Runaway: A Road Adventure
Podobno po serii Monkey Island niczego nowego w dziedzinie przygodówek nie da się już wymyślić. Chodzą słuchy, że grafika 2D odchodzi powoli do lamusa. Mało znana firma Pendulo Studios zadaje kłam tej propagandzie producentów sprzętu, wydając Runaway - A Road Adventure.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:09
Runaway: A Road Adventure
Tomasz „lusiek” Lustyk
Podobno po serii Monkey Island niczego nowego w dziedzinie przygodówek nie da się już wymyślić. Chodzą słuchy, że grafika 2D odchodzi powoli do lamusa. Mało znana firma Pendulo Studios zadaje kłam tej propagandzie producentów sprzętu, wydając Runaway - A Road Adventure.
Jestem zagorzałym zwolennikiem twierdzenia, że nadmiar nauki szkodzi. Zamiast marnować czas, lepiej skończyć po raz pięćdziesiąty trzeci Fallout 2. I gdyby bohater gry, niejaki Brian, czytywał Valhallę, może moja życiowa filozofia ocaliłaby jego tyłek przed kłopotami, w jakie się wplątał. Oto w jednej chwili ze zwykłego, nudnego studenta, którego emocjonowały jedynie losowania Totolotka (ze stypendium nie wyżyjesz...), Brian przeistoczył się w ściganego przez mafię obrońcę tajemniczej striptizerki. Znów zwyczajny przeciętniak ma kogoś ratować? To już zakrawa na wadę genetyczną... Brian ucieka, Gina wisi mu na ramieniu i przesłania świat swoimi potężnymi... niebieskimi oczami. Mafia goni, magia krąży w powietrzu, do akcji szybko wtrącają się Indianie i Meksykanie. Do szczęścia brakuje chyba tylko ufoludków. To jest to, panowie! Przygoda, piękna kobieta, wielki szmal (który Gina zwinęła mafii), niebezpieczeństwo. No i gdzieś tam, w tle, pewnie jakiś świat do uratowania. W końcu to przygodówka. Po drodze dokonuje się wewnętrzna metamorfoza Briana z nieporadnego fajtłapy w prawdziwego twardziela, który łyka huragany i spluwa błyskawicami. Cóż, potrzeba matką wynalazku... Wygląda na to, że mało znana firma Pendulo Studios wypuści już wkrótce prawdziwie smakowity kąsek. Hiszpański producent zaistniał na rynku już kilka lat temu, lecz wyprodukowane przezeń gry: Hollywood Monsters i Igor Objective Uikokahonia nie zdobyły ogólnoświatowej popularności. Mimo, że ich powstanie przeszło bez większego echa, gracze, którzy zetknęli się z produktami Hiszpanów zgodnie okrzyknęli Hollywood Monsters godnym następcą serii Monkey Island. Szczególne wrażenie robiły znakomicie dopracowane, logiczne zagadki i rosnący proporcjonalnie do postępów fabuły poziom trudności. Tego samego możemy spodziewać się po Runaway, która jak na klasyczną przygodówkę przystało, obfituje w lokacje (około setki). Trzeba będzie ostro wysilać mózgownicę, by wykorzystać licznie zdobywane przedmioty zgodnie z ich przeznaczeniem lub wręcz przeciwnie, użyć ich w sposób na pozór całkiem szalony.
Czyli ”Czadu Brian!”
Nie rozczaruje nas też z pewnością wykonanie gry. Pokażcie mi inną przygodówkę, którą przechodzić będzie można w rozdzielczości 1024x768 pixeli! Tylko z pozoru jest ona „zwyczajną” dwuwymiarową rysowaną gierką, jakich wiele. Wykorzystując specjalny system NPR (non-photo realistic rendering) uzyskano grafikę realistyczną, a przy tym znakomicie stylizowaną na komiks. Dodajmy do tego renderowane postacie bohaterów, ruchome kamery, 30 minut filmów i innych przerywników, a piksel po pikselu składa się to na bardzo zachęcający obraz. Całość ma przypominać animowany komiks, zaś z załączonych screenów po prostu emanuje życie. Cała reszta, w tym interfejs pozwalają oczekiwać, że Runaway będzie klasyczną przygodówką, obsługiwaną systemem point'n'click. Jest on na tyle intuicyjny, że zarówno starzy wyjadacze, jak i nowicjusze powinni poczuć się jak w domu. Mówcie co chcecie, ja chętnie przyjmę grę różniącą się od Grim Fandango, Toonstruck czy serii Monkey Island i innych produkcji w mniejszym lub większym stopniu wzorujących się na genialnym produktach LucasArts. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, iż Runaway - A Road Adventure zapewni wiele godzin rozrywki na najwyższym poziomie. Jest w niej wszystko: tajemnica, niebezpieczeństwo, piękna nieznajoma i stos zielonych jako nagroda za trudy. Taki Brian to ma dobrze. Może jednak warto się uczyć?