Rozważania NaGórze: Wskocz do pociągu w biegu

Rozważania NaGórze: Wskocz do pociągu w biegu
Bartłomiej Nagórski

23.04.2016 13:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czy zaczynanie od drugiej, trzeciej czy jeszcze dalszej części gry bez znajomości poprzednich ma jakikolwiek sens? A może w przypadku gier nie jest to w ogóle żaden problem?

Dzieciństwo i wczesną młodość spędziłem w czasach, w których z dostępnością rozmaitych rzeczy, w tym dóbr kultury, było słabo. Czasem występowały w ograniczonych nakładach, czasem trzeba było wiedzieć gdzie kupić, a czasem po prostu nie było nas na nie stać. Nie mieliśmy też dostępu do internetu, nie mówiąc o tym, że w raczkującej wtedy sieci brak było równie dokładnych baz danych filmów, książek i seriali jak te, które obecnie mamy na wyciągnięcie ręki. W efekcie po popkulturze poruszalismy się wtedy wszyscy mniej lub bardziej po omacku.

Zdarzało się zatem, że brałem się za książkę, film czy komiks, absolutnie nieświadomy faktu, iż sięgam po coś, co nie jest pierwszą częścią. Że tam wcześniej coś się jeszcze działo, że postaci mają przeszłość, że historia toczy się w mniej lub bardziej określonym uniwersum. Serię “Yans” zacząłem albo od “Mutantów z Xanai”, albo od “Prawa Ardelii”, w każdym razie któregoś z późniejszych tomów, Thorgala - od “Trzech starców z krainy Aran” (wydanych też jako “Nad jeziorem bez dna”), Valeriana - od części 11 i 12, w oryginale, więc mało co rozumiałem. “Zaklętą w sokoła” oglądałem na kasecie wideo pozbawionej pierwszej pół godziny, dlatego dopiero po wielu latach zorientowałem się jak ten film się nazywa i co działo się na początku. Przykłady mogę mnożyć: mikropowieść czy też nowela “Mój własny wróg” przeczytana od połowy, bo nie dałem rady kupić jednego numeru “Nowej Fantastyki”, cykl Amberu przeczytany z przeskokiem bez trzeciego tomu, bo nie było go ani w bibliotece, ani w księgarniach.

No dobrze, zapyta ktoś, ale jak to się ma do gier? Już tłumaczę.

Obraz

W czasach osmiobitowców kolejność nie miała szczególnego znaczenia. Spektrumowe Dun Darach i Tir Na Nog może i rozgrywają się w tym samym uniwersum, ale spokojnie można grać w jedno bez znajomości drugiego. Podobnie Avalon i Dragontorc. Wszelki cykle, zwłaszcza zręcznościowe, jak na przykład Spy vs Spy czy Monty Mole, to było więcej tego samego, obietnica znanego schematu rozgrywki plus nowych poziomów, przeciwników czy gadżetów. W miarę jednak jak fabuła i świat w grach robiły się coraz bardziej rozbudowane, kolejne części gier zaczęły być ze sobą powiązane czymś więcej niż tylko imieniem głównego bohatera. Kolejne Ultimy, odsłaniające historię Britannii i związków z nią Avatara. Trzy Ishary, kawałek po kawałku rozbudowujące świat wprowadzony w Crystals of Arborea. Cykl Metal Gear Solid i opowiedziana w nim meandrująca historia Snake’a, Big Bossa i innych. Seria Mass Effect, gdzie wątki fabularne częściowo przynajmniej opierają się na wyborach kapitan(owej) Shepard z poprzednich części.

Obraz

I tu już pojawia się problem. Wiele osób czytając recenzję dalszych tytułów z jakiejś serii zastanawia się, czy powinna zacząć od początku, czy może wskoczyć do pociągu w biegu, ryzykując że ominie ich jakaś część doznań i frajdy z gry. Czesto w komentarzach widzę pytania: czy trzeba znać poprzednie Soulsy żeby grać w dwójkę lub trójkę? Spodobał mi się Assasin’s Creed III, czy muszę zagrać we wszystkie poprzednie cztery części (pomińmy tu na chwilę kwestię logiki numeracji)? A co z Uncharted, czy bardzo będzie mi przeszkadzać nieznajomość historii Drake’a?

Dobra wiadomość jest taka, że skok w nieznane w zdecydowanej większości przypadków w ogóle nie jest problemem. Wszystkie gry z serii Souls są niezależnymi całościami i związki między nimi są w najlepszym razie efemeryczne. Assasin’s Creed nie wymaga dokładnej orientacji w fabularnym koktajlu całości cyklu. Jeśli ktoś się bardzo uprze, to może spróbować przejść sobie trylogię o życiu Ezzio Auditore da Firenze (po kolei: II, Brotherhood, Revelations), ale absolutnie nie jest to konieczne. Seria Uncharted jest jak filmy o Indianie Jonesie - fajnie znać tło, ale ktoś kto zacznie od dalszych części nie straci wiele.

Obraz

Co do mnie, to przeszedłem Uncharted 2 i 3, a nieznajomość jedynki nie wadziła mi ani trochę. Mass Effect zacząłem od dwójki, bo pierwsza część nie była wtedy dostępna na PlayStation 3. I co? I nic, bawiłem się świetnie. Bez żadnych zawirowań grałem też w Virtue’s Last Reward, mimo że nie znałem wtedy 9 Hours, 9 Persons, 9 Doors. Miasteczko Silent Hill zwiedzałem ruchem konika szachowego: zacząłem drugą część, nie skończyłem, przeszedłem trzecią, wróciłem do drugiej, skończyłem, potem jedynka, potem czwórka, potem kolejne. Poplątana historia nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu, ba, nawet w jakiś pokrętny sposób pasowała do rwanej narracji serii.

A poza tym mamy też cykle, w których kolejne tytuły w ogóle nijak się do siebie mają. Final Fantasy: co numerek, to nowa opowieść i nowe uniwersum, gdzie ino chocobosy są takie same (nie licząc kontynuacji X-2 i XIII-2, ale ćśś). Batmany, w których nie ma większego znaczenia czy biega się po wyspie ze szpitalem psychiatrycznym, czy lata po mieście zamienionym na wielkie więzienie. The Elder Scrolls, gdzie co prawda świat jest ten sam, ale zwiedzamy jego rejony na tyle odległe od siebie, że mógłby i nie być. I tak dalej, i tak dalej: Far Cry, Grand Theft Auto, Little Big Planet, Call of Duty...

Dlatego jeśli następnym razem najdzie Was wątpliwość, czy wskoczyć do jakiejś serii w biegu - nie przejmujcie się tym. Uduście w sobie wewnętrznego komplecjonistę. Jeśli podoba Wam się jakaś gra, bierzcie się za nią od razu. Szkoda życia na przechodzenie poprzednich części tylko po to, żeby nie umknęły jakieś drobne nawiązania czy potencjalne wariacje fabuły na bazie przeszłych wyborów. Tym bardziej, że z racji wieku pierwsze gry są często mniej atrakcyjne wizualnie, a  niekiedy również gameplayowo. Zaś czasu zajmują sporo. Dlatego też jeśli idzie o zaczynanie od kolejnych części gier, to mam radę, która w zależności od przedziału wiekowego, brzmi: carpe diem / żyj chwilą / YOLO.

Bartłomiej Nagórski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
wiadomościpolecamyassassins creed