmy czuli się jak szefu na dzielni i grali również jak on. Nie zaczynamy jako Rosjanin, który swój pierwszy milion musi wyjeździć w w taksówce ani jako gangsta ze slumsów zasuwający do domu na BMXie. W Saints Row: The Third mamy być celebrytami i królami życia.
A żeby nie być gołosłownym - rzućcie okiem na ten fragment rozrywki:
Taka banalna rzecz jak walka wręcz nabiera innego wymiaru, gdy możemy przeskoczyć drugą osobę jak kozła, kopnąć w krocze albo powalić wrestlerskim ciosem i na koniec zapozować do zdjęcia. Wielkie fioletowe dildo to lekki ukłon (lub zrzynka) z GTA: San Andreas, ale to w Saints jest naprawdę wielkie. A już przegięciem są pięści apokalipsy, które jednym ciosem zmieniają wroga w chmurę krwi.
Inną zwykłą rzeczą, której dodano odrobinę szaleństwa jest garderoba. Garnitury są dobre, ale na dłuższą metę nudne. Czemu więc nie szerzyć zbrodni w kostiumie astronauty, futrzaka, szlafroku, a nawet nago - gra ma nawet współczynnik naszej seksowności zależny od ubioru.
Taki drobnostek jest więcej - na przykład wsiadanie do samochodu przez okno - totalnie niemożliwe, ale jak to wygląda. Wezwanie nalotu bombowego, by zniszczyć grupkę wrogich gangsterów to także żaden problem. Albo latanie po mieście uzbrojonym po zęby myśliwcem - tu nie trzeba go kraść od wojska, taki gang jak nasz po prostu go ma. A już wisienką na torcie jest człowiekopulta - strzelająca ludźmi cyrkowa armata ciężarówka. Jeden jeden z bonusów od doktora Genki - zaraz obok strzelającej ośmiornicami bazooki i obcisłego kostiumu człowieka-pocisku. Ale jak widać Saints Row się przegięć nie boi.
Uwaga: filmik ostro miga kolorami
Tako rzecze YouTube: I'm sorry to say, GTA is dead.
Zamiast silić się na dziwne pomysły można też wziąć coś, co konkurencja uznała za zbędne, a gracze kochali. Z serii GTA zniknęły Rampages (Kill Frenzy!). Już w GTA: San Andreas były zmarginalizowane, zaś w IV zniknęły całkowicie. Tymczasem na tym samym filmiku z rozgrywki twórcy chwalą się misją poboczną Tank Mayhem - wsiądź do czołgu i nabij określoną sumę, demolując wszystko dookoła. Brakowało Wam tego? Mi tak. Za to z trzeciego Saints Row zniknęły misje strażackie - ponoć nie pasowały do charakteru, co dobrze wróży - boss nie będzie gasił śmietników.
A jeśli pojawia się poważniejsza misja - jak włamanie od serwerów gangu Deckers, Saints ubierają ją w swój specyficzny humor. W końcu nie każdą podróż po wirtualnej rzeczywistości zaczynasz jako toaleta. A sam koncept cyberprzestrzeni pożyczony jest z "Trona".
Nawet walka na ringu nie jest standardowa, gdy masz wielką rybę i piłę spalinową.
I tak wszystko ładnie, pięknie, kolorowo wygląda, ale czasem marketingowcy Saints Row; The Third przypominają sobie, że przecież są jeszcze Ci, którzy chcą po prostu kopii GTA. I wtedy serwują nam standardowy zwiastun, w którym dużo się strzela, a w tle leci melodyjka w stylu "gangsta".
I równie standardowy filmik z rozgrywki, w którym jeszcze więcej się strzela.
Ale nawet w nim jest przelot na wylot przez samolot.
Mam nadzieję, że po premierze nie okaże się, że szaleństwo i rozmach w grze to te kilka odtrąbionych elementów. Chcę czuć taki klimat cały czas. Po grach prowadzących mnie grzecznie i realistycznie od zera do gangstera dajcie mi bonza czerpiącego z życia pełnymi garściami, dla którego miasto faktycznie jest piaskownicą. A jak wiadomo z doświadczenia zdobytego w dzieciństwie - w piaskownicy można i budować babki i do niej nasikać.
Paweł Kamiński
P.S. GTA nie składa broni...
Niestety takie rzeczy tylko na PC.